A co jeśli nie będzie lubił kosza? - felieton Katarzyny Burzyńskiej-Sychowicz
Katarzyna Burzyńska-Sychowicz już zaczęła odliczać dni do porodu. O czym myśli dziennikarka w ostatnim miesiącu ciąży, jak wyobraża sobie swojego syna i jakie obawy spędzają jej sen z powiek? Przeczytaj felieton przyszłej mamy.
- Katarzyna Burzyńska-Sychowicz
Kiedy Michał Wiśniewski zobaczył na mojej ręce pierścionek zaręczynowy zapytał, który to będzie mój ślub. Dziś Piotr Kupicha pyta mnie, „To dziecko to z mężem?”. Tak to już jest, że każdy mierzy Cię swoją miarką. Ja się nie mierzę, ja się ważę. I to obsesyjnie. Po 3 razy dziennie. To już prawie 9 miesiąc! Więc mogę się ważyć, kiedy mi się żywnie podoba, prawda? I niech nikt się nie waży mnie powstrzymać, nawet jak mu się to nie podoba! Jestem groźnym typem.
Jestem też typem łasym na komplementy, przyznaję. Dostaję ich w ciąży dużo; tym, którzy je wygłaszają, przyznaję rację. Największy komplement: „Ty w ogóle nie wyglądasz jakbyś była w ciąży. Wyglądasz normalnie”. Fakt: nigdy nie byłam bardziej sobą. Ciąża uwypukliła najsilniejsze cechy mojego charakteru.
Wykorzystuję moją ciążę, robię to. Z pracy ekipa odwozi mnie pod sam dom, moje materiały zgrywane są bez kolejki, a wywiad z Małgorzatą Sochą robię jako pierwsza, mimo sznureczka do niej. Wszyscy się boją, że ich zjedzą myszy. Albo poczucie winy. Gdybyście próbowali postawić się kobietom w ciąży, rewolucjom nie byłoby końca. My ciężarne, starłybyśmy Was na proch!
Ale jestem też wykorzystywana. Kiedy w 5 osób zapakowaliśmy się do 4 – osobowego auta, zostało ustalone, że „w razie zatrzymania przez policję – rodzę”. Kierowca był moim Mężem (faktycznie był), pasażerka okazała się być matką dziecka, pozostali – najbliższą rodziną, a ja surogatką, która daje napęd tej maszynie. Stałam się kobietą lekkiego i bezstresowego choć nielegalnego prowadzenia.
To już prawie 9 miesiąc… Chwilami jestem niezdolna do życia w teraźniejszości, nachodzą mnie refleksje, zadaję sobie banalne pytania, ożywiona uczuciami, które wcale banalne nie są: „do kogo On będzie podobny?”, „czy będzie miał włosy?”, „czy będzie spał i jadł bezproblemowo?’, „czy nie zaatakują nas kolki?”. „ A co jeśli nie będzie lubił kosza?!” – zastanawia się Mój Mąż, fan i obsesjonat NBA.
ON: SYN, BOHATER mojej ciąży jest najbardziej interesujący. ON – źródło nowych myśli. Każdy wózek napotkany na ulicy jest bodźcem do nich. Myślimy o Nim intensywnie, choć wciąż magiczne i zagadkowe wydaję się, że pojawi się już za 4 tygodnie. Planujemy te ostatnie 4 weekendy we dwoje: gdzie pójdziemy, gdzie pojedziemy (samolot odpada, nie mogę podnosić rąk do góry, nie poddaję się – są jeszcze pociągi), co zjemy? Ostatnie 4 tygodnie znanego nam życia. Za chwilę oboje będziemy w odmiennym stanie. Mówi się, że źródło wszystkich zniewoleń tkwi w przywiązaniu, można więc powiedzieć, że w końcu będziemy wolni. 4 tygodnie… Pojawia się też strach. Strach przed szczęściem nie do zniesienia. Ja wierzę w cuda i wiem, że to będzie cudowne Dziecko! Wiem też, że nie ma niecierpliwości rozkoszniejszej niż czekanie na Nie.