Chociaż w warszawskim szpitalu położniczym przy ul. Karowej trojaczki nie są rzadkością (tutaj kierowane są kobiety z ciążami mnogimi), to Grzesia, Karola i Adasia przychodził oglądać cały personel. Poczęcie akurat takich trojaczków: jednojajowych, z identycznym zestawem genów, zdarza się raz na dwieście milionów (dla porównania trafienie szóstki w Lotto to prawdopodobieństwo „tylko” 1 do 14 milionów). W dodatku cała trójka była zdrowa i silna: każdy ważył ok. 2,5 kg, miał 10 pkt w skali Apgar i książkowy apetyt.

Reklama

Trzy zarodki
Ania Łuniewska, dwudziestosześcioletnia mama Grzesia, Adasia i Karola, śmieje się, że trójka identycznych maluchów to skutek tego, że Piotr, ich tata, przez ostatnie lata pracował... w punkcie ksero. Kopiowanie weszło mu po prostu w krew :)
– W szóstym tygodniu ciąży strasznie zaczął boleć mnie brzuch, poszłam więc do lekarki, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Kiedy zobaczyłam na ekranie USG trzy kropeczki, przez chwilę nie mogłam oddychać. To była dawka skrajnych emocji: od radości – ogromnej! – do przerażenia. Do lęku o to, jak sobie poradzimy z trójką noworodków, doszedł też strach o zdrowie naszych dzieci – mówi Ania. – Lekarka uprzedziła nas, że ciąża trojacza często przebiega z komplikacjami, zwłaszcza taka ciąża jak moja: z trójką zarodków podpiętych do tylko jednego łożyska. Ostrzegała nas, że mogę urodzić bardzo wcześnie albo że może przytrafić się tzw. zespół podkradania krwi, wskutek której jeden albo dwóch z naszych synków urodziłby się o wiele mniejszy niż powinien. Na szczęście nic takiego nie zaszło: a nasi chłopcy urodzili się w 36. tygodniu, dzień przed Prima Aprilis.

Każdy inny
Chociaż maluchy są dla zwykłego przechodnia nie do odróżnienia, to ich mama każdego dnia przekonuje się na nowo, że każdy z nich ma swoją, wyjątkową osobowość.
– Nigdy nie ubieram ich tak samo. Od początku też mieli swoje własne łóżeczka – mówi.
Tuż po narodzinach chłopcy nosili opaski na rękach, ale teraz ani Ania, ani Piotr nie potrzebują ich, by w mgnieniu oka odróżnić, który to Grześ, a który Adaś albo Karol.
– Zdarza się, że w nocy Ania szturcha mnie łokciem: „Idź do nich, bo Adaś się kręci” albo „Wstań, bo Grześ marudzi”. Zawsze kiedy wstaję, okazuje się, że miała rację. Nie mam pojęcia, jak ona ich poznaje, w środku nocy i tylko po sposobie mruczenia – mówi Piotr.
– Każdy jest inny – przekonuje Ania. – Grześ jest najbardziej charakterny: ma nerwy tuż pod skórą. Adaś jest najspokojniejszy. Ostatnio zasnął na pralce, kiedy Piotrek chciał go rozbierać do kąpieli. Karol to nasz profesor ciekawski.
[CMS_PAGE_BREAK]
Dzień z trójką
Chociaż opieka nad całą trójką to nie przelewki, Ania na pytanie o największe trudności odpowiada, że niczego takiego nie może sobie przypomnieć.
– Nasz dzień zaczyna się około piątej, szóstej rano. Najpierw słychać pojedyncze bączki maluchów, potem ziewanie, aż wreszcie rozmowy. Budzą się na trzy, cztery. Jeden zaczyna gugać, drugi mruczy, trzeci prycha. Śmiesznie to brzmi, kiedy tak dostrajają swoje głosy do siebie, słowo daję: lepiej niż trzej tenorzy! – śmieje się.
Przyznaje, że kluczem do sukcesu organizacyjnego była nie tylko żelazna konsekwencja jej i Piotra, ale także... lekkie naginanie zasad.
– Nigdy nie karmiłam na żądanie, bo przy trójce niemowląt to byłoby niemożliwe. Nie zawsze też nasi chłopcy wychodzili na spacer: czasami musiał im wystarczyć balkon. Walczyliśmy też o to, aby chłopcy zaczęli odróżniać dzień od nocy – mówi.
Ania zauważyła, że jeśli chłopcy w ciągu dnia jedli o stałych porach i mieli regularne drzemki, to potem zupełnie inaczej wyglądała ich noc: bez kręcenia się, popłakiwania, pobudek.
– Kiedy mniej więcej w trzecim miesiącu życia maluchy zaczęły przesypiać po pięć–sześć godzin w nocy, najgorsze było już za nami – opowiada.
Na czym polegało to najgorsze? Przede wszystkim na totalnym braku czasu i sił.
– Pamiętam jak było w lecie: siódma wieczór, na dworze jasno, słychać dzieciaki na rowerach pod oknem, a ja i Piotrek leżymy już w łóżku kompletnie padnięci. Sami śmieliśmy się wtedy z siebie! – mówi.
Dzisiaj, kiedy chłopcy na szczęście zaczęli już przesypiać całe noce, wieczory Ani i Piotra zyskały na atrakcyjności:
– Nawet zdarza się, że obejrzymy jakiś film w telewizji albo posiedzimy trochę dłużej przy herbacie – mówi Piotr.
Dzięki tacie Ani, który prawie codziennie przyjeżdża do wnuków, spacery Grzesia, Karola i Adasia też już raczej nie kończą się na balkonie.
– Mojego tatę zna już całe nasze osiedle. Sąsiadki poznają go po dwóch wózkach, z których jeden, podwójny, pcha, a drugi, pojedynczy, ciągnie za sobą – śmieje się Ania.

Zużywamy 800 pieluszek miesięcznie. To oznacza też 800 przewinięć – wylicza Piotr.
– W ciągu każdego miesiąca 600 razy karmimy maluchy i tyle samo razy płuczemy ich butelki po mleku.

[CMS_PAGE_BREAK]
Ania i pomocnicy
Dziadkowie i rodzina pomagają przy maluchach jak mogą, również finansowo. Do Ani i chłopaków zagląda też wolontariuszka z MOPS-u, dzięki której Ania może chwilę odsapnąć. Radą oraz ubrankami po swoich maluchach służą także mamy z forum o trojaczkach. Nie wszyscy jednak są tak chętni do pomocy młodej mamie:
– Pamiętam, jak drugiego dnia po porodzie poprosiłam położną o to, by pokazała mi, jak się zmienia dzieciom pieluszkę. Usłyszałam wtedy, że skoro urodziłam trojaczki, to powinnam już dawno umieć je przewijać – mówi Ania.
Jej głównym pomocnikiem jest oczywiście Piotr, który mimo pracy na cały etat, przejął wiele obowiązków.
– Kąpiel? O, mamy to super opanowane! – opowiada Ania
– Piotrek płucze wanienkę, nalewa wodę, rozkłada ręcznik i bierze pierwszego synka. Kąpie, otula w ręcznik, zanosi na przewijak do sypialni chłopców. Ubiera i oddaje mi do karmienia. Wraca, wylewa wodę, nalewa nową, rozkłada drugi ręcznik, rozbiera drugiego synka, kąpie, opatula, zanosi, ubiera. Wraca do łazienki, wylewa, nalewa, rozkłada ręcznik, itd... Ostatnio kąpiel całej trójki zajęła nam jedyne 22 minuty. I to z ubraniem maluchów, nakarmieniem i umyciem im dziąseł!

Zobacz także

Trójka to nie dwunastka!
– Na naszą ostatnią rocznicę ślubu oddaliśmy chłopaków na weekend dziadkom. Pierwszego wieczoru, kiedy wróciliśmy do naszego domu i zobaczyłam trzy puste łóżeczka, to się po prostu popłakałam – Ania już nie wyobraża sobie życia bez trójki swoich urwisów. – Piotr śmiał się ze mnie, ale sam w nocy przeniósł się ze spaniem do pokoju chłopaków! Rankiem pojechaliśmy na Mazury, gdzie cały dzień oglądaliśmy w telefonach zdjęcia i filmiki z naszymi dziećmi.
Ania jest pewna, że jej miłość po porodzie nie podzieliła się przez trzy, tylko pomnożyła.
– Kiedy dwóch się zajmuje zabawkami, ja mogę sobie tego trzeciego wycałować i wyprzytulać. Jest ich tylko trzech, a nie np. dwunastu, więc łatwo znajduję czas na czułości z każdym z synków – mówi na koniec.

Opieka nad maluchami tak mi się spodobała, że zastanawiałam się nawet o założeniu żłobka. W końcu jednak stanęło na firmie doradczej. Zostałam tzw. baby concierge, czyli doradcą przyszłej mamy, który pomaga jej wybrać szpital, lekarza, skompletować wyprawkę, itd. Zarezerwowałam stronę internetową: Wokolnarodzin.pl i wkrótce ruszam pełną parą – deklaruje Ania.

Reklama

Wyobrażasz sobie, że jesteś mamą trojaczków? Czy bycie potrójną mamą jest trudniejsze? Rozmawiamy o tym na Facebook.com/Mamotoja

Reklama
Reklama
Reklama