
Proroczy sen?
Zaczęło się całkiem niewinnie. Mama kilka miesięcy temu zapytała, czy nie chciałabym pójść do przedszkola. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Na wszelki wypadek kiwnęłam jednak głową twierdząco (może przedszkole to jakieś wspaniałe słodycze, kto wie?). To nie były słodycze. To był taki dom, w którym bawiły się dzieci. Było super! Nie rozumiem zupełnie, po co mama w ogóle mnie pytała. Przecież doskonale wie, że lubię się bawić. No tak, ale to było kilka miesięcy temu. Potem sprawa przycichła. Rodzice co jakiś czas mówili, że od września będę chodzić do przedszkola codziennie, ale ja nie wiem, co to znaczy „od września” i „codziennie”. Postanowiłam się więc nie przejmować. Aż tu nagle… Wyprawa do sklepu Sprawy nabrały tempa. Mama powiedziała, że do przedszkola będą mi potrzebne nowe rzeczy. Super! Może wreszcie dostanę lalkę-dzidziusia? Albo tata kupi mi domek dla lalek? No niestety. Okazało się, że rodzice mają na myśli coś zupełnie innego. Najpierw przymierzałam chyba ze sto par różnych kapci. Niektóre były okropne! Miały wzory w kratkę, brrr… I to ma być dla dziewczynki? Mnie podobały się wściekle różowe (uwielbiam ten kolor), ale mama upierała się, że są za małe. Eee tam, ja bym dała radę w nich chodzić. Na szczęście tata znalazł inne – też różowe, choć może już nie tak wściekle, ale co tam. Były dobre, podobały mi się, więc kompromis został osiągnięty. Rodzice kupili mi też do przedszkola piżamę. Nie wiem po co. W końcu mam się tam bawić czy spać? Przy okazji uparłam się na ślicznego puchatego kotka. Tata stwierdził, że to może być niezły kompan w przedszkolu. To nawet dobry pomysł! Pójdę razem z kotem. Mam już nawet dla niego imię – Mruczek. Ale czułości! Zupełnie nie wiem, co stało się mamie. Ciągle mnie przytula, bawi się ze mną, czyta książeczki i...

Już pięć lat czaruje nas swoim uśmiechem jako policjantka w serialu „Złotopolscy”. Ostatnio Anna Dereszowska zagrała w największych hitach kinowych i telewizyjnych: „Tajemnicy twierdzy szyfrów”, „Testosteronie” oraz „Świadku koronnym”. W lutym zobaczymy ją na dużym ekranie w filmie „Lejdis” w roli wojującej feministki Korby. Potem czeka ją długi urlop – macierzyński... – Pani kariera nabrała ostatnio niebywałego tempa. A tu szykuje się przerwa. Na wiosnę zostanie Pani mamą. Nie chciałabym na długo wycofywać się z pracy, ale moi znajomi, którzy już są rodzicami, mówią, że kiedy dziecko przychodzi na świat, to priorytety zupełnie się zmieniają. Będę musiała jakoś pogodzić pracę z wychowaniem. Nie wyobrażam sobie, żebym cały czas grała, a moim dzieckiem zajmowała się opiekunka. – Jak Pani zareagowała na wiadomość, że jest Pani w ciąży? Najpierw był lęk. Nawet kiedy się bardzo pragnie dziecka, to chyba zawsze na początku pojawia się niepewność, jak będzie dalej. Zwłaszcza przy pierwszej ciąży. Trzeba życie podporządkować czemuś nowemu. Na szczęście przez dziewięć miesięcy można się z tą myślą oswoić. Mój strach wynikał również stąd, że mam spore zobowiązania finansowe, wzięłam kredyt na mieszkanie. – Czyli najpierw był strach. A teraz? Pomyślałam sobie, że to dobrze, że tak się stało. W przeciwnym razie odkładałabym pewnie decyzję o zajściu w ciążę w nieskończoność. To dla mnie bardzo dobry zawodowo czas i przykro będzie mi z wielu ról rezygnować i odrzucać ciekawe propozycje. Dla aktorki nigdy nie ma dobrego momentu na dziecko. Zawsze się wydaje, że zaraz nadejdzie życiowa rola. A życie płata różne figle. Czasem aktorki decydują się na dziecko, bo akurat nic się ciekawego nie dzieje, a kiedy już są w 2., 3. miesiącu ciąży, zjawia się...

Pierwszą córkę urodziłam w wieku 30 lat Agnieszka, mama Mai (4 lata), Marysi (2 lata), Patryka (10 miesięcy) Gdy wyszłam za mąż, miałam 22 lata. Wszyscy myśleli, że jestem w ciąży, stąd decyzja o ślubie. Trudno się dziwić – wszyscy moi znajomi studiowali i nikt nie myślał o zakładaniu rodziny. My też. Chcieliśmy skończyć studia, znaleźć dobrą pracę, by żyć na własny rachunek, mieszkanie… Zresztą w wieku 22 lat nie byłam gotowa na macierzyństwo. Dzieci mnie denerwowały. Myślałam nawet, że jestem pozbawiona instynktu macierzyńskiego. Jednak z biegiem lat coraz częściej zaglądałam do dziecięcych wózków, życzliwiej patrzyłam na biegające maluchy, aż wreszcie poczułam, że jestem gotowa. Po siedmiu latach zdecydowaliśmy się z Łukaszem na dziecko. Czuliśmy, że nie zagrozi ono naszej wolności, bo już z niej skorzystaliśmy. Podróże, znajomi, czas tylko dla siebie… Staliśmy się też sobie bardzo bliscy. Zdałam sobie sprawę, że mogę wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka, że jestem wyciszona, spełniona... Jestem osobą, która robi plany. Skoro zdecydowałam się na dziecko, chciałam się do tego przygotować jak najlepiej. Wizyta u ginekologa, badania, kwas foliowy, dieta… Zawsze marzyłam o trójce dzieci. Planowałam, że będę je miała do 35. roku życia, by różnica między nimi była jak najmniejsza. Ba! Zaplanowałam nawet, kiedy chciałabym urodzić pierwsze dziecko – na przełomie marca i kwietnia, by urlop macierzyński wypadł na letnie miesiące. Oczywiście myślałam o tym, czy w ogóle mogę mieć dzieci. Czy to, że czekałam na nie tak długo, nie okaże się dla mnie zgubne. Dużo czytałam o ciąży, macierzyństwie. Wiedziałam, że mam rok, półtora roku na próby. Że dopiero po tym czasie powinnam zacząć się denerwować. Nie zdążyłam, bo po czterech miesiącach okazało się, że będę miała dziecko. Druga...