
Tak przeleciało pięć miesięcy
Dzień porodu
Praca nadesłana przez Damiana Gruzę na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja listopadowa).

Specjaliści na całym świecie podkreślają, że do spokojnego i sprawnie przebiegającego porodu kobieta potrzebuje przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. Jeśli partner potrafi być w takiej chwili wsparciem – to wspaniale. Bywa jednak i tak, że mimo szczerych chęci nie sprawdza się w roli porodowego asysty lub po prostu nie chce uczestniczyć w narodzinach dziecka. Inna sprawa, że niektóre pary czują, że wspólny poród nie musi być dobry dla ich związku. Dlatego nie kierujcie się modą na wspólne rodzenie. Ważne jest to, co czujecie. No i chyba nie warto poznać zdania ojców, którzy mają to już za sobą. Paweł Podwysocki, tata Emilki i Olka jestem za porodem rodzinnym Poród to niecodzienne przeżycie, zwłaszcza dla mężczyzny. To także okazja do pokazania, że my, faceci, naprawdę jesteśmy oparciem w trudnych chwilach. Niełatwo opisać emocje towarzyszące narodzinom dziecka... To ja pierwszy spojrzałem w oczy synka i córki, ja pierwszy brałem ich na ręce i podawałem żonie. To połączenie miłości, wzruszenia, radości i wdzięczności, ale jednocześnie poczucie odpowiedzialności za życie, które daliśmy. Wiem, że żaden mężczyzna nie wytrzymałby porodu, ale mam prawo mówić, że urodziliśmy nasze dzieci razem. Bo przyginałem głowę mojej żonie, bo oddychałem razem z nią i liczyłem oddechy pomiędzy skurczami, bo bujałem się na piłce, bo parłem, zaciskając zęby i oczy. Byłem zaangażowany w stu procentach i wiem, że moja żona tego ode mnie oczekiwała. Czułem się potrzebny. Marcin Klimkowski, tata Jagody i Kacpra jestem za porodem rodzinnym Kiedy rodził się Kacper, czekałem za drzwiami. Chciałem być tradycyjnym ojcem, jak mój tata, dziadek i pradziadek, tym, co czeka, a nie uczestniczy – nie dlatego, że nie chce, tylko dlatego, że tak było zawsze. Wszedłem na porodówkę dopiero, gdy syn już był na świecie, widziałem tę małą istotkę na kilka minut po...

Michał Zarzycki, tata Mirandy i Miłosza Nie popieram mody na wspólne rodzenie, bo ono nie jest wspólne i tyle. To kobiety rodzą dzieci , a mężczyźni mogą ewentualnie być przy tym lub nie. Moja żona Agata rodziła sama. To była wspólna decyzja. Nie wiedziała, jak się zachowa w obliczu bólu, nie miała pojęcia, jak zareaguje jej ciało w czasie takiego wysiłku i stresu. Dokładnie pamiętam, co robiłem, gdy rodziła się Miranda – wyszedłem na długi spacer. A kiedy zaczął się poród Miłka – dosłownie wprosiłem się do przyjaciół, bo nie chciałem być w takiej chwili sam. Dowiedz się: Jak rozpoznać, że „to już”? Paweł Podwysocki, tata Emilki i Olka Poród to niecodzienne przeżycie, zwłaszcza dla mężczyzny. To także okazja do pokazania, że my, faceci, naprawdę jesteśmy oparciem w trudnych chwilach. Niełatwo opisać emocje towarzyszące narodzinom dziecka... To ja pierwszy spojrzałem w oczy synka i córki, ja pierwszy brałem ich na ręce i podawałem żonie. To połączenie miłości, wzruszenia, radości i wdzięczności, ale jednocześnie poczucie odpowiedzialności za życie, które daliśmy. Wiem, że żaden mężczyzna nie wytrzymałby porodu, ale mam prawo mówić, że urodziliśmy nasze dzieci razem. Bo oddychałem razem z żoną i liczyłem oddechy pomiędzy skurczami , bo bujałem się na piłce, bo parłem, zaciskając zęby i oczy. Byłem zaangażowany w stu procentach i wiem, że moja żona tego ode mnie oczekiwała. Czułem się potrzebny. Marcin Klimkowski, tata Jagody i Kacpra Kiedy rodził się Kacper, czekałem za drzwiami. Chciałem być tradycyjnym ojcem, jak mój tata, dziadek, pradziadek, tym, który czeka, a nie uczestniczy – nie dlatego, że nie chciałem, tylko dlatego, że tak było zawsze. Wszedłem na porodówkę, dopiero gdy syn już był na świecie, widziałem tę małą...

Nie lubię kwiatów, a już najbardziej nie znoszę tych polnych. Kiedyś uwielbiałam chabry i maki , układałam z nich śliczne bukiety. Pomagała mi w tym moja kilkuletnia wtedy córeczka Patrycja. Uczyłam ją rozróżniać roślinki, wpajałam miłość do przyrody . Po zimie znów przyjdzie wiosna, a potem lato i widać będzie łany dojrzewających zbóż, w których ukryją się błękitne zdradzieckie chabry. Znów przypomni mi się tamto okropne lato, kiedy moje dziecko, spuszczone na chwilę z oczu, straciło zdrowie i sprawność. Z powodu mojego niedopilnowania i z powodu tych przeklętych chabrów. Gdybym wtedy nie zaczęła rozmawiać z sąsiadką, gdybym pilnowała córeczki ... Wystarczyła chwila nieuwagi. Nigdy sobie tego nie wybaczę, karą za moje gapiostwo jest fakt, że każdego dnia widzę moją ukochaną, cierpiącą niepełnosprawną córeczkę, widzę jej cierpienie i nie mogę jej pomóc. A ona tylko chciała zerwać kwiatki na bukiecik dla mnie. Straciłam ją z oczu tylko na chwilę To był upalny lipcowy dzień. – Gdzie jest tatuś? – spytała Patrycja. – Pracuje w polu. Chodź, pójdziemy na spacer , zaniesiemy tacie kanapki – powiedziałam, pakując śniadanie dla męża. Wojtek jeździł ciągnikiem z doczepioną żniwiarką. Kosił zboże, nasze i okolicznych gospodarzy. – Staniemy przy drodze i zaczekamy, aż tata podjedzie – powiedziałam do Patrycji, która zaczęła grzebać patykiem w piasku. Ja tymczasem zagadnęłam sąsiadkę, która wracała właśnie ze sklepu. Nie wiem jak to się stało, że żadna z nas nie zauważyła tego momentu, jak mała podniosła się i weszła w środek wysokiego zboża . W ogóle nie było jej stamtąd widać. Słyszałam coraz głośniejszy stukot maszyny, która zbliżała się do nas, dyskutowałam nadal z sąsiadką, przekrzykując się przy tym. Nagle ciągnik zatrzymał się, a ja usłyszałam potworny wrzask mojego męża...