Zdjęcia maluszków wpadły do skrzynki redakcyjnej wraz z pytaniem, czy nie chcemy ich wykorzystać na naszym profilu facebookowym. Bobaski w słodkich czapeczkach, w koszykach, na piłce, gitarze, a nawet w oponie. Pierwsza myśl, że to zdjęcia słynnej Anne Gaddes. Ale nie, to tylko takie wrażenie, bo te fotografie są jednak inne. Też pomysłowe, ale trochę z przymrużeniem oka. Również dopracowane, ale jakby swojskie, z tego świata, a nie z krainy bajek. Ich autorami są Katarzyna i Piotr Skiba z Rudy Śląskiej, rodzice Amelki, od której wszystko się zaczęło.
Pierwszy aparat...
– W szkole plastycznej miałam zajęcia z fotografii. Pewnego dnia poprosiłam Piotra, mojego chłopaka, który wspierał mnie w nauce, by mi pomógł zrobić zdjęcia w plenerze. To wtedy złapał bakcyla. A ja zaszłam w ciążę – żartuje Kasia.
Amelka urodziła się, gdy Kasia miała 19 lat. Uczyła się jeszcze, zresztą jak Piotr. Mieli sporo szczęście, bo jedna z cioć udostępniła im mieszkanie, a rodzice pomagali im w opiece nad córką. Pomogli jeszcze w inny sposób, bo złożyli się na ich pierwszy aparat fotograficzny.
– Chcieliśmy, by córeczka miała pamiątkę z dzieciństwa. Ale co to ma być? Zabawka? Barbie? Zamarzyło nam się, by Amelce robić zdjęcia.
Wtedy jeszcze nie myśleli, że fotografią zajmą się zawodowo. Na razie chcieli udowodnić, że narodziny dziecka to nie koniec świata i że nawet tacy młodzi rodzice, jak oni, mogą dać sobie radę.
...i zdjęcia
Na tych pierwszych jest tylko Amelka. W domu, na wakacjach... Z kolejnymi albumami pełnych zdjęć córeczki w domu Kasi i Piotra przybywało sprzętu fotograficznego. Każdą wolną chwilę poświęcali na czytaniu o fotografii, podglądaniu, jak inni robią zdjęcia, szukaniu inspiracji.
– To wtedy stwierdziliśmy, że jeśli zainwestowaliśmy w to tyle pieniędzy, to może warto na tym zarabiać. Piotr zaczął robić zdjęcia ślubne, ale wszyscy je robią! A ja chciałam czegoś innego. Marzyłam, byśmy robili zdjęcia noworodkom. Dlaczego akurat noworodkom? Bo zdałam sobie sprawę, obserwując Amelkę, jak szybko się zmienia, że nie pamiętam już, jak wyglądała, gdy była całkiem malutka. A dzięki fotografiom mogłam sobie to przypomnieć.
Pierwszym noworodkiem, którego uwiecznili, była siostrzenica Kasi. – Musieliśmy najpierw nauczyć się pracować z takimi maleństwami, co nie jest łatwe. Bo bobaski mają swoje prawa. Są głodne, więc trzeba je nakarmić. Są marudne, bo się nudzą, bo nie wiedzą, czego chcą. Zanim zasną, ale tak głęboko, mija trochę czasu. A muszą spać mocno, bo inaczej obudziłyby się podczas przenosin i układania np. w wiaderku – mówi Kasia. – To dlatego taka sesja trwa czasem i osiem godzin.