Nie porównuj
„Ona jest ode mnie szczuplejsza.” „Te dzieci zachowują się lepiej od moich.” Kto nie zna piekła porównywania z innymi?
- Edipresse
„Ona jest ode mnie szczuplejsza.” „Te dzieci zachowują się lepiej od moich.” Kto nie zna piekła porównywania z innymi?
Dlaczego tak trudno jest uwolnić się od porównywania siebie do innych? Jeśli stale rozglądamy się wokół w poszukiwaniu kogoś, kto lepiej wie, jak się ubrać, zachować, co powiedzieć, jaką podjąć decyzję, wówczas niezauważalnie dla samych siebie oddajemy stery własnego życia w czyjeś ręce. A nasze dłonie zostają puste.
Szkoła porównywania się
Zaczyna się wcześnie i składa z wielu lekcji. Oto kilka z nich:
– Zachowuj się tak jak inni, lepsi od Ciebie.
Małe dzieci często słyszą od rodziców: „No zobacz, Beatka już gotowa, a ty jeszcze nie skończyłaś...”, „Ja nie byłam w twoim wieku taką bałaganiarą”.
Nie chodzi o to, żeby dokuczyć dziecku czy sprawić mu przykrość. Porównywanie z innymi ma być sposobem skłonienia malucha, by się pospieszył, był staranniejszy, ostrożny, zdyscyplinowany, czyli bardziej dopasowany do naszych oczekiwań. Jest to metoda zadziwiająco skuteczna, ma jednak zasadniczy defekt – uczy tego, co w dorosłym życiu owocuje zagubieniem i brakiem pewności siebie. Uczy, że w życiu nie liczy się to, jak człowiek się czuje, co myśli. Ważne natomiast jest, co myślą i robią inni.
– Twoja indywidualność jest czymś złym.
Trudno zaakceptować indywidualność dziecka. Odczuwamy niepokój i wątpliwości: „A może ono jest nadpobudliwe, bo tak biega? Przecież inne dzieci...”, „To chyba nienormalne, żeby on tylko układał klocki. Inni chłopcy w tym wieku...”. Uczymy dziecko, że w życiu należy odnajdywać się poprzez porównanie z innymi: „Nie wiem, jaką mam podjąć decyzję, więc zrobię tak, jak inne grzeczne dziewczynki”, albo: „Na złość postąpię zupełnie na odwrót”. W obydwu przypadkach – uległości i buntu – jesteśmy zależni od zewnętrznego układu odniesienia.
W świecie wygrywają nie tylko przystosowani.
W przedszkolu czy szkole „nieprzystosowanym” dzieciom jest zazwyczaj trudno. Ale w późniejszym, dorosłym życiu, dzieje się odwrotnie – ci, którzy pozwalają się łatwo „przykroić”, gorzknieją pod ciężarem niechcianych relacji czy narzuconych obowiązków. Indywidualiści, kierujący się głosem „ze środka”, prędzej czy później znajdą własną ścieżkę, która nie zawsze musi być spektakularnym sukcesem, ale daje szczęście.
Istnieją standardy piękna, uzdolnień, itp.
Nasza kultura jasno definiuje różne role i ocenia wartości. Atrakcyjna kobieta czy mężczyzna powinni być szczupli i mieć wysportowaną sylwetkę – jeżeli wyglądają inaczej, trudno im poczuć się kimś pięknym. Udane dziecko powinno spełniać wszystkie oczekiwania dorosłych – jeżeli nie jest w stanie się z tego wywiązać, uważa się je za „nieudane”. Nie jesteśmy zachęcani do szukania wewnętrznych ścieżek, które pozwoliłyby uzyskać dystans wobec lansowanych stereotypów, a zachęca raczej do ślepego naśladownictwa.
Ważne jest to, co powinnaś lubić
Już w dzieciństwie często słyszymy, że nasze pragnienia są tylko zachciankami, a to, czego chcemy, jest mało warte, bo zamiast tego lepiej byłoby... Wielu dorosłych nie traktuje poważnie uczuć dzieci, uważając, że są one niedojrzałe, mało istotne. To przekonanie może się stać motywem przewodnim całego życia. Wówczas wszystkie pragnienia poddajemy ostrej, racjonalnej cenzurze.
W życiu można polegać tylko na intelekcie
W naszej kulturze istnieje podział na to, co emocjonalne i to, co intelektualne. To pierwsze przypisywane jest kobiecości i jest wartościowane o wiele niżej niż to drugie, określane jako męskie. Okazywanie uczuć, kierowanie się nimi, wsłuchiwanie w nie traktuje się jako oznakę słabości. Wystarczy przyjrzeć się obiegowym określeniom dotyczącym emocji – „mazać się”, „grzebać w smutku”, „histeryzować” – nie są to słowa niosące aprobatę.
Nie warto żyć marzeniami
Nawet jeśli w dzieciństwie przyzwalano nam na swobodę wyobraźni, to zwykle w wieku dojrzewania napotkaliśmy ostry sprzeciw otoczenia. Nie warto marnować czasu na bujanie w obłokach, kiedy trzeba odrobić lekcje albo poszukać pracy. Kierowanie się w dorosłym życiu marzeniami traktuje się jako wyraz słabości i niedojrzałości, choć – jak pokazują życiorysy wielu twórczych i spełnionych ludzi – szli oni drogą realizowania własnych tęsknot.
To, co robisz, możesz zawsze zrobić lepiej
Perfekcjonizm to skuteczny sposób zabijania indywidualności. Demon perfekcyjnych przekonań nie pozwala nam na jakikolwiek eksperyment, który mógłby zakończyć się niepowodzeniem. Natomiast podążanie własną ścieżką jest ryzykowne. Nie chodzi tu o znalezienie lepszej wersji siebie, ale o prawdę bycia sobą ze wszystkimi swoimi słabościami.
Wewnętrzny głos akceptacji
Żeby pomóc dziecku w budowaniu zaufania i szacunku do własnego głosu wewnętrznego, trzeba uwierzyć w siebie, że mimo błędów, które się robi, jest się dobrą matką. Tylko tyle i aż tyle. Macierzyństwo to wdzięczne pole do porównywania się z innymi.
Sprawy nie ułatwia też otoczenie – wszyscy czują się zobowiązani do dawania rad „początkującym” rodzicom. Kobiety rzadko słyszą: „Jesteś dobrą matką”, „Ty najlepiej wiesz, czego potrzeba Tobie i maluchowi”, „Nie musisz wątpić, że jesteś w porządku, bo dowodem na to jest dobre samopoczucie dziecka”. Zamiast tego słychać z różnych stron głosy pouczenia i krytyki: „Ona jest zbyt pobłażliwa”, „On traktuje tego malucha zbyt surowo”. Złajani, staramy więc dostosować się do jakiegoś bliżej nie sprecyzowanego zewnętrznego wzorca. I tym bardziej tracimy kontakt z tym, co mógłby podpowiedzieć nam własny, wewnętrzny głos.
Agnieszka Czapczyńska, psycholog terapeuta