Reklama

Przeczytaj opowiadanie Marty Filipowicz-Sadowskiej, która wysłała nam opowiadanie w lutowej edycji konkursu "Mamy piszą" i została 1 z 3 laureatek w konkursie.

Reklama

"Aleksander i dary lasu"

Historia ta działa się w niedużej wsi, niedaleko Puszczy Białowieskiej. Wieś ta, swoją nazwę zawdzięcza regionalnej nazwie chabru bławatka, a było to Wasilkowo. Każdego lata na okolicznych polach, wśród zbóż, pełno było tych błękitnych kwiatków, wabiących pszczoły i motyle i cieszących oczy miejscowej ludności. Czasy nie były lekkie, gdyż było to kilka lat po wojnie. Nie panował głód, bo mieszkańcy sami uprawiali pola i zbierali to, co dawała im okolica, ale też na zimę trzeba było zrobić zapasy.

W Wasilkowie mieszkał chłopiec, Olek. Było ciepłe, pogodne lato, dzień słoneczny, bez ani jednej chmurki na niebie. Mama zawołała chłopca i poprosiła, aby udał się do lasu nazbierać jagód na domowe konfitury, tak potrzebne zimą do pierogów, czy jako dodatek do herbaty. Olek lubił takie wyprawy, gdyż mógł wtedy rozmyślać i obserwować leśne rośliny i zwierzęta. Zgodził się bez wahania, wziął przygotowany przez mamę koszyczek, kawałek drożdżówki na przekąskę i udał się do lasu.

Las był już stary, korony drzew wystrzeliły wysoko w niebo wiele lat temu i zapewne widziały i słyszały niejedną historię. Olek dziarsko maszerował leśną ścieżką, podśpiewując sobie wesoło. Musiał wejść głębiej w las, w mniej uczęszczane rejony, aby znaleźć krzaczki jagód. Nagle usłyszał dziwny odgłos, coś pomiędzy stukaniem a szuraniem. Powoli zaczął się zbliżać do tajemniczego dźwięku, starając się nie narobić hałasu. Przecież to las, a może do dzikie zwierzę? Albo kłusownik? Kiedy podszedł już wystarczająco blisko, zobaczył młodego żubra złapanego w pułapkę. Zwierzę miało uwięzioną we wnyki nogę i próbowało się uwolnić pocierając o nie rogiem, który był już znacznie ukruszony. Olek przystanął, z jednej strony bardzo chciał pomóc żubrowi, a z drugiej bał się. Przecież to sam król puszczy! W pewnym momencie ich oczy się spotkały. Zwierzę było wyczerpane i wyglądało tak, jakby prosiło o pomoc. Chłopiec zbliżył się ostrożnie, pomału uwolnił nogę żubra, która na szczęście nie była zbytnio skaleczona, poza niedużym otarciem. Uwolnione zwierzę nie odchodziło. Olek oddał żubrowi swoją drożdżówkę. Z wdzięczności został polizany po ręce.
- Nazwę cię Jednorożek! - zadecydował chłopiec. Opowiedział żubrowi o sobie i swojej rodzinie. Później wspólnie patrzyli w błękitne niebo. Czas uciekał. Olek zupełnie zapomniał o jagodach. Dopiero po kilku godzinach przypomniał sobie, że musi wracać do domu, na obiad. Pożegnał się z Jednorożkiem. W drodze powrotnej nazrywał jagód, jednak nie uzbierało się nawet pół koszyczka. W domu mama nie była zadowolona:
- Martwiłam się o ciebie! Tak długo cię nie było. I co tych jagód tak mało?Olek zaczął opowiadać o Jednorożku, jednak nikt mu nie uwierzył. Ani mama, ani tata, nawet bracia. Chłopiec obiecał, że kolejnego dnia znów uda się do lasu po jagody. Od razu po śniadaniu ochoczo wyruszył. Na wszelki wypadek zabrał ze sobą więcej drożdżówki. I rzeczywiście, gdy tylko wszedł w starą część lasu, czekał na niego nowy przyjaciel żubr! Jednorożek zaprowadził go na polanę, całą porośniętą krzakami jagód. A jakie były duże i soczyste! Koszyk okazał się za mały. Chłopiec poczęstował przyjaciela drożdżówką i obiecał, że wróci kolejnego dnia. Mama nie kryła zachwytów nad jagodami.
I tak Olek całe lato chodził codziennie do lasu. Najpierw przynosił jagody, później zbierał maliny tak różowe i słodkie, jakich w całej wsi nie widziano. Kiedy zaczął się sezon grzybów, to Olek przynosił najwspanialsze i najzdrowsze okazy.
Przez kilka lat chłopiec spędzał każde lato, zbierając dary lasu. Lata mijały, Olek wyrósł i stał się Aleksandrem. Miał coraz więcej obowiązków, swoją rodzinę i mniej czasu na spotkania z Jednorożkiem. Jednak każdej srogiej zimy, jeździł z sianem do lasu, dokarmiać przyjaciela.
Aleksander został ojcem, a po trzydziestu latach – dziadkiem. Lubił wnukom opowiadać historię o Jednorożku. Zabierał też dzieci do lasu, aby poczęstować przepysznymi jagodami i malinami. Nauczył je obserwować przyrodę i dostrzegać to, co niewidoczne dla zwykłego spacerowicza. Lubił opowiadać o puszczy i przygodach, które mu się przydarzyły.
***
Inna opowieść, przekazana przy kominku, mówiła o spotkaniu Króla Koźlarzy. Aleksander udał się do lasu, aby nazbierać grzybów. Chodził całe przedpołudnie, jednak nie znalazł ani jednego. W końcu dotarł do niedużego skupiska brzóz. Pod jedną z nich dostrzegł największy i najwspanialszy okaz jaki tylko widział w życiu! Był to koźlarz babka, o pięknym pomarańczowym kapeluszu, odbijającym promienie letniego słońca. Kiedy tylko próbował zerwać grzyb, usłyszał:
- Nie zrywaj mnie! Jestem Królem Koźlarzy. Jeśli mnie zostawisz, będziesz odtąd miał zawsze szczęście w grzybobraniu, a jeśli nie, wszystkie zebrane przez ciebie grzyby poczernieją i uschną zanim zdążysz wrócić do domu!
Aleksander, mimo iż nic tego dnia nie zebrał, usłuchał. Nie wiedział, czy wszystko mu się przywidziało, od piekącego słońca i upału, czy też grzyb przemówił do niego naprawdę. Kiedy wracał do domu, przy ścieżce, którą szedł, co rusz pojawiały się, jakby znikąd, wspaniałe grzyby. Uzbierał cały koszyk.
***
Historie wydają się nieprawdopodobne, jednak Aleksander przez całe życie przynosił zawsze z lasu największe jagody i najsłodsze maliny. Potrafił znaleźć pełen koszyk grzybów tam, gdzie inni nie potrafili dostrzec nawet kilku okazów. Całe życie kochał las i czuł się tam wspaniale. Dziś nie ma go już wśród nas. Zimą, na jego grobie, wśród kwiatów, można co roku znaleźć garść żołędzi. Czy to przypadek? A może to Jednorożek odwiedza starego przyjaciela?

Reklama

Zapraszamy wszystkich czytelników do konkursu "Mamy piszą". Napisz bajkę lub opowiadanie i zadedykuj je swojemu dziecku, a my opublikujemy prace, które spodobają nam się najbardziej, więcej znajdziesz TUTAJ

Reklama
Reklama
Reklama