
Jesień 1973 roku
Warto przeczytać: Zamienione córki
Jestem w ciąży! – jak mam to im powiedzieć? Najbardziej bałam się reakcji córki i zięcia... Jak to jesteś w ciąży ? Przecież to ja jestem w ciąży! – Kaśka patrzyła na mnie szeroko otwartymi, nic nie rozumiejącymi oczami. Potem spojrzała na Andrzeja, jakby u niego szukając pomocy w rozwiązaniu tej zagadki, ale jego też kompletnie zamurowało. – Nnno... w ciąży... Ty jesteś w ciąży i ja też jestem w ciąży, córeczko – wydukałam. Prawdę mówiąc, tego się najbardziej obawiałam . Że nie zrozumie. Że będzie miała za złe. Mam 46 lat i nawet nie chodzi o to, że jest dosyć późno na dziecko, ale także o to, że właśnie dwa miesiące temu Kasia i Andrzej oznajmili z radością, że będą mieli dziecko . Tak się wtedy ucieszyliśmy z Wojtkiem. Nasza jedynaczka w ciąży! Zobacz także: Prawdziwe historie: Byłam ciocią mojego dziecka Co inni powiedzą! Gdybym wiedziała, że we mnie też już kiełkuje nowe życie... No właśnie, gdybym wiedziała, to co? Zrobiłabym dokładnie to, co zrobiłam – badania prenatalne , by mieć pewność, że dziecko jest zdrowe. Kasię urodziłam jako siedemnastolatka . Trzeba było sądownie załatwiać zgodę na ślub z Wojtkiem. Na szczęście okazał się tym jedynym na całe życie. Ale jakoś nie chcieliśmy mieć więcej dzieci. Historia się powtórzyła i Kaśka zaszła w ciążę także bardzo młodo – w wieku 19 lat. Tyle, że najpierw był ślub z Andrzejem. – Mama, ty chyba żartujesz ?! Przecież ty masz już ponad czterdziestkę – usłyszałam swoje dziecko. – No i pomyślałaś, co ludzie powiedzą? Mama, czy ty o tym pomyślałaś? Tego było już za wiele. Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. – Ciebie obchodzi tylko, co ludzie powiedzą! Nawet nie spytałaś, jak się czuję. Wiesz co, mam gdzieś, co ludzie powiedzą. I tak urodzę to dziecko!...
Dwuletnia Kasia była uważana za osobę głęboko upośledzoną, miała być całe życie jak roślina. Dopiero po latach okazało się, że to wszystko wina alkoholu... Tak, Kasia była uważana za osobę głęboko upośledzoną . Miała 2 lata, leżała, nie mówiła. Była skierowania do domu pomocy społecznej dla osób upośledzonych. Rok wcześniej adoptowaliśmy jej brata, dlatego postanowiliśmy adoptować też ją, bo wiedzieliśmy, że nikt inny tego nie zrobi. Liczyliśmy, że jej upośledzenie będzie dla nas ciężkim wyzwaniem, ale będziemy mieć satysfakcję, że nie zostawiliśmy jej w domu opieki. Na początku panował pesymizm, ale szybko trafiliśmy na pewne pomysły związane z rehabilitacją. I dziewczynka, która miała być głęboko upośledzona , leżąca, jeść tylko przez smoczek, w wieku 3 lat zaczęła czytać. Najpierw zresztą nauczyła się czytać, a potem mówić: pierwsze słowo, które powiedziała, to było "szyja" – przeczytane z kartki. Dopiero gdy miała 10 lat, zdiagnozowano u niej FAS . Teraz ma 30 lat, kończyła liceum, pracuje w firmie ekonomicznej, porządkując bazy danych, jest wolontariuszką w radiu internetowym . Wrażliwa, mądra na sprawy domu, sióstr. Ma problemy w zakresie poruszania się związane ze spastycznością, ciężkim porażeniem mózgowym, które towarzyszyło zespołowi FAS. Ma jednak swoje plany, grono przyjaciół. Przykład Kasi pokazuje, że jak wiele można pomóc dziecku... Tak, zawsze o tym mówię. Ale proszę mi wierzyć, to były "wszystkie ręce na pokład", pomagali nam przyjaciele, wolontariusze, nauczyciele. To naprawdę było wielkie dzieło. Na bazie naszych doświadczeń doradzamy innym, wspieramy wiele rodzin na tej drodze, prowadzimy konsultacje, grupy wsparcia rodzin adopcyjnych , gdzie uczymy i dzielimy się tym, jak radzić sobie z trudnymi zachowaniami dzieci, z kłopotami edukacyjnymi w zakresie czytania, pisania. Setki rodzin...
Co ma w sobie takiego ta mama, że wygrała plebiscyt mamotoja.pl tak zdecydowaną przewagą głosów ? - zadawałam sobie pytanie. Przyznaję, nie oglądałam jej kanału na You Tubie, chociaż moja córka go śledzi i od czasu do czasu o nim opowiada. Przed rozmową trochę nadrobiłam tę zaległość, ale nadal byłam bardzo ciekawa pani Kasi. Ale żeby się tego dowiedzieć musiałam uzbroić się w cierpliwość - nasza supermama jest bardzo zajęta, prowadzenie videobloga pochłania większość jej czasu. Ale w końcu udało się. „Stawiam na szczerość, nigdy jej nie zbywałam” - Zaskoczyła mnie sama nominacja w waszym plebiscycie, a tym bardziej to, że go wygrałam. Cieszę się niezmiernie, bo to jest ogromne wyróżnienie – mówi Katarzyna Błędowska. Jak przyznaje, dobrze zna nasze pismo „Mamo, To Ja”, gdyż czytała je, jak była w ciąży i w pierwszych latach życia córki Pauliny. Jaki jest „przepis na bycie mamą”? - Od najmłodszych lat stawiałam na szczerość z dzieckiem i nigdy jej nie zbywałam, starając się odpowiedzieć na każde pytanie - mówi mama. I kiedy na przykład córka przynosiła z przedszkola różne informacje na temat „tych spraw”, nigdy nie mówiła do niej: „Och Paulinko, powiem ci o tym, jak będziesz starsza”, tylko odpowiednio do jej wieku starała się ciekawość córki zaspokoić. - I chyba tym zaskarbiłam sobie jej zaufanie – mówi. „Jestem naprawdę zainteresowana życiem dziecka” Każda mama kocha swoje dziecko, ale trzeba umieć mu poświęcić czas. Jak mówi supermama, to nie jest tylko przeczytanie bajki na dobranoc i zaspokojenie potrzeb fizjologicznych czy materialnych dziecka. W byciu rodzicem chodzi o szczere zainteresowanie życiem dziecka. - Jestem naprawdę zainteresowana jej życiem, Paulina to widzi i dlatego przychodzi do mnie ze wszystkim – opowiada pani Kasia. - Wydaje...