Reklama

Charli Adams mierzy zaledwie 120 cm – choruje na achondroplazję. Jej mąż, Cullen, jest niewiele wyższy – u mężczyzny występuje niezwykle rzadka dysplazja geleofizyczna, której jednym z objawów jest niedobór wzrostu.

Reklama

„Jestem krytykowana już przez to, że zdecydowałam się na dziecko mimo mojej przypadłości” – wyznała Charli w jednym z postów w mediach społecznościowych.

Tworzą szczęśliwą rodzinę mimo przeciwności

Charli i Cullen udowadniają, że mimo niskiego wzrostu mają w sobie ogromne pokłady miłości, którymi obdarowują swoje dzieci – córeczki TIlbę i Tully oraz synka o imieniu Rip.

Dziewczynki odziedziczyły wady genetyczne po rodzicach – jedna po mamie, druga po tacie. Najmłodszy z rodzeństwa Rip urodził się jednak całkowicie zdrowy.

Rodzice dzielą się swoją historią na Instagramie. Pokazują, że mierzą się dokładnie z takimi samymi problemami jak wszyscy inni rodzice – z dziecięcym buntem, infekcjami, grymaszeniem przy jedzeniu. Ich codzienność nie różni się tak bardzo od codzienności zdrowych rodzin. Są po prostu nieco niżsi.

„Kiedy ludzie nas oceniają za posiadanie dzieci, mają to wyobrażanie, że jesteśmy zewsząd atakowani, że tak nam ciężko. A my po prostu żyjemy, nie czujemy się inni” – mówił Cullen w jednym z wywiadów dla lokalnych mediów. Po czym dodał: „Ludzie niskorośli mogą mieć poważne problemy ze zdrowiem – jak wszyscy inni członkowie społeczeństwa. Bycie niskorosłym nie oznacza, że cierpimy z powodu jakichś niewyobrażalnych przypadłości zdrowotnych. Jesteśmy po prostu ludźmi”.

Źródło: kidspot.com.au, apost.com

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama