
Nie było jej łatwo, ale się nie poddawała!
Powoli wyciągnęliśmy z niej prawdę
Minęło wiele lat. Ja mam już swoją rodzinę, Jasiek mieszka i pracuje za granicą, Zosia nadal jest sama. Na rynku wtórnym kupiła sobie zrujnowaną kawalerkę, wyremontowała ją i twierdzi, że jest tam szczęśliwa, z białą kotką Marianną. Mieszkanie po rodzicach oddała mnie, z zastrzeżeniem, że spłacę Jaśka, jeśli kiedyś będzie tego potrzebował. Na razie jednak brat się nie upomina. Ma fajną dziewczynę; w przyszłym roku planują ślub i dziecko. Wszystko się układa tak, jak powinno!
Katarzyna, 29 lat
Czytaj także:
- „Przez moje chore ambicje, odebrałam córce dzieciństwo. Zmuszałam ją do zajęć dodatkowych i zabraniałam się bawić”
- „Mojego kompletnie pijanego syna złapała policja. Smarkacz ma dopiero 13 lat! Boję się, że pójdzie w ślady ojca”
- „Nie chciałam tego dziecka i byłam wściekła, że mąż mnie zmusił do porodu. To dzięki córce wykryto u mnie poważną chorobę”

Jak każda przyszła matka, wyobrażałam sobie, że moje dziecko urodzi się piękne, zdrowe i silne. Ale los spłatał mi okrutnego figla. W pierwszej chwili nie chciałam się z tym pogodzić. Myślałam nawet, by je oddać i wymazać z pamięci. Ale tego nie zrobiłam… Dziś jest moim największym szczęściem. Zaszłam w ciążę w wieku 29 lat. Byłam wtedy wesołą, zadowoloną z życia kobietą. Miałam dobrą pracę, kochającego, czułego męża, własne mieszkanie. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jednego – dziecka. Przez kilka lat staraliśmy się o nie z Piotrem, ale jakoś nam nie wychodziło. Chcieliśmy nawet iść już na badania, by sprawdzić, czy wszystko z nami w porządku. Ale nie zdążyliśmy. Trzy lata temu zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreski. Aż popłakałam się ze szczęścia. Moje marzenie miało się spełnić! Ciążę znosiłam znakomicie. Pracowałam do siódmego miesiąca! Przez cały ten czas zastanawiałam się, jakie będzie to moje pierwsze, wymarzone dziecko. Wyobrażałam sobie, że będzie wręcz idealne. Mądre i odpowiedzialne po tatusiu, wrażliwe i otwarte po mamusi, no i piękne, po babci. Do głowy mi nawet nie przyszło, że może urodzić się chore. Byliśmy z mężem młodzi i zdrowi, w naszych rodzinach nie było żadnych wad genetycznych, na USG lekarz nie dopatrzył się niczego niepokojącego, stosowałam się do wszystkich jego zaleceń. Cóż więc złego mogło się stać? Na porodówkę trafiłam tydzień przed terminem, w niedzielę. Oglądaliśmy właśnie z mężem jakiś film w telewizji, gdy poczułam, że zaczynam rodzić. Nie wpadliśmy w panikę. Wszystko mieliśmy przygotowane i przećwiczone – torba z rzeczami i dokumentami od kilku dni spakowana, trasa do szpitala wyznaczona i sprawdzona, samochód zatankowany do pełna, po szczegółowym przeglądzie. Żeby broń Boże jakiejś niespodzianki po drodze nie było....

Mamo, robimy sobie z Igą babski wieczór, wiesz: serial, plotki, popcorn i te sprawy. Chcesz się przyłączyć? – zapytała Ula, gdy wróciłam do domu po wyczerpującym dniu w pracy. – Hmm, ale tylko jeśli w pakiecie jest kubek gorącej herbaty – odpowiedziałam z rozmarzeniem i zabrałam się za odgrzewanie obiadu. – Da się załatwić – uśmiechnęła się moja jedynaczka. – To jesteśmy umówione – puściłam do niej oczko, a Ula zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Pomyślałam, że to niebywałe szczęście, że córka i jej najlepsza przyjaciółka widzą we mnie towarzyszkę takich wieczorów. Dziewczyny przyjaźniły się od zawsze, Iga jest niemal jak moja druga córka, obecna u nas niezmiennie od pierwszej klasy szkoły podstawowej, kiedy z Ulą usiadła w jednej ławce. Od tego czasu połączyła ich szczera i, jak się okazało, trwała przyjaźń. No a teraz Ula była na pierwszym roku wymarzonej italianistyki, Iga zaś na ekonomii i nadal były sobie bardzo bliskie. Świadomość, że nie tylko wpuszczają mnie do swojego świata, ale nawet do niego zapraszają wprawiała mnie w miły nastrój. Być może to zasługa tego, że zawsze staraliśmy się z mężem być dla Uli nie tylko rodzicami, ale także przyjaciółmi. Z czasem podobne podejście mieliśmy także do Igi, szczególnie gdy odkryliśmy, jaką rolę w jej domu odgrywa alkohol. Niepostrzeżenie staliśmy się dla tej dziewczyny drugą rodziną, do której uciekała od pijackich burd. Wieczór upływał nam w całkiem miłej atmosferze, nadrobiłyśmy serialowe zaległości, przegadałyśmy kilka zaległych wątków i pośmiałyśmy się na zapas. Tylko Iga była jakaś dziwna, niby rozmawiała z nami jak zawsze, ale wydawała się nieobecna. – Iguś, a tobie co dolega? Kiepsko się czujesz? – zapytałam z troską, bo wyraźnie...

Nasz ojciec zawsze faworyzował moją siostrę. Już jako mała dziewczynka wyraźnie to zauważałam. Tata brał Ewę na kolana i mówił, że jest jego małą księżniczką. Mnie nigdy nic takiego nie powiedział, ja byłam dla niego tak jakby przy okazji, obok Ewy. Byłam, więc należało mnie ubrać i dać jeść. Chodziłam do szkoły, więc musiał kupić mi książki i tornister. Wszyscy dostawali prezenty na Gwiazdkę, więc ja też. Nigdy jednak nie okazywał mi takiego zainteresowania jak Ewie. Kiedy miałam może z siedem lat, zapytałam mamę, dlaczego tata mnie nie kocha. Mama popatrzyła z dziwnym wyrazem twarzy i gwałtownie zaprzeczyła. – Ależ co ty mówisz, Małgosiu? Tata kocha was obie jednakowo. – To dlaczego tego nie widać? Mama przytuliła mnie wtedy mocno i zaczęła mi tłumaczyć, że to tylko tak mi się wydaje, że ja jestem najstarsza, więc tata ode mnie więcej wymaga. – Ewa jest jeszcze mała i głupiutka. Poza tym zawsze była taka delikatna, drobniutka, dlatego tata ciągle się o nią martwi. Słuchałam tego i już wtedy wiedziałam, że to nieprawda. Ewa była młodsza, fakt, ale tylko o dwa lata. I nigdy nie była drobniutka ani chorowita. Od urodzenia umiała walczyć o swoje i w pełni zdawała sobie sprawę, że jest ulubienicą tatusia. Tylko Ewa zawsze była po mojej stronie! Ze wszystkich sił starałam się zaskarbić sobie względy ojca, zasłużyć na choćby najmniejszą pochwałę. Pisałam najładniej ze wszystkich dzieci w pierwszej klasie, moje literki były równiutkie i nigdy nie wychodziły za linijkę. Każdą czytankę powtarzałam tyle razy, że w szkole umiałam je prawie na pamięć. Chwaliła mnie jednak tylko wychowawczyni, babcia, no i czasem mama. Ja jednak uparcie krążyłam wokół ojca. – Tatusiu, zobacz, czy ładnie napisałam? – podtykałam mu zeszyt. – Ładnie,...