
Wszystko było zaplanowane
W dniu porodu trzeba się uśmiechać
Chciałam wywołać poród
Po co ta panika?!
Wreszcie ktoś mnie wysłuchał
Urodziła się z pomocą lekarzy
Praca nadesłana przez Darię na konkurs "Prawdziwe historie ciążowo-porodowe" (edycja grudniowa).

Sygnałem rozpoczynającego się porodu są regularne skurcze macicy. To najdłuższy i najtrudniejszy etap porodu. W naszym filmie ekspertka, położna Katarzyna Płudowska, mówi o 4 etapach porodu naturalnego oraz charakterystycznych dla nich cechach. Etapy porodu Nie można przewidzieć, ile dokładnie będzie trwał poród naturalny , ale zawsze przebiega on według podobnego schematu. Wymienia się cztery etapy porodu fizjologicznego, takie jak: 1. etap porodu – regularne skurcze i rozwieranie się szyjki macicy 2. etap porodu – parcie i urodzenie dziecka 3. etap porodu – urodzenie łożyska 4. etap porodu – położenie noworodka na piersi mamy 1. etap porodu naturalnego – regularne skurcze i rozwieranie się szyjki macicy Bezpośrednio po przyjeździe do szpitala zostaniesz na izbie przyjęć zbadana przez położną lub lekarza, którzy ocenią postęp porodu . Jeżeli w tym czasie doszło już do rozwarcia szyjki macicy do co najmniej 2 centymetrów, zostaniesz przewieziona na porodówkę , gdzie odbędzie się już właściwy poród. Jeżeli rozwarcie jest mniejsze, prawdopodobnie zostaniesz odesłana do domu. Do szpitala warto przyjechać, kiedy skurcze są regularne i występują co 10 minut lub częściej. Pierwszy etap porodu rozpoczyna się regularnymi skurczami i kończy się wraz z całkowitym rozwarciem szyjki macicy, czyli kiedy ma ona 10 centymetrów rozwarcia . Ten etap porodu może trwać długo, nawet kilkanaście godzin . Wiele zależy od tego, czy kobieta jest pierworódką, czy też już wcześniej rodziła. Zwykle przy pierwszej ciąży ten pierwszy porodu trwa dłużej, ale nie jest to regułą. Jest to wyczerpujący okres porodu, ponieważ skurcze są bolesne. Jednak to, jak je odczuwa kobieta, jest bardzo indywidualne. Są mamy, które spodziewały się większego bólu i takie, które określają...

Nudzi mi się – kędzierzawa główka pięcioletniej Julki pojawiła się w kuchennych drzwiach. – Kochanie, prosiłam cię, żebyś przez chwilkę pobawiła się sama . Mamusia gotuje zupę – wyjaśniłam jej. – Zgubiłam pana misia i się nudzę – małą nóżką tupnęła o podłogę. Roztarłam rękoma skronie. "Tylko nie migrena" – zaklinałam w myślach los, odkładając trzymaną w ręku marchewkę. – Włączę ci jakąś bajeczkę – powiedziałam w końcu, a Julka pisnęła z zachwytu. Nie pozwalaliśmy jej z mężem na długie przesiadywanie przed telewizorem , ale dzisiaj byłam naprawdę wykończona. W nocy nie mogłam zasnąć, teraz, pomimo soboty, zostałam w domu sama z małą. Franek pojechał do swojej matki. Zwichnęła rękę, a w dodatku złapała przeziębienie i mąż musi jej pomóc. "A ja mogę zapomnieć o wspólnym weekendzie" – pomyślałam niechętnie. Zawsze wyjątkowo niecierpliwie czekałam na sobotni poranek. Po całym tygodniu pracy Franek znajdował wtedy chwilkę czasu dla mnie i małej, mogliśmy się gdzieś razem wybrać, albo zwyczajnie posiedzieć w trójkę w domu. "No, ale dzisiaj z tego nici..." – westchnęłam, włączając córce bajkę . W kuchni zrobiłam sobie kolejną kawę i usiadłam na taborecie. Po chwili zabrałam się za niedokończoną zupę i wtedy zadzwoniła moja komórka. – Alina? Co słychać? Nie odzywasz się! – usłyszałam jak zawsze wesoły głos mojej przyjaciółki, Magdy. Kilka lat temu pracowałyśmy razem w redakcji lokalnego dziennika, teraz staramy się widywać w miarę regularnie, chociaż wstyd się przyznać, ale to ja najczęściej przekładam spotkania. A to córka mi się rozchoruje , a to nie dam rady wyjść wieczorem... – Witaj, Madziu. Miło, że dzwonisz. Co u ciebie, jakieś zmiany? – zapytałam. – Nawet duże, ostatnio tyle się dzieje....

Bardzo pragnęliśmy mieć dziecko. Nasz ślub był w lipcu 2012 r. i praktycznie od razu zaczęliśmy się starać. Mijały kolejne miesiące: sierpień, wrzesień, październik i ciągle nic. Żadnych objawów, wszystkie testy ciążowe negatywne . Porażka, smutek i zmartwienie, że już się nie uda. A ja coraz starsza, blisko trzydziestki. Stwierdziłam, że już tak nie mogę, że muszę się czymś zająć. Studia skończone, nauka za mną. Tylko praca i brak innego zajęcia. Cały czas gadałam i suszyłam głowę mężowi, że pragnę dziecka (miał już dosyć i wcale mu się nie dziwię). Jestem w ciąży Żeby coś zmienić w swoim życiu, zapisałam się na prawo jazdy (to był 1 kwietnia 2013 r.). Nie całkiem przekonana o swojej decyzji, poszłam na pierwszą lekcję. Zajęcia teoretyczne nie były takie złe, ale "pierwsze poty" pojawiły się na pierwszej jeździe. Gdy wysiadłam po niej z samochodu, nogi ugięły mi się ze strachu. Czy to na pewno była dobra decyzja? Mój nastrój bywał w tym czasie bardzo zmienny. Po którymś kursie po prostu mnie zemdliło. "Ja się chyba nie nadaję!!!" – myślałam z goryczą. Coś mnie tknęło, żeby znowu zrobić test. Dziwnie się czułam, okres się spóźniał , choć nie pierwszy raz. Pomyślałam: "Może jest jakaś szansa". Test ciążowy wyszedł pozytywnie. Była 8:00 rano, miałam dzień wolny od pracy. Męża prędko obudziłam, mimo że był po nocnej zmianie; niewyspany, ale wstał szybko. Łza zakręciła się w oku i mnie, i jemu. " Jestem w ciąży " - powiedziałam i pokazałam test. Od tej pory nic nie będzie takie jak dawniej. Widać kropeczkę Zapisałam się do ginekologa. Był czwartek, a udało się na poniedziałek dokładnie 4 czerwca. Wielka radość, chociaż z drugiej strony niedowierzanie, a może jednak nie, może to pomyłka... Pani ginekolog podłączyła USG, nie miałam pojęcia, o co chodzi....