
Chciałem, by ktoś zagościł w moim życiu
Tym razem stało się inaczej
– Kup test, jak będziesz wracał z miasta.
– Takie rzeczy się zdarzają – usłyszałem. – Wystarczy, że coś tam się zadziało w organizmie kobiety, jakieś procesy się opóźniły, albo przyspieszyły, i gotowe.
Gdy pielęgniarka wyszła i powiedziała, że zostałem ojcem wspaniałej dziewczynki, z miejsca spytałem, jak się mała czuje i jakie są rokowania.
Jak ja mogłem być taki naiwny?!
Marek, 30 lat
Czytaj także:
- „Przez moje chore ambicje, odebrałam córce dzieciństwo. Zmuszałam ją do zajęć dodatkowych i zabraniałam się bawić”
- „Byłam niechcianym dzieckiem z przypadku. Całe życie czułam, że tata mnie nie kocha, choć inni zaprzeczali”
- „Przyjaciółka mojej córki zaliczyła >>wpadkę<< z przypadkowym facetem... moim mężem. Ten drań zmuszał ją do usunięcia ciąży”

Moja druga mama, kiedy została moją mamą, sama była jeszcze dzieckiem, bo miała siedemnaście lat! Było nas troje: ja – dziewięciolatka, siedmioletni Jasio i ona – nasza najstarsza siostra, tuż przed maturą. Rodzice pojechali na zakupy. To był piątek, pod wieczór… Jasio oglądał jakiś film, ja siedziałam przy komputerze, a Zosia wybierała się na randkę ze swoim chłopakiem. Właśnie suszyła włosy, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. To była policja. Rodzice zginęli na miejscu, w czołowym zderzeniu z dostawczym tirem. Zostaliśmy sami… Najbardziej rozpaczał Jasiek. Nikt go nie mógł uspokoić. Dopiero kiedy Zosia mu przysięgła, że nas nie zostawi i nie odda do domu dziecka, przestał płakać. – Na pewno? – zapytał. – Bo jak kłamiesz, to ja i tak stamtąd ucieknę! – Słowo! – odpowiedziała. – Będziemy razem póki nie dorośniesz i nie pójdziesz na swoje. Czy ja cię kiedyś oszukałam? Faktycznie. Zosia miała taką właściwość, że zawsze mówiła prawdę. Miała z tego powodu same kłopoty, nawet w szkole jej dokuczali, bo mówienie prawdy w każdej sytuacji, zwłaszcza szkolnej, nie zawsze się dobrze kończy. Ale ona była uparta jak muł! Nasz tata tak o niej mówił: wszystkich przekonasz, ale nie Zosię… Jak się uprze, nie ma na nią siły. Prawdziwy muł! Oprócz uporu Zosia miała jeszcze dar przekonywania o swoich racjach. – Ona wszystkich przegada i wszystko załatwi – tak z kolei Zosię charakteryzowała nasza mama. – Nie ma sposobu, żeby ją przegadać! Te cechy mojej najstarszej siostry bardzo się przydały, kiedy zaczęła walkę o to, żeby zostać naszą prawną opiekunką. Napisałam „walkę”, bo to była prawdziwa wojna z urzędami, ministerstwami, autorytetami psychologii i pedagogiki oraz z...

Jak każda przyszła matka, wyobrażałam sobie, że moje dziecko urodzi się piękne, zdrowe i silne. Ale los spłatał mi okrutnego figla. W pierwszej chwili nie chciałam się z tym pogodzić. Myślałam nawet, by je oddać i wymazać z pamięci. Ale tego nie zrobiłam… Dziś jest moim największym szczęściem. Zaszłam w ciążę w wieku 29 lat. Byłam wtedy wesołą, zadowoloną z życia kobietą. Miałam dobrą pracę, kochającego, czułego męża, własne mieszkanie. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jednego – dziecka. Przez kilka lat staraliśmy się o nie z Piotrem, ale jakoś nam nie wychodziło. Chcieliśmy nawet iść już na badania, by sprawdzić, czy wszystko z nami w porządku. Ale nie zdążyliśmy. Trzy lata temu zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreski. Aż popłakałam się ze szczęścia. Moje marzenie miało się spełnić! Ciążę znosiłam znakomicie. Pracowałam do siódmego miesiąca! Przez cały ten czas zastanawiałam się, jakie będzie to moje pierwsze, wymarzone dziecko. Wyobrażałam sobie, że będzie wręcz idealne. Mądre i odpowiedzialne po tatusiu, wrażliwe i otwarte po mamusi, no i piękne, po babci. Do głowy mi nawet nie przyszło, że może urodzić się chore. Byliśmy z mężem młodzi i zdrowi, w naszych rodzinach nie było żadnych wad genetycznych, na USG lekarz nie dopatrzył się niczego niepokojącego, stosowałam się do wszystkich jego zaleceń. Cóż więc złego mogło się stać? Na porodówkę trafiłam tydzień przed terminem, w niedzielę. Oglądaliśmy właśnie z mężem jakiś film w telewizji, gdy poczułam, że zaczynam rodzić. Nie wpadliśmy w panikę. Wszystko mieliśmy przygotowane i przećwiczone – torba z rzeczami i dokumentami od kilku dni spakowana, trasa do szpitala wyznaczona i sprawdzona, samochód zatankowany do pełna, po szczegółowym przeglądzie. Żeby broń Boże jakiejś niespodzianki po drodze nie było....

Mamo, robimy sobie z Igą babski wieczór, wiesz: serial, plotki, popcorn i te sprawy. Chcesz się przyłączyć? – zapytała Ula, gdy wróciłam do domu po wyczerpującym dniu w pracy. – Hmm, ale tylko jeśli w pakiecie jest kubek gorącej herbaty – odpowiedziałam z rozmarzeniem i zabrałam się za odgrzewanie obiadu. – Da się załatwić – uśmiechnęła się moja jedynaczka. – To jesteśmy umówione – puściłam do niej oczko, a Ula zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Pomyślałam, że to niebywałe szczęście, że córka i jej najlepsza przyjaciółka widzą we mnie towarzyszkę takich wieczorów. Dziewczyny przyjaźniły się od zawsze, Iga jest niemal jak moja druga córka, obecna u nas niezmiennie od pierwszej klasy szkoły podstawowej, kiedy z Ulą usiadła w jednej ławce. Od tego czasu połączyła ich szczera i, jak się okazało, trwała przyjaźń. No a teraz Ula była na pierwszym roku wymarzonej italianistyki, Iga zaś na ekonomii i nadal były sobie bardzo bliskie. Świadomość, że nie tylko wpuszczają mnie do swojego świata, ale nawet do niego zapraszają wprawiała mnie w miły nastrój. Być może to zasługa tego, że zawsze staraliśmy się z mężem być dla Uli nie tylko rodzicami, ale także przyjaciółmi. Z czasem podobne podejście mieliśmy także do Igi, szczególnie gdy odkryliśmy, jaką rolę w jej domu odgrywa alkohol. Niepostrzeżenie staliśmy się dla tej dziewczyny drugą rodziną, do której uciekała od pijackich burd. Wieczór upływał nam w całkiem miłej atmosferze, nadrobiłyśmy serialowe zaległości, przegadałyśmy kilka zaległych wątków i pośmiałyśmy się na zapas. Tylko Iga była jakaś dziwna, niby rozmawiała z nami jak zawsze, ale wydawała się nieobecna. – Iguś, a tobie co dolega? Kiepsko się czujesz? – zapytałam z troską, bo wyraźnie...