Wystarczy na dowolnym spotkaniu (choćby u cioci na imieninach) rzucić hasło „wychowanie bezstresowe”, by rozgorzała gorąca dyskusja pełna ostrych słów:
(„To najkrótsza droga, by wychować tyrana”), wstrząsających przykładów z życia („Rodzice mu pozwalali na wszystko i teraz...”), złotych myśli („Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Klaps jeszcze nikomu nie zaszkodził”) oraz – zdecydowanie mniej licznych – głosów obrońców („Przecież tu wcale nie chodzi o pozwalanie maluchowi na wszystko!”).
Zawsze znajdzie się też ktoś, kto przytoczy starą anegdotę o chłopczyku (kopał staruszkę w tramwaju), jego mamie (nie reagowała, twierdząc, że wychowuje dziecko bezstresowo) oraz studencie (przykleił owej mamie gumę do żucia na czole, twierdząc, że on również był wychowywany w ten sposób).
Pojęcie „wychowanie bezstresowe” jest więc rozumiane najczęściej jako wychowanie bez jakichkolwiek zasad, pozwalanie dziecku na wszystko włącznie ze smarowaniem psa pastą do butów i chodzeniem spać z nieumytymi zębami. Można jednak pojmować je całkiem inaczej: jako wychowanie bez krzyku i bicia, z szacunkiem dla dziecka, ale bez rezygnowania ze stawiania granic. A więc jak to jest z wychowaniem bezstresowym? Stosować je czy nie?
Dopinguje do działania
Jeśli rozumieć ten termin jako pozwalanie malcowi na wszystko i chronienie go przed wszelkim stresem, to zdecydowanie odradzam. Po pierwsze dlatego, że stres stale towarzyszy naszemu życiu, więc nie da się uchronić przed nim dziecka. Gdybyśmy chcieli to zrobić, musielibyśmy nakarmić je, zanim będzie głodne, podać misia, zanim go zapragnie itd. Słowem: zlikwidować wszelkie napięcia, a to przecież jest niewykonalne.
Nawet gdyby było to wykonalne, to takie postępowanie nie przyniosłoby nic dobrego. Dziecko niczego by się nie nauczyło, bo i po co ćwiczyć mówienie albo chodzenie, skoro mama odgadnie wszelkie życzenia, przyniesie, poda... Wbrew temu, co sądzimy o stresie (że trzeba z nim walczyć, pokonywać go itd.), on sam w sobie nie jest taki zły. Napędza nas, stymuluje, skłania do działania i rozwoju.
Jestem bezpieczny
O to drugi ważny powód przemawiający za tym, by nie wychowywać bezstresowo: zrezygnowanie z wszelkich ograniczeń, zakazów i nakazów naraża malucha na stres o wiele głębszy, wpływający na całe jego życie.
– Dziecko, któremu wszystko wolno, czuje się zagubione. Jest małe, nie zna świata ani reguł, które nim rządzą, a że nie ma mądrego przewodnika, musi poruszać się w nim po omacku. Sprawdza, jak daleko może się posunąć. – W książce „Mały tyran” opisano malca, który jadł tylko wtedy, gdy rodzic stał na drabinie na zewnątrz budynku i miał na głowie kapelusz. Zwariował? Nie! Skoro rodzicie nie stworzyli reguł, chłopiec rozpaczliwie próbował zaprowadzić własny porządek. Taki malec jest też samotny, bo nie ma w swoich rodzicach oparcia. Jak może mieć, skoro pozwalają sobą manipulować?
Wychowanie
11 września 2007
Wszyscy chcemy, by nasze dzieci były szczęśliwe. Czy osiągniemy cel, chroniąc je przed wszelkimi stresami, niczego nie zabraniając ani nie wymagając? A może są inne sposoby na to, aby maluch pewnie kroczył przez życie?
Polecamy
Porady