
Na przekór czarnym wizjom mojej przemądrzałej matki
Podpisałam papiery
– Prawda wygląda tak, że większości chorób, niegdyś dziesiątkujących ludzkość, już nie ma, a te, na które każą nam szczepić dzieci, można dziś łatwo wyleczyć. A taka na przykład szczepionka na gruźlicę wcale nie chroni przed zachorowaniem. Nie wolno nikogo uszczęśliwiać na siłę, powinniśmy mieć wybór!
Moja córeczka mogła umrzeć. Przeze mnie
Czytaj także:

To chyba normalne, że uważaliśmy naszą córeczkę Agatkę za najpiękniejszą na świecie. Większość rodziców myśli podobnie o swoich pociechach. Czy to coś złego? Samo w sobie nie, ale przekonałam się, że konsekwencje wynikające z takiego podejścia mogą być opłakane. Gdy urodziłam Agatkę, postanowiliśmy ze Zbyszkiem utrwalać nasze szczęście na fotografiach. Zrobiliśmy naszemu dziecku niezliczoną liczbę zdjęć. Mnogość ujęć, póz, fotki ustawiane, spontaniczne – pełen przekrój tego, jak nasza córcia rośnie z każdym dniem i z każdą chwilą pięknieje, ku radości swoich rodziców. Rodzina i znajomi patrzyli na nas trochę jak na zwariowaną parę, która rekompensuje sobie jakieś bliżej niesprecyzowane kompleksy czy dokonują projekcji miłości własnej na dziecko (trafiały się takie diagnozy). Tłumaczyliśmy to zazdrością, zwłaszcza gdy takie psychologizowanie serwowały nam moje bezdzietne koleżanki i znajomi Zbyszka, którzy nie zaznali dotąd uroków rodzicielstwa. Ale już mój ojciec pozwalał sobie na prelekcje, wydawać by się mogło, czysto praktyczne. – Kiedyś było inaczej – marudził. – Na kliszy dwadzieścia cztery albo trzydzieści dwa zdjęcia, więc należało starannie dobierać momenty na fotografowanie. A to cyfrowe cykanie w końcu wam spowszednieje. Kto znajdzie tyle czasu, żeby te wszystkie zdjęcia obejrzeć! Robicie z dziecka maskotkę, modelkę… Spasujcie trochę. – Ale co jest złego w dziecięcych fotografiach? – pytałam obrażona. – Nie moja wina, że nie miałeś takich możliwości. Ja bym bardzo chętnie pooglądała swoje zdjęcia z różnych okresów dzieciństwa. A jest ich tyle, co kot napłakał. Miałeś tylko jedną kliszę, jak byłam mała? Wtedy ojciec się obrażał i z tematu zdjęć schodził na kwestie wychowania. – Wiesz dobrze, że...

Nigdy nie zapomnę pierwszej ciąży Klaudii. Jej drżących dłoni, gdy podawała mi test ciążowy. Widoku dwóch różowych kresek i łzy spływającej po policzku mojej żony. Krzyczałem i płakałem ze szczęścia, że wreszcie spełnia się nasze największe pragnienie. – Syn? Córka? Jakie to ma znaczenie, ważne, żeby było zdrowe. Żeby po prostu było – powiedziałem najlepszemu kumplowi, gdy to opijaliśmy. O naszym szczęściu natychmiast powiadomiliśmy obie rodziny. Uradowana teściowa wyściskała nas oboje, bo dobrze wiedziała, jak długo czekaliśmy na tę wiadomość. Moja rodzicielka była bardziej ostrożna. – Który to tydzień? – zapytała, gdy zostaliśmy sami. Pamiętam, jak śmiejąc się, odpowiedziałem, że czwarty, ale Klaudia nie ma jeszcze żadnych objawów ciąży. Test zrobiła właściwie przypadkowo, bo dała jej do myślenia zmieniona woń moczu. – I trafiła w dziesiątkę moja mądra żona – żartowałem. – Czwarty to wcześnie. Jeszcze przyjdzie czas na świętowanie, na razie możesz jedynie dbać o nich oboje – przerwała mi mama. Zaskoczył mnie jej dystans. Dopiero później starsza siostra wyjaśniła mi, jak trudne dla podtrzymania ciąży są pierwsze trzy miesiące , tyle że wtedy sam już to wiedziałem… Klaudia poroniła, kiedy byłem w pracy. Przyjechałem do niej jednocześnie z wezwaną karetką, bo straciła dużo krwi. – Ciąża pozamaciczna – brzmiał wyrok ginekologa. – To się zdarza średnio mniej niż dwa razy na sto ciąż, ale nie zrażajcie się państwo, będziecie mieli jeszcze dzieci. Zobaczycie! Nie wiedziałem, jak pomóc Klaudii Po kolejnych dwóch podobnych ciążach zwątpiłem w szczerość jego słów. Było mi przykro, że los tak okrutnie z nas zadrwił, ale wciąż liczyłem na cud. Sądziłem, że...

Magdalena Stępień i Jakub Rzeźniczak niecały miesiąc temu powitali na świecie swojego synka – Oliwiera. Niestety, relacje między rodzicami dziecka nie układają się dobrze. Partnerzy rozstali się jeszcze przed narodzinami maluszka. Jakiś czas temu uczestniczka „Top Model” opowiedziała o swoim traumatycznym porodzie . Przyznała, że byłoby jej łatwiej, gdyby obok niej był ojciec dziecka – Jakub Rzeźniczak. Teraz młoda mama wyjawiła, jak wyglądają kontakty piłkarza z synkiem. „Postawiłam sprawę jasno” Modelka wyznała w rozmowie z Jastrząb Post, że ze względu na swoje dobro stara się ograniczać kontakt ojca z małym Oliwierem. Cała sytuacja jest dla młodej mamy bardzo bolesna, a rany związane z rozstaniem jeszcze się nie zabliźniły. „Na początku postawiłam sprawę jasno. Nie do końca chciałam, aby widywał się z małym, to było bardzo bolesne dla mnie. Każde jego przyjście do domu powodowało żal, smutek i nie dawałam sobie z tym rady. Nie potrafiłam zbudować normalnej relacji ojciec – matka, bo po prostu jest za wcześnie” – powiedziała modelka. „Mam w sercu duży żal, że on poszedł od razu w nową relację. Z tym nie mogę sobie poradzić. Takie były decyzje, że ja nie za bardzo chciałam, aby on miał kontakt z Oliwierem. I też tak powiedział mój psychoterapeuta – że byłoby lepiej, żebyśmy nie mieli tego kontaktu przez jakiś czas. Żeby to wszystko ucichło, żeby sobie poradziła z tymi emocjami i z tą całą sytuacją, która się wydarzyła” – dodała. Magdalena Stępień opowiedziała także o podejściu piłkarza do synka: „Jest zakochany w Oliwierze. To jest jego syn. Był, jest i będzie”. Wspomniała także, że jej kontakty z ojcem dziecka są bardzo ograniczone: „Tyle, co rozmawiamy o zdjęciach małego i formalnościach. A tak nie mamy...