Pani Ewa Radziwończyk pracowała jako pielęgniarka na OIOM w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka. Na jej oddziale przebywał półtoramiesięczny Jaś. U chłopca zdiagnozowano ciężką, złożoną wadę serca oraz porażenie mózgowe. Mimo pełnego zaangażowania personelu medycznego w leczenie maluszka lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie. Matka chłopca zrzekła się praw do opieki nad nim. Jednak pani Ewa, mama 5-letniego Wojtusia, postanowiła dać chłopcu pełen miłości dom.

Reklama

„Chcę go otoczyć miłością”

Po jednym z nocnych dyżurów pani Ewa wróciła do domu, w którym powitał ją syn. „I znów uderzyła mnie ta okropna myśl, że tamten chłopiec w szpitalu może nigdy nie doświadczyć takiego uczucia. Powitania pełnego miłości. Chyba wtedy podjęłam tę decyzję, by Jaś należał do mojej rodziny, że chcę go otoczyć miłością, a jeśli już dojdzie do tego, że będzie musiał odejść z tego świata, to niech to będzie w ramionach kogoś bliskiego, a nie na obcym łóżku”, pani Ewa zwierza się Michalinie Bednarek, dziennikarce „Gazety Wyborczej”. Kilka miesięcy później mama dwóch chłopców postanowiła zaopiekować się także Bartusiem, który, ze względu na ciężką wadę serca, został porzucony na OIOM-ie podobnie jak Jaś.

„To nie wyrzeczenie, zyskałam dwóch synów”

„To nie wyrzeczenie, zyskałam dwóch synów”, deklaruje mama chłopców. Dzięki jej miłości i włożonej pracy dzieci coraz lepiej funkcjonują. Kobieta jednak nie ukrywa, że znajduje się w ciężkiej sytuacji finansowej. Od kiedy podjęła opiekę nad dziećmi wymagającymi stałej opieki, musiała zrezygnować z pracy i utrzymuje się tylko z zasiłków i 500+. A wrócić do pracy w pełnym wymiarze godzin nie może. Nikt, poza nią, nie chce podjąć się opieki nad kilkuletnimi już chłopcami, ponieważ nadal zdarzają się sytuacje, kiedy Jaś czy Bartuś zaczynają sinieć, z trudem łapią powietrze. Ale pani Ewa nie traci nadziei na lepsze jutro. „Damy radę, prawda chłopaki? My nie damy rady? Nie poddamy się!”, mówi, tuląc w ramionach uśmiechających się synów.

Dzieciom i mamie życzymy wiele sił i zdrowia!

Możesz także wspomóc rodzinę na zrzutka.pl.

Zobacz także

Źródło: katowice.wyborcza.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama