
Miałam wiele szczęścia, że spotkałam Janka
Był zdrowy, silny, nigdy nic mu nie dolegało!
Miłość przyszła wtedy, gdy byłam na nią gotowa
Marylka jest już ze mną trzy lata
Czytaj także:
- „Matka mojego narzeczonego mnie nienawidzi, bo mam nieślubnego syna. Sądzi, że chcę złapać Wojtka na dzieciaka"
- „Kiedy żona powiedziała mi, że znowu jest w ciąży, uciekłem. Jako samotna matka poradzi sobie lepiej, państwo jej pomoże”
- „Miałam gorący romans z księdzem. Uwiódł mnie, rozkochał, a gdy zaszłam w ciąże, zmusił do aborcji"

Szymon nie odbiera… – odłożyłam telefon komórkowy, usiłując ukryć panikę w głosie. – Dzwoniłeś do Gabrysi? – Jej telefon jest wyłączony – Lucjan głośno przełknął ślinę. – Zapisz numer infolinii dla rodzin – powiedziałam, a mąż spojrzał na mnie, jakbym właśnie wydała wyrok na naszego syna i synową. Od kilku godzin próbowaliśmy się z nimi skontaktować, bez skutku. Zaczęliśmy minutę po tym, jak w radiu i telewizji podano wiadomość o wypadku polskiego autobusu w Niemczech. Media donosiły o kilkunastu ofiarach śmiertelnych, stan kolejnych był ciężki lub krytyczny. – Babciu, możemy sobie obejrzeć jakąś bajkę? – czteroletnia Izunia wdrapała się na kanapę i machnęła mi przed nosem pilotem. – Bajkę, bajkę! – jej siostrzyczka, dwuipółletnia Zuzia zaczęła podskakiwać na dywanie. Najchętniej do końca życia zostałabym w łóżku! Spojrzałam na wnuczki i zmusiłam się do uśmiechu. Nie rozumiały, dlaczego zamiast wesołej Dory i jej przyjaciół oglądamy migające niebieskie światła i wraki samochodów na autostradzie. Przełączyłam kanał na bajki i zasłoniłam dłonią usta, żeby nie zacząć płakać albo krzyczeć. Na szczęście dzieci, skoncentrowane na kreskówce, nie zauważyły, co dzieje się z ich babcią. – Jagoda, słuchaj… – mąż wyszedł z kuchni blady jak prześcieradło. – Dzwoniłem na infolinię… W tej sekundzie mój świat runął. Szymon i Gabrysia byli na liście ofiar śmiertelnych, potwierdziły to dwa niezależne źródła. Nasz jedyny syn i jego żona zginęli tragicznie podczas pierwszego wspólnego urlopu od pięciu lat. Tak oto ich córki, teraz leżące na naszej wersalce i śmiejące się z przygód wesołej dziewczynki i jej małpki, zostały...

Zawsze uważałam, że Marcin będzie ojcem doskonałym. Chętnie bawił się ze swoimi bratankami, a żona Piotra, młodszego brata mojego męża, śmiała się nawet, że chyba wyszła nie za tego Gawrońskiego, co powinna. Bo Piotr przy dzieciach nic nie robił… Na Marikę zdecydowaliśmy się jednak dopiero po 6 latach małżeństwa. Najpierw chcieliśmy się trochę ustawić w życiu. Znaleźć pracę, urządzić własny kąt. No i nacieszyć się sobą. To był chyba najszczęśliwszy okres w naszym małżeństwie. Wychodziliśmy z pracy i robiliśmy, co chcieliśmy. Szliśmy na imprezę, do restauracji, znajomych. Miałam wtedy wielu przyjaciół… Wakacje spędzaliśmy zawsze za granicą, a zimą wyjeżdżaliśmy na narty do Zakopanego. Właściwie nigdy się wtedy nie kłóciliśmy. Ciążę znosiłam doskonale. Żadnych nudności, zawrotów głowy Przytyłam tylko osiem kilogramów, więc nawet nogi mi nie puchły. Pracowałam do samego końca. W międzyczasie kupowałam ubranka i studiowałam poradniki. Marcin przygotowywał się do ojcostwa po swojemu. Przetrząsał internet i szukał gadżetów ułatwiających życie młodym rodzicom, testował wózki. Na początku siódmego miesiąca już wiedzieliśmy na pewno, że na świat przyjdzie dziewczynka. Mój mąż, najstarszy z czterech braci, wprost oszalał ze szczęścia. Wytapetował pokój na blady róż, kupił śliczne białe mebelki i łóżeczko z baldachimem. – To wszystko dla mojej księżniczki! Zawsze będzie miała to, co najlepsze – mówił podekscytowany. Oboje nie mogliśmy doczekać się rozwiązania. Byliśmy przekonani, że nasze życie we troje będzie tak samo piękne i szczęśliwe jak we dwoje. A może piękniejsze i szczęśliwsze. Bo będzie z nami nasza córeczka… Ale już pierwsze dni po narodzinach Mariki sprowadziły mnie na ziemię. Okazało...

– Ciociu, czerwone światło! – Pola aż podskoczyła na siedzeniu samochodu Agaty, która wiozła nas na wybory dziecięcej miss. – Spieszymy się – wyjaśniła jej poważnym tonem Oktawia. – Musimy być dwie godziny wcześniej, żeby mama zdążyła mnie umalować i przygotować . Zerknęłam na nią i powstrzymałam się od pytania o czesanie. Widać było, że mama spędziła z nią przed lustrem sporo czasu. Koleżanka mojej córki miała zakręcone angielskie loki i natapirowaną grzywkę, a wszystko tak utrwalone lakierem, że czuć go było w całym samochodzie. Kiedy zajechałyśmy na parking pod eleganckim hotelem, gdzie miała się odbyć impreza, Agata wypakowała z bagażnika ogromną walizę. Na moje zdziwione spojrzenie odpowiedziała, że to kostiumy Oktawii i akcesoria do charakteryzacji Jak dla mnie nawet nieumalowana Oktawia wyglądała nienaturalnie. Miała pomarańczową opaleniznę u progu wiosny, co zawdzięczała codziennemu smarowaniu przez mamę samoopalaczem. Podobno jedną z konkurencji był występ w białych strojach i Agata chciała, żeby Oktawia wyglądała zjawiskowo. Dziewczynki miały po sześć lat i chodziły razem do zerówki. Jeszcze nie tak dawno woziłyśmy je na zmianę na balet i tak się zaprzyjaźniłyśmy. Raz, kiedy czekałyśmy na córeczki pod salą taneczną, Agata zdradziła mi, że wcale nie chodzi o to, że Oktawia lubi taniec, tylko to ona chce, żeby jej córka uczyła się wdzięcznego poruszania się. – To jej się przyda na konkursie – dopowiedziała, a kiedy zapytałam, co to za konkurs, opowiedziała mi resztę. Tak zostałam wciągnięta w świat konkursów piękności dla dzieci Dowiedziałam się, że w Polsce jest tylko kilka konkursów małej miss i małego mistera, a Oktawia brała już udział w dwóch. Teraz czekał...