Reklama

Gdy u trzyletniej Elsie do zmęczenia dołączyły nieznikające siniaki i zgrubienia na ciele, jej mama, Laura Catwright, postanowiła zabrać córkę do lekarza. Niestety wizytę wyznaczono na odległy termin. Gdy dwa dni później u dziecka pojawiły się ciemne zmiany na języku i wysypka na tułowiu, matka uparła się, że dziecko musi pilnie zobaczyć lekarz.

Reklama

Trudna walka w oczekiwaniu na operację

Pediatra natychmiast odesłał Elsie i jej mamę do szpitala. Tam sprawy zaczęły przybierać poważny obrót. „W pewnym momencie pojawił się temat szpiku kostnego. Wtedy już wiedziałam, że jest źle” – powiedziała mama dziewczynki. U Elsie zdiagnozowano anemię aplastyczną, czyli chorobę, w której szpik kostny nie produkuje wystarczającej ilości krwinek. Jedynym ratunkiem dla dziecka był przeszczep szpiku kostnego. Zaczęła się walka o życie dziewczynki.

Elsie musiała być cały czas na antybiotykach i mieć robione transfuzje krwi co 7-10 dni. Zawsze, gdy wypuszczano ją do domu, już po 2 dniach musiała wrócić do szpitala, bo dostawała gorączki. Z powodu licznych wkłuć jej żyły stawały się coraz bardziej zbliznowaciałe.

Poszukiwania dawcy

Przez bardzo niski poziom płytek krwi i krwinek odpowiadających za walkę z infekcjami dziewczynka często dostawała krwotoków z nosa. Pojawiły się też problemy z dziąsłami i normalnym jedzeniem, więc konieczne było odżywianie dojelitowe. Na domiar złego wystąpiła do sepsa. Na szczęście udało się ją opanować.

W czasie, gdy lekarze próbowali utrzymać dziecko przy życiu i w na tyle dobrym zdrowiu, aby operacja przeszczepu szpiku mogła być wykonana, trwały poszukiwania dawcy. Przebadano całą rodzinę, w tym dwuletnią siostrę Elsie. Niestety, nikt z najbliższych nie mógł zostać dawcą. Zaczęto więc szukać go wśród obcych ludzi. W końcu się udało.

Ryzykowna operacja

Przeszczep szpiku obarczony był ryzykiem, że dojdzie do niewydolności organów dziecka albo niepłodności, a nawet śmierci. „Szanse powodzenia spadały, ale nie było wyboru” – mówi mama dziewczynki.

Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie i mała Elsie wraca do zdrowia. Jej mama radzi innym rodzicom, aby w czasie tak dramatycznej walki o życie dziecka nawiązywali kontakt z innymi ludźmi, stworzyli „wioskę wsparcia”.

„Korzystajcie z każdej pomocy, znajdźcie społeczność w życiu realnym lub wirtualnym, to bardzo potrzebne. Gdyby nie dawcy krwi i osoby rejestrujące się jako potencjalni dawcy szpiku, mojej Elsie nie byłoby dzisiaj z nami” – powiedziała.

Źródło: thesun.co.uk

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama