Pierwsze zaskoczenie: moja rekcja na nowinę. Spodziewałam się jej, czekałam na nią, ale w dniu, kiedy zobaczyłam wynik testu, czułam się jak we śnie. Świat stał się nierzeczywisty. Niby wszystko było takie samo jak wcześniej, a jednak całkiem inne: tak jakby maluszek ukryty w moim brzuchu stał się centrum Kosmosu, a to, co go nie dotyczy, krążyło gdzieś po peryferiach. Wokół mnie za­roiło się nagle od kobiet w ciąży. Ja sama też się zmieniłam: wsiadając do tramwaju, podtrzymywałam zupełnie płaski brzuch, a gdy biegłam jak szalona, stukając obcasami, żeby podzielić się z przyjaciółką nowiną, ktoś w mojej głowie powiedział: „Hola, moja panno! Wooooolniej, masz pasażera!”.

Reklama

Kolejna niespodzianka: reakcja męża. Cieszył się jak wariat i to akurat mnie nie zdziwiło, bo oboje czekaliśmy na dziecko bardzo długo. Nie miałam jednak pojęcia, że od samego początku będzie tak intensywnie myślał o jego przyszłości. Zadzwonił zdenerwowany i powiedział: „Słuchaj, musimy stanąć na głowie, żeby junior nie wystawał w bramie jak łebki, które dziś widziałem”. Okazało się, że miałam szczęście trafić na wyjątkowo odpowiedzialnego człowieka! I wspaniałego. Gdy wylądowałam w szpitalu na podtrzymaniu ciąży, był przy mnie o wiele dłużej, niż mógł (a więc kosztem pracy), a gdy już musiał iść, ruszał z piskiem opon, bym mogła się pośmiać. A raz przyniósł mi nawet przed szpital psa, bo bardzo za nim tęskniłam.

Utrata sił
To nie koniec, bo niespodzianek było o wiele, wiele więcej. Jedne miłe, inne niekoniecznie. Nie spodziewałam się na przykład, że będę taka śpiąca, zwłaszcza na początku ciąży. Zawsze rozpierała mnie energia, a tu nagle zasypiam w połowie zdania, nie wytrzymuję do „Wiadomości”, na wieść o imprezie myślę: „E tam, wolę łóżko”.
Bardzo zdziwił mnie też rozmiar mojego biustu. Nigdy nie był mały, ale w ciąży zrobił się naprawdę olbrzymi i to zanim jeszcze mój brzuch zaczął się zaokrąglać. W dodatku cały dekolt miałam upstrzony niebieskimi żyłkami niczym osiemnastowieczna arystokratka. Żyłki pokazały się też na udach i nie tylko, więc wyglądałam jak jednokolorowa mapa drogowa. Zresztą całe moje ciało zmieniło się bardziej, niż się spodziewałam: wiedziałam, że na moim brzuchu pojawi się ciemna linia i zacznie mi wystawać pępek, ale jakoś nie pomyślałam wcześniej o tym, że moje stopy staną się o rozmiar większe, na twarzy pojawią się plamki, dłonie będą czerwone itd.

Ciągle ciepło
Dziwne było także to, że ja, straszliwy zmarzluch, który dzwoni zębami nawet wtedy, gdy inni rozpinają kurtki, pocę się jak mysz i ciągle mi gorąco. I to, że AŻ TAK często chce mi się siusiu. Że tak bardzo pochłania mnie własna fizjologia. Nagle okazało się, że traktowane dotąd trochę po macoszemu ciało domaga się uwagi: tu boli, tam ugniata, gdzie indziej przeszkadza…

Jestem psem?
Jeden z największych niespodziewanych ciążowych bonusów: węch jak u wyżła weimarskiego. Gdy rano na obchód przychodzili lekarze, wiedziałam, który pali. Ba! Wiedziałam nawet, który z nich pali papierosy kiepskiej jakości. Nagle zaczęły mi przeszkadzać ukochane perfumy, skręcało mnie na samą myśl o popcornie czy stacji benzynowej.

Zobacz także
Reklama

Lubię dzieci!
Najbardziej jednak zdziwiłam się samą sobą. Choć bardzo chciałam mieć dziecko, bałam się, że nie ma we mnie za grosz instynktu macierzyńskiego. Nie roztkliwiałam się nad niemowlakami, nie zawsze udawało mi się zapamiętać, jakiej płci są pociechy koleżanek, więc na wszelki wypadek pytałam: „Jak tam dzidzia?”. Gdy zaszłam w ciążę, wszystko się zmieniło. Czasem nie mogłam oprzeć się pokusie, by nie zajrzeć do czyjegoś wózka, co zawsze uważałam za idiotyczne. Rozmawiałam z małym w brzuchu, śmiałam się, gdy kopał mnie w żebra (czasem miałam wrażenie, że mam w środku ośmiornicę, bo czułam kopniaki w wielu miejscach naraz). W dodatku wszystko zaczęło mnie wzruszać. Płakałam na filmach przyrodniczych o lwiątkach i małych hipopotamach, a nawet na reklamach! I śmiałam się z siebie przez łzy, bo to kompletnie do mnie niepodobne!

Reklama
Reklama
Reklama