
Rodzice nigdy nie dali mi odczuć, że poza mną liczy się dla nich ktoś jeszcze. Byłam ich ukochaną jedyną córeczką. Żyłam w takim przekonaniu jeszcze do niedawna...
Nie podejrzewałam, że mam rodzeństwo. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Gdy się urodziłam, mama podobno zapowiedziała, że więcej w ciążę już nie zajdzie i nigdy nie zmieniła zdania, choć ojciec błagał ją o to na kolanach, a i ja, gdy byłam jeszcze mała, domagałam się siostrzyczki lub braciszka.
Będąc jedynaczką, żyłam więc sobie beztrosko i szczęśliwie
Rodzice rozpieszczali mnie na wszystkie sposoby. Zwłaszcza tata. Byłam jego ukochaną córeczką. Miałam wrażenie, że gdyby tylko było to możliwe, kupiłby mi gwiazdkę z nieba. Stać go było na to. Mama zawsze mówiła z dumą, że ojciec, czego się nie dotknie, zamienia w złoto. Rzeczywiście potrafił o nas zadbać.
Mama nie musiała pracować, mieszkaliśmy w pięknym domu, uczyłam się w najlepszych szkołach. I zawsze dostawałam to, co chciałam: firmowe ciuchy, włoski skuter, pokaźne kieszonkowe, własne mieszkanie, które czeka, aż pójdę na studia.
– Dla mojej jedynej córeczki wszystko co najlepsze – mawiał zawsze tata, wręczając mi prezent.
Niedawno wyszło na jaw, że wcale nie jestem jedyną.
To było tydzień temu, tuż po moich 21. urodzinach
Ojciec zaprosił mnie na obiad do małej knajpki na obrzeżach miasta. Trochę mnie to zdziwiło, bo zawsze jadaliśmy w naszej ulubionej, w centrum. Gdy tylko usiadłam przy stoliku, zauważyłam, że ojciec jest jakiś inny niż zwykle. Kręcił się na krześle, unikał mojego wzroku. Widziałam, że kilka razy nabierał powietrza, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie rezygnował.
– No wyduś z siebie wreszcie, o co ci chodzi, bo za chwilę pękniesz. Nadymasz się jak balon – zażartowałam.
Po raz kolejny zebrał się w sobie i…
– Kochanie, masz siostrę, Kingę. I ona teraz potrzebuje twojej pomocy – wypalił.
Zdębiałam. Aż widelec wypadł mi z ręki. Prędzej bym się śmierci spodziewała niż takiej wiadomości.
– Jaką siostrę? O czym ty w ogóle mówisz? – wybuchłam, gdy wreszcie doszłam do siebie.
Ojciec chwycił mnie za rękę.
– Paulina, nie jest mi łatwo. Postaraj się wysłuchać mnie spokojnie. A potem zrobisz, jak zechcesz – powiedział.
Choć wszystko się we mnie gotowało, zamilkłam.
No i poznałam tajemnicę swojego kochanego taty
Okazało się, że dawno temu, w czasie jakiegoś biznesowego przyjęcia poznał kobietę. Ich romans trwał kilka miesięcy. Żadne z nich pewnie by o nim już nie pamiętało, gdyby nie to, że ta kobieta zaszła w ciążę. Kinga ma dzisiaj 14 lat i mieszka z mamą prawie 300 kilometrów od naszego miasta. Choruje na białaczkę.
Ostatnio jest lepiej, ale lekarze twierdzą, że to prawdopodobnie tylko chwilowa poprawa. I że życie może jej uratować tylko przeszczep szpiku kostnego. Niestety nikt z rodziny nie może jej pomóc, w bankach dawców też nie ma odpowiedniego kandydata. No i dlatego ojciec zdecydował się porozmawiać ze mną.
– Proszę cię, zrób badania, macie tę samą grupę krwi. Może zdołasz uratować swoją siostrę – prosił.
– Mama wie? O tym romansie, dziecku, i o tym, że tu dzisiaj rozmawiamy – przerwałam mu.
– Wie o wszystkim, od dawna. Wybaczyła mi zdradę. I mam nadzieję, że ty też mi wybaczysz. I pomożesz… Mama prosiła, żebym nie naciskał, mówiła, że sama musisz podjąć decyzję. Wierzę, że będzie słuszna – odparł.
Nie byłam już w stanie dłużej tego słuchać. Zerwałam się od stolika i wybiegłam z knajpki.
– Nie pomogę! Nie masz prawa mnie o to prosić! Nic mnie nie obchodzi ta dziewczyna! – krzyknęłam jeszcze w drzwiach.
Zrozumiałam, dlaczego umówił się ze mną w nowym miejscu. Spodziewał się, że tak zareaguję i nie chciał, żeby ktoś ze znajomych to zobaczył. Nie byłam w stanie skupić się na prowadzeniu samochodu. Kilka razy omal nie spowodowałam wypadku, taka byłam wściekła.
Czułam się oszukana, zdradzona
Nie potrafiłam zrozumieć, jak ojciec mógł przez tyle lat nazywać mnie swoją ukochaną, jedyną córeczką, wiedząc, że ma jeszcze inną. I jak mama mogła tego w spokoju słuchać. W tamtej chwili nienawidziłam swoich rodziców. A także tej Kingi i jej matki. To przecież przez nie mój szczęśliwy, spokojny świat runął jak domek z kart.
Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Chodziłam po pokoju i na zmianę użalałam się nad sobą i przeklinałam cały świat. Najdziwniejsze było jednak to, że im dłużej tak pomstowałam, tym moja złość słabła. Uświadomiłam sobie, że zamiast o swojej krzywdzie coraz intensywniej myślę o tej dziewczynie. Przecież ona właściwie jest jeszcze dzieckiem.
W pewnym momencie zrobiło mi się jej nawet żal. Ojciec wspomniał w czasie naszej rozmowy, że ani ona, ani jej matka nigdy niczego wielkiego od niego nie żądały.
Płacił alimenty, bo sam tak chciał
Ale na tym ich kontakty właściwie się kończyły. Rzadko się widywali. Dopiero teraz, gdy okazało się, że Kinga jest aż tak chora, jej matka przyjechała do naszego miasta i z płaczem błagała o pomoc. Tata nie potrafił odmówić…
Złapałam się na tym, że go podziwiam za odwagę. Przecież ta rozmowa ze mną musiała go wiele kosztować. Wiedział, że będę wściekła, że może nawet go znienawidzę. A mimo to zaryzykował. A ja? Zareagowałam jak dziecko. Przecież gdyby chodziło o pomoc zupełnie obcej osobie, nie zastanawiałabym się nawet chwili. Już dawno myślałam, żeby zostać dawcą. A teraz natychmiast odmówiłam. Z powodu urażonej dumy…
Zrobiło mi się głupio. Rano zadzwoniłam do ojca. Odebrał po pierwszym dzwonku, widać było, że czekał na mój telefon.
– Zgadzam się. Ale pod jednym warunkiem: najpierw chcę się spotkać z Kingą. Muszę wiedzieć, komu mam oddać cząstkę siebie – powiedziałam.
– Za chwilę u ciebie będę i pojedziemy do niej. Wiedziałem, że moja księżniczka jest dobra i mądra – odetchnął z ulgą.
Kinga była w domu z babcią. Jej mama wyszła. Może i lepiej. Nie wiem, czy potrafiłabym być dla niej grzeczna. Jak znam siebie, pewnie bym na nią naskoczyła.
Nawrzeszczała, że śmiała spotykać się z żonatym facetem z małym dzieckiem
No ale wracając do Kingi… Nie będę was oszukiwać i mówić, że rzuciłyśmy się sobie w ramiona. Tak naprawdę nic nas przecież nie łączy. Tylko ten sam ojciec. Poza tym Kinga w ogóle nie jest do mnie podobna. Ani z urody, ani z charakteru. Taka spokojna, cicha. Przez całe nasze spotkanie prawie się nie odzywała. Jakby się mnie bała. Wydała mi się jednak niezwykle dojrzała, jak na swój wiek. Może nawet dojrzalsza niż ja, kiedy zareagowałam na to, co powiedział mi ojciec...
– Dziękuję ci – powiedziała tylko, gdy się żegnałyśmy.
– Podziękujesz, jak będzie za co. Na razie jeszcze nie wiemy, czy mogę być dawcą – odparłam.
– Ale chęci też się liczą – uśmiechnęła się.
Dziś rano zrobiłam badania. Trwało to kilka sekund. Jedno małe ukłucie. Wynik będzie jutro. Mam nadzieję, że okaże się pozytywny i będę mogła być dawcą. I to nie dlatego, że Kinga jest moją siostrą, ale dlatego, że to ciężko chora dziewczyna, którą mogę uratować.
Paulina, lat 17
Czytaj także:
- „Marzyłam o drugim wnuku, ale nie sądziłam, że już go mam. Córka ukryła, że urodziła bliźniaki i jednego oddała do adopcji”
- „Syn mając 17 lat zaliczył >>wpadkę<<. Myślałam, że przegrał życie, a on wygrał coś cenniejszego. Miłość własnej córki”
- „Mój synek nie może spać, odkąd mąż zaprowadził go do trumny dziadka. Czy dziecko powinno oglądać takie rzeczy?”

Mieszkanie na piętrze willi urządzone było ze smakiem, niczego w nim nie brakowało. – Masz doskonały gust – chwalili znajomi, zakładając, że to moja zasługa. Uśmiechałam się i dziękowałam, chociaż aż mnie skręcało z bezsilnej złości. Nie wybierałam mebli, ozdób ani dywanu, nie miałam na to szans. Gustowne wnętrze było dziełem Małgorzaty, mojej teściowej. – Wprowadzicie się na piętro, nie ma sensu pakować pieniędzy w wynajem mieszkania – zdecydowała, jak tylko dowiedziała się o zaręczynach. Ucieszyłam się, bo dom teściów był duży i stał w uroczym ogrodzie, zawsze marzyłam o czymś takim. Adrian studził mój zapał. Marudził, że nie chce mieszkać z rodzicami, a szczególnie z matką. – Jest strasznie apodyktyczna, do wszystkiego się wtrąca – ostrzegał. Trudno mi było w to uwierzyć. Małgorzata nie wpisywała się w stereotyp teściowej zazdrosnej o synka i prymat w domu. Elegancka, zadbana, miała mnóstwo spraw, pracowała i lubiła podróże. Takie osoby nie muszą żyć cudzym życiem, wystarczająco zadowala ich własne. Nie miałabym nic przeciw temu, żeby za trzydzieści lat wyglądać i czuć się tak jak ona. – Jest bardzo fajna, bez problemu się dogadamy, zobaczysz – starałam się nie podzielać obaw Adriana. – Nie wiesz, o czym mówisz. Będziemy mieszkać u rodziców, a to oznacza konieczność dostosowania się do wymagań. W domu rządzi matka, nami też będzie. – Przyznaj się, masz złe wspomnienia ze szczenięcych lat? – spytałam wesoło. – Trzymała cię żelazną ręką? – Żebyś wiedziała. – Nie sadzę, żeby nadal chciała cię wychowywać, jesteśmy razem prawie dwa lata i nigdy nie zauważyłam, żeby dyktowała ci, co masz robić, a czego nie. ...

Nie rozumiem, o co tym moim dzieciakom chodzi. Przecież dbam tylko o ich dobro. A tym niewdzięcznikom, jeszcze źle! – Pani widzi, co tu się stało? Przecież tu jest dziura! Ta kobieta musi za to zapłacić! I nic mnie nie obchodzi, czy ona ma z czego, czy nie ma! Jej synalek zniszczył plecak mojej córce, więc chłopak musi ponieść tego konsekwencje. Co to za szkoła, skoro nie potrafiła pani dopilnować, żeby nie doszło na lekcji do takiej sytuacji! Znowu ten babsztyl robi taką minę, jakby plecak był cały, a ja się czepiam nie wiadomo o co. No wiecie co... Co ona sobie wyobraża, zwykła nauczycielka w prowincjonalnej szkółce Już ja jej pokażę. I jeszcze ta moja córka. Ciągnie mnie za rękaw i wstydzi się, że robię coś złego. Czy ta dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że wszystko w obecnych czasach kosztuje, a my z ojcem ciężko pracujemy na to, żeby w ogóle miała w czym nosić książki? I jakie to ma znaczenie, że ten jej kolega „nie chciał”? Taka już jestem, że swojego nie odpuszczę! I jestem z tego dumna. Teraz też nie zamierzam ustąpić. Nigdy nie ustępuję. Dlatego coś w życiu osiągnęłam i jestem tam, gdzie jestem. Teraz nie są czasy dla mięczaków. Choćbym musiała pójść do sądu – pójdę . Znam swoje prawa i inni też muszą sobie zdawać sprawę, że nie rozmawiają z byle kim! Nie mogę powiedzieć, gdzie pracuję, wystarczy wam wiedzieć, że to szanowana instytucja państwowa. Dostać się tam nie było łatwo. W końcu przyjechałam do Warszawy ze wsi. Teraz już się tego w towarzystwie nie wstydzę. Powód jest prosty – nikt mnie już o to nie pyta. Baliby się Ale wtedy, na początku... Do tej pory czerwienię się, kiedy przypomnę sobie te pierwsze potknięcia językowe i niezręczności. Z czasem jednak się nauczyłam, „otrzaskałam”, jak to mówią. Poznałam Roberta, mojego obecnego męża. Niewiele mnie...

Albert nie krył się z tym, że ma córkę. Potem dowiedziałam się, że z mamą Zosi nigdy nie byli parą. Dziewczynka była owocem jednorazowej przygody. Gdy okazało się, że Kama jest w ciąży, Albert się jej oświadczył. Ale oboje doszli do wniosku, że ślub to nie jest dobry pomysł… Po urodzeniu Zosi Albert przez dwa miesiące mieszkał z Kamą. Odkąd dziewczynka poszła do przedszkola, zajmował się nią przez trzy dni w tygodniu. Miała w jego mieszkaniu swój pokój, rower i zabawki. Ja jestem wizażystką, a Albert fotografem. Poznaliśmy się w pracy. Zosię poznałam po miesiącu znajomości z jej tatą. Mała patrzyła na mnie wilkiem. Cały czas kurczowo trzymała ojca za rękę albo siedziała mu na kolanach. Jakby chciała podkreślić, że należy do niej. – Wiesz, jesteś pierwszą kobietą, jaką jej przedstawiłem. Dlatego tak zareagowała. Jestem pewien, że się przyzwyczai. Ta wypowiedź dała mi do myślenia. Zrozumiałam, że Albert traktuje nasz związek poważnie i długofalowo. A ja nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa. Miałam dopiero dwadzieścia trzy lata! Ale postanowiłam zaczekać i zobaczyć, co z tego wyniknie. Dwa miesiące później zrozumiałam, że nie chcę bez Alberta żyć. Pół roku później już razem mieszkaliśmy. Zosia traktowała mnie trochę jak starszą siostrę. Razem przebierałyśmy się, robiłyśmy przedstawienia. Kama była ode mnie starsza o sześć lat, a od Alberta o dwa. Okazało się, że jest doktorem matematyki i pracuje na uniwersytecie. K ochała Zosię, ale nie miała czasu, by się z nią wygłupiać. – Daria, musisz przyjść na moje piąte urodziny – oświadczyła któregoś dnia Zosia. – Będzie klaun i tort i mnóstwo gości. Obiecaj, że przyjdziesz, proszę, proszę… Nie wiedziałam, co zrobić. Podejrzewałam, że Kama nie będzie zachwycona, że Albert przyjdzie na...