Reklama

1 listopada do szpitala w Starachowicach trafiła kobieta w 8. miesiącu ciąży, pani Iza. Kobieta przestała czuć ruchy dziecka i przyjechała zaniepokojona do szpitala. Badanie USG wykazało, że dziecko nie żyje. Lekarze podjęli decyzję o farmakologicznym wywołaniu porodu.

Reklama

Poród na szpitalnej posadzce

Skurcze pojawiły się następnego dnia. Lekarz stwierdził, że "to nie są skurcze", choć zaczęły się pojawiać regularnie co kilka minut. Gdy pani Izie odeszły wody, o pomoc zaczął prosić jej mąż. "Mąż co 10 minut biegał i prosił o pomoc, żeby ktoś przyszedł, żeby cokolwiek zrobił. Siostra stwierdziła, że lekarza powiadamia, a lekarz nie przychodzi. No i urodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem" – powiedziała RMF MAXXX.

"Musimy zbadać tę tragedię. Porozmawiać z personelem. Bardzo poważnie podchodzimy do tego kłopotu, który zaistniał na oddziale" – powiedział w rozmowie z RMF MAXXX Marcin Biesiada, dyrektor ds. leczniczych szpitala.

Sprawę bada także Prokuratura Rejonowa w Starachowicach. "Będziemy sprawdzać, czy zdarzenie takie miało miejsce i czy doszło do popełnienia przestępstwa" – powiedział prokurator Daniel Prokopowicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

"Kłopot" czy codzienność w polskich szpitalach?

Nie wyobrażamy sobie, co musi czuć kobieta, która zostaje potraktowana w taki sposób... Nazywanie "kłopotem" rodzenia martwego dziecka na szpitalnej podłodze jest co najmniej nie na miejscu. Dla wielu kobiet poród jest traumatycznym przeżyciem. Personel szpitala zbyt często zapomina, że kobiecie należy się szacunek i opieka. Przypadek pani Izy jest wyjątkowy, lekarze i pielęgniarki powinni zrobić wszystko, żeby pomóc jej przetrwać te trudne chwile.

Czytaj także: Urodzisz chore dziecko, dostaniesz 4000 zł. Co dalej?

Reklama

źródło: echodnia.eu, onet.pl

Reklama
Reklama
Reklama