W dyskusji biorą udział: Agnieszka Sznyk-Basałyga, mama Oliwiera (rok i 10 miesięcy), jej Mama, Bożena Sznyk, urzędnik służby cywilnej w kancelarii premiera, oraz: Paulina Holtz, mama Antoniny (2 lata) i Marceliny (pół roku), aktorka, jej mama, Joanna Żółkowska, aktorka.
Bożena dokładnie pamięta, jak bardzo brakowało jej swobody, kiedy to jej córka była mała. Dlatego każdą wolną chwilę spędza z wnukiem Oliwierem. - Podziwiam ją za wielką cierpliwość i umiejętność empatii. Ja nie jestem aż tak doskonała – mówi Agnieszka.
Niewolnica Isaura
W 1984 roku, kiedy w każdy wtorkowy wieczór ulice pustoszały, a dziewczynki z podstawówki łkały, gdy okrutny Leoncio znęcał się nad piękną Isaurą, Agnieszka była już w łóżku. Jak co dzień. Punktualnie o 20 telewizor przestawał istnieć. Takie panowały zasady. Zawsze, bez wyjątku.
– To był jeden z punktów zapalnych. Wszyscy w szkole oglądali "Niewolnicę Isaurę", tylko nie ja, a życie bez niej nie miało sensu. Teraz wydaje mi się to absurdalnie śmieszne, ale wtedy byłam bardzo nieszczęśliwa. To był totalny obciach. Koleżanki musiały mi opowiadać o przygodach niewolnicy i okrutnym plantatorze bawełny – śmieje się Agnieszka.
To samo było ze zdobywcą trzech Złotych Globów "Szogunem" z Richardem Chamberlainem. Szlaban. I czytanie pod kołdrą, bo Agnieszka i tak nie spała.
– Ja mam więcej dystansu. Może to reakcja na moje przygody z serialami? A może wynik czasów, w których żyjemy? – zastanawia się Agnieszka. – Przejmuję się wychowaniem Oliwka, ale nie jest dla mnie sprawą życia i śmierci, czy zaśnie o ósmej czy dwie godziny później.
– Gdy wnuczek zostaje u mnie na noc, z bolącym sercem, ale jednak, nie zaganiam go do łóżka o 20. Nauczyłam się tego od córki – dodaje babcia Bożena. I obiecuje, że kupi córce na Dzień Dziecka i "Szoguna", i "Niewolnicę Isaurę".
Moja wina
Agnieszka do dziś ma do mamy pretensje o to, że była taka nieskazitelnie grzeczna, np. gdy witała się ze starszymi, musiała dygać. – To był chyba błąd i przesada. Trzeba było być bardziej otwartym... Tak, to na pewno był błąd – wyznaje Bożena. – Dziecko było przez to zakompleksione. Tworzyła się wielka bariera, dzieci i dorośli to były wtedy dwa odrębne światy.
W domu Agnieszki te światy ściśle się przenikają. Rodzice zabierają Oliwka do restauracji, centrum handlowego i do Paryża. Cały czas w otoczeniu innych ludzi. Poznaje, uczy się, obserwuje. – Kiedyś było to nie do pomyślenia. Gdy córka była mała, myśmy po prostu nie wychodzili albo wychodziliśmy z mężem na zmianę. Jeśli była w domu impreza towarzyska, dzieci siedziały w swoim pokoju. To nie było najmądrzejsze. Gdybym mogła cofnąć czas, te granice nie byłyby tak nieubłagane – mama patrzy na Agnieszkę. – Wiem – słyszy w odpowiedzi.
Bo mama jest inna
– Jestem jedynaczką i Oliwek pewnie również nie będzie miał rodzeństwa. Wielu jedynaków ma żal do rodziców. A ja? Byłam szczęśliwa. Rodzice poświęcali mi dużo czasu i czułam się z tym wspaniale. Oliwek także jest naszym oczkiem w głowie – opowiada Agnieszka.
Ale... nie do końca. Oliwek urodził się dopiero po dziewięciu latach małżeństwa swoich rodziców. Nie byli do końca zdecydowani, czy chcą mieć dziecko. Było im wygodnie, gładko, swobodnie. Na próbę przystosowania do życia w rodzinie kupili sobie psa. Wyżła fryzyjskiego. Jedyny egzemplarz w Polsce. – Chcieliśmy wiedzieć, jak to jest opiekować się drugą istotą – mówi Agnieszka.
Półtora roku później na świecie pojawił się Oliwek. – Po porodzie mama była ze mną cały czas. Jak prawdziwy przyjaciel. Pomagała mi i ochładzała moją histerię. Gdy pani w warzywniaku powiedziała jej, że kapusta łagodzi ból nabrzmiałych piersi, mama poszatkowała całą główkę... – obydwie wybuchają śmiechem, gdy przypomną sobie kapuściane łoże Agnieszki. – Dopiero później dowiedziałam się, że okłady robi się z całych liści – chichocze Bożena.
– Bo moja mama jest inna niż ja. Oddaje się wszystkiemu w całości. Ma w sobie mnóstwo cierpliwości i empatii. Gdy był kłopot z nianią dla Oliwka, była gotowa zrezygnować z pracy. Za to ją podziwiam – komentuje Agnieszka.
– Ja od Agnieszki nauczyłam się luzu. Szanuję też jej wolę pokazywania Oliwkowi jego własnej samodzielności. Nie karmi go łyżeczką, pozwala samemu chodzić schodach. Dojrzewamy razem, prawda, Agnieszko?