
Gdy mój synek miał dwa lata i dostał swój pierwszy czterokołowy rower, pokochał go od pierwszego wejrzenia. Najpierw stał przy nim jak zaczarowany, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Potem zaczął biegać wokół niego jak szalony. A na noc, po domowych jazdach próbnych, zatargał pojazd do łóżka i czule otulił go kołdrą. Święty Mikołaj pękał z dumy, bo miło patrzeć na taką radość.
Niestety, nie wszystkie prezenty, jakie dostał mój synek, były strzałami w dziesiątkę: mnóstwo zabawek (także tych – wydawałoby się – wyczekiwanych i wymarzonych) znudziło się synkowi już po tygodniu albo i wcześniej.
Dopiero po jakimś czasie udało mi się zrozumieć, o co chodzi: Bartek nie znosił wszystkiego, co wydaje odgłosy albo samo się porusza. Dlaczego? „Bo ja, mamo, nie lubię, jak auto jedzie za mnie. Wolę sam nim jechać i sam robić »brum«” – wyjaśnił.
Wiem też, że bardzo, ale to bardzo nie lubi głośnych dźwięków, więc na starcie mogę wykluczyć wszystko, co hałasuje (chyba że te instrumenty i hałas można wyprodukować samodzielnie – to inna para kaloszy). Każde dziecko jest oczywiście inne, więc nie jest to żadna reguła, ale w przypadku mojego syna sprawdza się do dziś. A jak to wygląda u innych maluchów?
Przeczytaj także: O jakich prezentach marzą dzieci?
Prezent dla Wiktora: To, co mówi, śpiewa i szczeka
Wiktor niedawno zaczął siadać. Poza butami, które z jakiegoś tajemniczego powodu intrygują go najbardziej (ale niestety nie nadają się na prezent), jego entuzjazm budzi interaktywna zabawka z buzią, oczami i dużym przyciskiem, który wygląda jak nosek. Gdy się ten nos naciśnie, w okienku pojawia się obrazek z krówką, owieczką, pieskiem albo myszką. Na tym nie koniec, bo zabawka też mówi: wypowiada nazwę zwierzaka, śpiewa krótką piosenkę na jego temat i wydaje stosowny odgłos. Są też przyciski ze światełkami. Zabawka nazywa się Grający Uczący, ale my mówimy na nią Owieczka. Wiktor dostał ją kilka miesięcy temu, gdy był za mały, żeby samodzielnie się nią bawić, ale już wtedy ją uwielbiał – naciskałam przyciski za niego, a on zastygał w oczekiwaniu na to, co się zdarzy. To był (i zresztą jest do dziś) świetny sposób na uspokojenie go, gdy zaczynał marudzić albo płakać. Teraz wciska przyciski samodzielnie. Czasem mu się udaje, a czasem nie, ale jest na dobrej drodze. Robi też mnóstwo innych rzeczy – odpowiada Owieczce po swojemu, śmieje się, przesuwa umocowane z boku kółeczka. Bawi się nią tak często, że znam na pamięć wszystkie piosenki i czasem mu je śpiewam, a on się wtedy cieszy, bo je rozpoznaje. Ja też się cieszę, bo wreszcie ktoś docenia mój śpiew.
Małgorzata Krompaszczyk, mama Wiktora (osiem miesięcy)
Prezent dla Igora: Kolejka z bajki
Igor uwielbia bajkę „Tomek i przyjaciele”, dlatego kupiliśmy mu kolejkę, która jest jej tytułową postacią. Sam sobie ją wybrał. Igor zna bajkę o Tomku-lokomotywie już od jakiegoś czasu. Ogląda ją w internecie i lubi o niej rozmawiać: opowiada, co tym razem się zdarzyło, dokąd Tomek pojechał, kogo spotkał itd. Gdy dostał kolejkę w prezencie, oszalał na jej punkcie i teraz nie bawi się niczym innym. Zresztą nie tylko on: uwielbiają ją wszyscy mężczyźni z rodziny, i duzi, i mali, w tym mój całkiem dorosły mąż! Kiedy tylko przychodzi z pracy,rozkłada ją razem z Igorem i bawią się godzinami. Mają co robić: poza torami są mosty, stacje, domki, autostrada dla autobusu, różne maszyny, np. autobusik Bercia – wszystko to zajmuje jedną trzecią pokoju! Moi panowie zaangażowali się w tę zabawę do tego stopnia, że dokupują nowe elementy i stale rozbudowują swoje królestwo – wyspę Sodor. Zabawka rzeczywiście jest świetna i na pewno nie znudzi się szybko mojemu synkowi, bo można się nią bawić na mnóstwo sposobów. Nic w niej nie jest na stałe, np. tory, mosty i stacje można różnie zestawiać. A najważniejsze jest to, że Tomek nie jest zwykłą maszyną. To postać, która ma twarz, osobowość i wielu przyjaciół, więc zabawa nie ogranicza się jedynie do jeżdżenia w kółko. Igor wymyśla Tomkowi różne przygody i uczestniczy w nich. No i robi to wspólnie z tatą!
Agnieszka Ziemlańska-Rzepka, mama Igora (cztery lata)
Prezent dla Mii: Kredki, farby i elementarz
Mia ma mnóstwo zabawek, wśród nich także te drogie, ale najbardziej lubi domino ze zwierzątkami kupione za sześć złotych, prostą drewnianą układankę z misiami w różnych ubrankach i inne rzeczy tego typu. Chociaż ma dopiero dwa lata, uwielbia też wszelkie zabawy plastyczne. Wygląda więc na to, że w tym roku najbardziej ucieszyłaby się, gdyby św. Mikołaj przyniósł jej zestaw do zabawy ciastoliną (z praskami, wałkami itd.), a do tego kredki, bezpieczne nożyczki, brystol, farby, klej, plastelinę, modelinę itd. Mia godzinami rysuje (na razie to raczej bazgranie), lubi też zabawę w robienie kolaży. Wycinam jej na przykład części domku – osobno dach, osobno front itd., a ona nakleja to wszystko na brystol za pomocą kleju w sztyfcie. Lepimy też różne rzeczy z plasteliny i modeliny, a ona potem układa je sobie w coś w rodzaju obrazka: staw, na stawie nenufar, obok żabka itd. I choć jest taka mała, pokochała też stary elementarz Falskiego. Dłuższe bajki na razie ją nudzą, a prościutkie historyjki z elementarza nie, więc chętnie ich słucha. Ogląda też obrazki i z zapałem „czyta”.
Milena Sielicka, mama Mii (dwa lata)