
Co sprawia, że święta są wyjątkowe i mają niepowtarzalny klimat? Każdy odpowie na to pytanie inaczej, ale jedno jest pewne: Boże Narodzenie z dzieckiem nabiera nowego wymiaru!
Było magicznie - opowieść Karoliny
Na te święta czekaliśmy prawie cały rok. W Boże Narodzenie miał się urodzić nasz syn. Zdążyliśmy już oswoić się z wizją świąt spędzonych w szpitalu, los jednak sprawił nam niespodziankę.
Był początek grudnia, za oknem prószył śnieg, a ja kończyłam dekorować ciasteczka i pierniczki. Chciałam zrobić jak najwięcej przed porodem. Zaczynałam właśnie 37. tydzień ciąży, więc odetchnęłam z ulgą. Byłam w ciąży wysokiego ryzyka i cały czas miałam w głowie słowa lekarki: „Będzie dobrze, jeśli uda nam się wytrzymać do 37. tygodnia”. Mój maluszek chyba to zapamiętał, bo kilka godzin później wylądowaliśmy w szpitalu. Poród trwał zaledwie trzy godziny i – o dziwo – było dużo łatwiej, niż myślałam. Do tego dzidziuś dostał wymarzone 10 pkt w skali Apgar!
Kacperek urodził się w przeddzień Mikołajek, dlatego też na drugie imię ma Mikołaj. Niestety, kilka dni po powrocie do domu znów trafiliśmy do szpitala. Na szczęście 22 grudnia wróciliśmy na dobre do domu.
To były najbardziej niezorganizowane i tym samym najbardziej wyjątkowe święta w naszym życiu. Szybkie ubieranie choinki, pakowanie prezentów, pieczenie ciast do późna w nocy…
Biegaliśmy bez ustanku, usiedliśmy dopiero przy wigilijnym stole. Wielu rzeczy nie zdążyliśmy załatwić, dokończyć. Ale to nie miało znaczenia. Byliśmy razem, cali i zdrowi. Dzieliliśmy się opłatkiem.
Gdy dziś zamykam oczy, widzę, jak mój trzytygodniowy synek zasypia przy dźwiękach kolęd. Padał śnieg, migotały lampki na choince, a my wpatrywaliśmy się z mężem w nasze dzieciątko. Magię tych świąt zapamiętamy na zawsze.
Przeczytaj także: Poród w święta - zupełnie inny niż myślisz
Wigilijny cud - opowieść Asi
Nigdy nie zapomnę świąt sprzed kilku lat. Miałam wtedy 25 lat, byłam (i ciągle jestem!) w szczęśliwym związku a – co najważniejsze – pod moim sercem biło malutkie serduszko.
Termin porodu wyznaczono na 29 grudnia. Zapowiedziano mi, że urodzę synka, co bardzo uszczęśliwiło przyszłego tatę. Ja czekałam tylko na to, żeby już mieć maluszka przy sobie. Zwłaszcza, że pierwszej ciąży nie donosiłam.
Całe dziewięć miesięcy minęło mi w stresach, m.in. dlatego, że rodzice nie akceptowali mojego młodszego o cztery lata partnera. Myśleli, że Mariusz nie podoła roli ojca. Ja wierzyłam, że będzie dobrze. W końcu już stanowiliśmy rodzinę.
Do szpitala trafiłam wcześniej, niż było to planowane. Okazało się, że Darek (bo tak miał nazywać się nasz synek) jest w niebezpieczeństwie. Miałam małowodzie, a maluch był kilkakrotnie owinięty pępowiną. Bałam się jak nigdy wcześniej... Że nie będę mogła go zobaczyć, przytulić. Że nie poczuję jego cudownego dzidziusiowego zapachu. Mariusza odesłano do domu, więc o tym, że już za chwilę czeka mnie cesarskie cięcie, powiadomiłam go telefonicznie. Kazał nam się trzymać, powiedział, że nas kocha. Przed operacją myślałam o tym, jak codziennie przed wyjściem do pracy całował mój brzuch, jaki był szczęśliwy, gdy dowiedział się, że będziemy mieć synka.
O godz. 12.10 w Wigilię przyszła na świat nasza córeczka. Właśnie tak: córeczka! Najpiękniejsza, najsłodsza istotka na świecie. Nasza malutka, zdrowa i śliczna niespodzianka.
Kolejna: pierwszymi naszymi gośćmi byli tatuś z dziadkiem. Razem! Do dziś są dobrymi kumplami.
Nasz mały cud ma już siedem lat, jest wspaniałą dziewczynką i starszą siostrą. A Mariusz jest najlepszym tatą i mężem, jakiego mogłam sobie wymarzyć!
Nasza najważniejsza Wigilia - opowieść Agnieszki
Nasza najpiękniejsza Wigilia wielu osobom mogłaby wydać się dziwna: nieperfekcyjna, odbiegająca od powszechnie panujących standardów.
Nasz syn urodził się 21 grudnia. W Wigilię otrzymaliśmy wypis ze szpitala i pojechaliśmy do domu.
Oczekując na wyjście ze szpitala, nie myślałam o tym, czy mam ubraną choinkę, sianko i wigilijne potrawy. Zaledwie tydzień wcześniej, tuż przed porodem, udało nam się przeprowadzić w nowe miejsce. Gdy o godz. 13 przyjechaliśmy do domu i ustawiliśmy na kanapie nasz najpiękniejszy „prezent”, świąteczne detale nie miały dla mnie znaczenia. Mój mąż postanowił jednak zadbać przynajmniej o odrobinę świątecznego nastroju: ustawił pożyczoną choinkę, wyciągnął ze słoików wigilijne przysmaki...
Mimo propozycji, nie pojechał do rodzinnego domu na kolację. Powiedział, że to najważniejsza Wigilia w jego życiu i nie zostawi nas w tym czasie nawet na godzinę.
Kacper jest już duży. Boże Narodzenie kojarzy mu się z wizytami u rodziny. Dla nas jednak już zawsze najpiękniejsze będzie wspomnienie tych pierwszych chwil, które spędziliśmy tylko we troje.
Polecamy także: Przepis na udaną Wigilię

Na zdjęciu: Alina Sałachewicz z mężem Dariuszem, czteroletnią Amelką, która przyszła na świat 25 grudnia i dwuletnim Adasiem. Gdy Alina dowiedziała się, że termin porodu przypada na 31 grudnia, zaczęła się niepokoić. – Sylwester, Nowy Rok , każdy się bawi... Kto będzie chciał przyjąć mój poród? Tu fajerwerki, a jej zachciało się rodzić – wyobrażała sobie, co że tak właśnie i o niej pomyślą, gdy przyjedzie do szpitala . Łudziła się, że dziecko urodzi się po Nowym Roku i nie będzie w przyszłości najmłodsze w klasie. Jednak wszystko potoczyło się inaczej. Skurcze przed kolacją Pierwsze skurcze pojawiły się, gdy Alina siadała z rodziną do stołu. – Sądziłam, że to skurcze przepowiadające, które miną. Pomyślałam, że nie będę dzwonić do lekarza ani do położnej. Przecież Boże Narodzenie to taki czas, który każdy powinien móc spędzić z rodziną – wspomina. Alinie nie dane jednak było spokojnie posiedzieć z bliskimi przy świątecznym stole. Co pewien czas musiała wstać, by położyć się i odpocząć. – Ale udało mi się nawet pośpiewać kolędy, oczywiście z przerwami. Wszyscy bardzo mną się przejmowali, posadzili na honorowym miejscu, w najwygodniejszym fotelu, chcieli wieźć do szpitala. Dzięki szkole rodzenia, do której chodziliśmy z mężem, nie panikowaliśmy, liczyliśmy skurcze i wiedzieliśmy, że poród postępuje wolno – wyjaśnia Alina. Noc jednak była dla obojga nieprzespana. Skurcze stawały się mocniejsze, Alina zaczęła się bać, bo to przecież pierwszy poród , pierwsze dziecko. Dwa auta na drodze Do położnej Alina zadzwoniła dopiero rano. – Gdy kazała mi jechać do szpitala, już wiedziałam, że nie uniknę porodu w święta . Przy okazji okazało się, że moja położna się przeziębiła i będę rodzić z tą, która akurat ma dyżur – wspomina. Aby...

Chcesz już teraz zaplanować sobie, kiedy wziąć urlop? Dobrą opcją jest wykorzystanie dni ustawowo wolnych od pracy. Przy dobrej organizacji można mieć naprawdę długi wypoczynek, nie tracąc zbyt wielu dni urlopowych. Podpowiadamy, kiedy wypadają dni wolne od pracy w 2020 roku. Dni wolne od pracy 2020: kiedy wypadają? W tym roku kalendarz dni ustawowo wolnych od pracy wygląda następująco: 1 stycznia – Nowy Rok (środa), 6 stycznia – Trzech Króli (poniedziałek), 12 kwietnia – Wielkanoc (niedziela), 13 kwietnia – Poniedziałek Wielkanocny (poniedziałek), 1 maja – Święto Pracy (piątek), 3 maja – Święto Konstytucji 3 maja (niedziela), 31 maja – Zesłanie Ducha Świętego (niedziela), 11 czerwca – Boże Ciało (czwartek), 15 sierpnia – Święto Wojska Polskiego i Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny (sobota), 1 listopada – Wszystkich Świętych (niedziela), 11 listopada – Święto Niepodległości (środa), 25 grudnia – Boże Narodzenie (piątek), 26 grudnia – drugi dzień świąt Bożego Narodzenia (sobota). Długie weekendy 2020 W tym roku sporo świąt wypada w sobotę i niedzielę, dlatego nie będzie okazji do zbyt wielu długich weekendów. Warto jednak skorzystać z tych, które się pojawią. Już na początku roku można mieć aż 6-dniowy wypoczynek, jeśli weźmie się dwa dni urlopu – 1 i 2 stycznia. Kolejne długie weekendy wypadają dopiero w święta wielkanocne, a potem w majówkę . Wówczas możemy mieć 3 dni wolnego bez wykorzystywania żadnego dnia urlopowego. W czerwcu warto wziąć wolny piątek po Bożym Ciele, wówczas uzyska się 4-dniowy weekend. W tym roku 11 listopada wypada w samym środku tygodnia , w środę. Jeśli zdecydujemy się na urlop 9 i 10 listopada lub 12 i 13, wówczas, możemy liczyć na 5-dni wolnego. Boże Narodzenie wypada w piątek, więc wtedy...

Hania, córeczka Róży, podczas swojej pierwszej Wigilii miała zaledwie 5 dni. Córeczka Agnieszki , również Hania – 7. Jak wyglądają święta z kilkudniowym noworodkiem? Zobacz także: Kalendarz rozwoju niemowlaka - 1 tydzień Opowieść Róży - Choinka last minute Nigdy wcześniej nie przygotowywaliśmy kolacji wigilijnej. Zawsze jeździliśmy do rodziców. Tym razem postanowiliśmy zrobić świąteczną wieczerzę sami , ponieważ jako świeżo upieczeni rodzice chcieliśmy oszczędzić naszej córeczce zarazków, hałasu i trudów podróży. Była na to za mała. Mąż odebrał nas ze szpitala w przeddzień Wigilii, 23 grudnia. Przywiózł nas do domu i jedyną rzeczą, jaką poza tym zdążył tego dnia zrobić, było kupienie u ogrodnika jednej z nielicznych już choinek. Drzewko zdobyte w ostatniej chwili nie było najpiękniejsze, na pewno też nie należało do najtańszych, ale za to w całym domu unosił się jego piękny zapach. Był wieczór, Hania spała. Nie chcieliśmy hałasować, wygrzebując z pudła lampki i bombki. Postanowiliśmy, że przystroję choinkę w Wigilię. Nazajutrz byłam jednak tak zaaferowana córeczką, że nie zdążyłam się tym zająć. Ozdobiliśmy drzewko dopiero w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Obolała po cesarskim cięciu , po czterech nieprzespanych nocach (Hania budziła się co godzinę), nie miałam siły na gotowanie i pieczenie. Rola kucharza przypadła więc mojemu mężowi. Tata Hani jest wspaniały, jednak nie ma zbyt dużego doświadczenia w kuchni. Na lepieniu pierogów spędził cały wigilijny poranek, przed- i popołudnie. Właściwie można powiedzieć, że robił je wspólnie z teściową: wisiał na telefonie. Do stołu wigilijnego usiedliśmy w pełnym składzie: mój umęczony po całym dniu w kuchni mąż, ja – niewyspana (ale na szczęście wciąż na hormonalnym „haju”, więc te cztery noce bez snu nie były dla mnie aż...