Reklama

John Birkett, tata 9-letniego Rivera-Petera Birkett-Jossa, początkowo nie niepokoił się bólem głowy syna. Kiedy jednak ból zaczął narastać, postanowił zabrać dziecko do szpitala Grimsby A&E at Diana Princess of Wales, bo czuł, że nie jest to zwykły ból głowy. Lekarze jednak kompletnie zbagatelizowali dolegliwości, nie przebadali dokładnie dziecka i z podejrzeniem infekcji wirusowej wypisali do domu.

Reklama

Ktoś się w końcu zainteresował dzieckiem

24 godziny później mały River-Peter nadal skarżył się na silny ból głowy. W końcu zaczął się „przelewać przez ręce”. John Birkett natychmiast ponownie zabrał dziecko do szpitala. Tam usłyszał, że ma ustawić się z dzieckiem na końcu kolejki, a czas oczekiwania na wizytę może wynieść nawet 2 godziny. Na szczęście jeden z lekarzy wkrótce zainteresował się stanem chłopca.

Dziecko zostało w trybie pilnym odesłane do innej placówki ze zleceniem jak najszybszego wykonania badania obrazowego głowy.

To nie wirus, ale wodogłowie

Nad ranem kolejnego dnia mały River-Peter trafił na stół chirurgiczny, gdyż tomografia komputerowa wykazała, że w jego mózgu gromadzi się duża ilość płynu. Dziecku wstawiono zastawki, które pozwalają odprowadzić nadmiar płynu mózgowo-rdzeniowego, co redukuje ciśnienie wewnątrz czaszki i zapobiega bólom głowy.

Ojciec chłopca o tym, co się zdarzyło, mówi tak: „Moje zaufanie do szpitala zostało unicestwione po tym, jak podczas pierwszej wizyty zbagatelizowano tam objawy syna. Jestem natomiast niezmiernie wdzięczny osobom, które pomogły zdiagnozować problem syna i wykonali zabieg, który uratował mu zdrowie, a może nawet życie”.

Źródło: mirror.co.uk

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama