
Beatę interesował tylko wirtualny świat!
Kiedyś okropnie się z nią o to pokłóciłem. No, bo siedzimy w knajpie, czekamy na posiłek, ja tu liczę na romantyczną kolację, a ta nic, tylko klika w smartfona. No to powiedziałem jej, co myślę. Obraziła się na amen.
Matka lepiej się nią zajmie? Dobre sobie!
Zrobię wszystko, żeby córeczka była ze mną!
Czytaj także:
- „Przez moje chore ambicje, odebrałam córce dzieciństwo. Zmuszałam ją do zajęć dodatkowych i zabraniałam się bawić”
- „Mojego kompletnie pijanego syna złapała policja. Smarkacz ma dopiero 13 lat! Boje się, że pójdzie w ślady ojca”
- „Nie chciałam tego dziecka i byłam wściekła, że mąż mnie zmusił do porodu. To dzięki córce wykryto u mnie poważną chorobę”

Nasza córeczka Marcelina właśnie zaczęła naukę w drugiej klasie. Do szkoły poszła jako sześciolatka – urodziła się w pierwszej połowie 2008 roku, więc miała taki obowiązek. Nie rozpaczaliśmy z tego powodu, zwłaszcza że mała nie mogła się już doczekać dnia, w którym założy tornister na plecy. Zawsze była mądrą, bystrą dziewczynką, jakby na potwierdzenie tezy, że dzieci starszych matek są inteligentniejsze. Gdy urodziłam Marcelinkę, niektórzy dowcipkowali, że zrobiłam sobie prezent na czterdzieste urodziny. Zbyszek, mój mąż, zaniemówił na wieść o tym, że powiększy nam się rodzina – nasz pierworodny syn Marcin miał już wtedy osiemnaście lat. – Żartujesz, prawda? – zapytał. Miałam Zbyszkowi trochę za złe, że bardziej się zdziwił niż ucieszył, ale ja zareagowałam tak samo w gabinecie ginekologa. Co prawda planowaliśmy drugie dziecko, ale najpierw odwlekaliśmy tę decyzję, a później, kiedy już byliśmy gotowi, nie mogłam zajść w ciążę. – Niepłodność wtórna – usłyszałam wtedy od lekarza. Bardzo się zmartwiłam, bo sama pochodzę z wielodzietnej rodziny i wychowywanie jedynaka było dla mnie nie lada wyzwaniem. Nie chciałam, by Marcin był samolubny. Gdy syn trochę podrósł, zaczęłam więc namawiać męża, abyśmy zostali rodziną zastępczą i uszczęśliwili jakieś dziecko, skoro nie możemy mieć własnego. Zaczęłam się nawet dowiadywać o specjalny kurs dla rodziców. Zbyszek nie był do końca przekonany, ale się nie sprzeciwiał, bo wiedział, że jak się uprę, to i tak postawię na swoim. Los jednak pisał dla nas inny scenariusz. Własnego potomka! Od dawna się nie zabezpieczaliśmy, bo przecież i tak nie mogłam zajść w ciążę. A tu nagle się udało! Zgodnie z tym, co ginekolog dostrzegł podczas USG, miał to być nasz drugi syn. Wybraliśmy mu imię...

Maciek jeszcze niedawno był dobrym dzieckiem. Świetnie się uczył, nie pakował się w kłopoty i zawsze wracał do domu na czas. Mieszkamy tylko we dwoje, więc byłam dumna, że bez pomocy ojca, udało mi się tak dobrze go wychować. Okazało się jednak, że cieszyłam się przedwcześnie. Syn poszedł w tym roku do gimnazjum i zupełnie się zmienił. Zachowuje się tak, jakby diabeł w niego wstąpił! Na dodatek bezczelnie twierdzi, że niepotrzebnie się go czepiam, bo robi tylko to, co wszyscy! Boże drogi, czy w tej szkole nie ma normalnych dzieci? Kłopoty zaczęły się już miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego. Pamiętam, że właśnie przygotowywałam się do ważnego zebrania w pracy, gdy zadzwonił telefon. Nie znałam numeru, więc nie zamierzałam odbierać. Ale ktoś po drugiej stronie był wyjątkowo uparty. Dobijał się i dobijał, więc w końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę. – Czy pani Żaneta Marczak? – usłyszałam męski głos. – Tak, ale jeśli pan chce mi wcisnąć jakiś kredyt albo zaprosić na prezentację garnków, to nie mam czasu. Jestem w pracy – przerwałam zniecierpliwiona. – Jestem z policji, aspirant Wachowicz. Dzwonię w sprawie pani syna – wyjaśnił. – Maćka? O Boże, czy coś się stało? – serce podeszło mi do gardła. – Jest cały, ale odpoczywa u nas na komisariacie, bo wypił za dużo wódki. Wszystkiego dowie się pani na komendzie. Proszę przyjechać – podał mi adres. Nigdy wcześniej nie robił takich głupot Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Syn był przecież jeszcze dzieckiem! A do tego wielkim przeciwnikiem alkoholu. Mój były mąż dużo pił i często wszczynał awantury. To dlatego trzy lata temu się z nim rozwiodłam i uciekłam do mieszkania odziedziczonego po babci. Nie chciałam,...

Dwa lata temu rozwiodłam się z mężem i zostałam sama z szesnastoletnim synem. Ślubny zostawił nam mieszkanie i meble. Wziął tylko rzeczy osobiste i pewnego dnia przeprowadził się do innej. Zabolało mnie to, ale chyba bardziej z powodu urażonej dumy niż zranionych uczuć. To ja powinnam była zostawić drania, który już w dniu naszego ślubu zaczął oglądać się za innymi. Ale o tym dowiedziałam się dopiero po osiemnastu latach małżeństwa. Doniosła mi o tym „życzliwie” koleżanka, która, jak się potem okazało, zrobiła to, by zemścić się na moim mężu. Za co? Za to, że ją uwiódł, a potem porzucił dla innej. Nieźle, co? Rozwód był przykrym doświadczeniem. Dobrze przynajmniej, że dostałam go szybko, bo już po dwóch rozprawach, ale i tak czułam się podle. Upokorzona i odarta z prywatności. W końcu jednak, po kilku tygodniach, odzyskałam spokój. Dotarło do mnie, że wreszcie jestem wolna i jedyne, co powinnam teraz robić, to się tą wolnością cieszyć. Alimenty na syna wystarczały, żeby opłacić mu prywatne liceum, o którym marzył. Poza tym miałam 38 lat, dobrą pracę i czułam się całkiem młodo. Postanowiłam odreagować. W granicach rozsądku, rzecz jasna. Zaczęłam częściej zaglądać do kosmetyczki i fryzjera. Wreszcie mogłam wyjeżdżać tam, gdzie chciałam, i nie musiałam zgadzać się na kompromisy. Koleżanki twierdziły, że zaszła we mnie pozytywna zmiana. Stałam się weselsza, pewna siebie i przebojowa. A pewnego dnia poczułam nawet, że mam ochotę na podryw… „Mój mąż przez tyle lat sobie nie żałował, to teraz zaszaleję ja!” – myślałam. Nie jestem typem imprezowiczki… Niestety dość często moje plany związane z dobrą zabawą i różnego rodzaju szaleństwami niweczyły silne bóle głowy, które niemal zwalały mnie z nóg. Lekarze zgodnie twierdzili, że to migreny. Rzeczywiście, po kilku...