Bliźniaki z piekła rodem
Niszczyli ściany, psuli zabawki naszego syna i sprzęt męża. Byli nie do wytrzymania.
- Edipresse
Próbowaliśmy zrozumieć – to tylko dzieci, nasz syn ich uwielbia. Ale naprawdę byliśmy już nimi bardzo zmęczeni.
Chcieliśmy tylko odzyskać spokój... – opowiada Marta B., 29 lat, asystentka
Mamo, mamo! Zobacz jaka czerwona koparka! I ma żółta kabinę! – nasz 6-letni Michaś szalał w najlepsze między regałami w sklepie.
– Chcesz ją? – zapytałam.
– Taaaak – wykrzyknął.
– A będę ją mógł wziąć na podwórko? Pokazać Leszkowi i Mateuszowi? – spojrzeliśmy na siebie z mężem przerażeni. Oczami wyobraźni wiedzieliśmy już, jak ci siedmioletni, nad wyraz ruchliwi bliźniacy, nie poprzestaną na oglądaniu zabawki, lecz zaraz wpakują się nam mieszkania. Za nimi, po jakimś czasie przyjdzie ich mama, zaniepokojona, gdzie to są jej „kochane urwisy”. Jakby od pół roku co wieczór nie rysowali naszych ścian, nie darli poduszek, nie rozkręcali zabawek Michała i przycisków w wieży męża. I tak będzie aż do dobranocki, kiedy to Aldona zmęczonym głosem stwierdzi, że pora wracać do domu i przygotować Jurkowi kolację. O synów nie musiała się już martwić, bo jedli z Michałem.
– Nie, nie możesz – oboje z mężem byliśmy jednomyślni w kwestii koparki i dzisiejszego wieczora.
– Wiesz co synku, niech to będzie niespodzianka dla twoich kolegów
– powiedział przytomnie Jacek. – Najpierw pobawisz się koparką w domu, a w sobotę zabierzesz ją ze sobą do piaskownicy.
– A dlaczego nie dziś? – zapytał równie przytomnie Michaś.
– Dziś nie... – wtrąciłam, by nie przedłużać kłopotliwego milczenia. – Dlatego, że zabieramy cię jeszcze na lody!
– Hurra! Lody! Chcę truskawkowe i orzechowe... A mogę jeszcze takie te białe, słodkie? – nasz synek, aż podskoczył z radości.
– Myślałem, że lody zimą są niewskazane – Jacek puścił do mnie oko.
Ten wieczór mieliśmy dla siebie, ale co z innymi? Byliśmy coraz bardziej zmęczeni uciążliwym towarzystwem.
Cokolwiek wymyśliliśmy, nijak nie mogliśmy się pozbyć „gości”. Dla Michasia bliźniacy byli najważniejsi. Żadne dziecko na podwórku nie zyskało takiej sympatii, jak ci dwaj. Aldona udawała, albo rzeczywiście nie widziała naszego zmęczenia, nie słyszała uwag, próśb.
– Och, chłopcy są tacy żywiołowi, ale zobaczcie, jak za sobą przepadają. Jakby byli rodzeństwem – tłumaczyła wypijając litry naszej kawy i zjadając wszystko, co tylko miała pod ręką.
– Ale ja nie urodziłam trójki dzieci! – żaliłam się mężowi.
Jacek widział tylko jedno wyjście:
– Kilka razy posiedzimy dłużej w pracy i bliźniaki się od nas odczepią.
Ale to nie było takie proste. Przecież my też mieliśmy dziecko.
– Chyba, że... – zaczął któregoś dnia mój mąż.
– Co? – spytałam z nadzieją w głosie.
– Że wyprowadzimy się stąd!
– Ale ja wcale nie chcę się stąd wyprowadzać! Lubię to osiedle. Nie pamiętasz, jak długo szukaliśmy miejsca, w którym byłoby tak zielono, cicho i spokojnie? – zapytałam.
– No właśnie, cicho i spokojnie – skwitował smutno Jacek.
– Nie żartuj! Nie możemy dać się sterroryzować dwóm siedmioletnim chłopcom! – zdenerwowałam się.
Jednak od tej chwili myśl o przeprowadzce nie dawała mi spokoju. Dla Michała byłby to cios, choć wierzyłam, że po jakimś czasie na pewno znalazłby sobie nowych kolegów, a my z Jackiem znów moglibyśmy cieszyć się sobą.
– Ale możemy trafić gorzej – stwierdził po kilku tygodniach mój mąż.
– To chcesz się wyprowadzić, czy nie? – byłam już na skraju wytrzymałości.
– Musimy się dokładnie zastanowić nad naszą decyzją. Zresztą, wiesz, jak to jest w tym wieku. Może chłopcy się pokłócą i Michał poszuka sobie nowych przyjaciół?
– Jacek, oni ciągle się kłócą i godzą. Nie ma szans. Nie w tym stuleciu!
– A może by tak poznać bliźniaki z kimś innym?
– Wspaniały pomysł! Tylko nie wiem, gdzie i jak chcesz tego „kogoś” znaleźć, skoro oni cały wolny czas spędzają z naszym synem? – byłam już naprawdę wściekła, więc Jacek dyplomatycznie wycofał się do kuchni, i czego nigdy nie robi, zajął się zmywaniem. Od tego dnia jednak pilnie przyglądał się wszystkim dzieciom na podwórku.
– Michaś, kim jest ten chłopczyk w czerwonej kurtce? – zapytał kiedyś przy śniadaniu.
– A to nowy... Nie jest fajny. Nie odzywam się do niego – stwierdził.
– To skąd możesz wiedzieć, że nie jest fajny? – drążył Jacek.
– Bo tak mówi Mateusz i Leszek – Michał skończył kanapkę i popędził na podwórko.
– Dlaczego pytasz o tego chłopca? – spojrzałam podejrzliwie na męża.
– Bo ma ładne zabawki i ubrania, jak z pokazu mody – uśmiechnął się tajemniczo. – No i jest taki... smutny, myślę, że musi być bardzo samotny. Z nikim się nie bawi, tylko jeździ z boku piaskownicy tymi swoimi cudnymi samochodzikami.
– I chcesz, żeby był kolegą naszego syna? – zapytałam.
– Dlaczego tylko naszego? – odparł.
Nie wyobrażałam sobie, w jaki sposób Jacek miałby przekonać bliźniaki, by zaczęły bawić się z nowym chłopcem. Ale mój mąż milczał jak grób. Poprosiłam go więc tylko o jedno – żeby uważał na Michasia. Obiecał mi, że nikomu nic się nie stanie.
– Mamo, a ten nowy nazywa się Krzyś. Jest taki dziwny, ale wiesz, nawet fajny. Pożyczył mi swój wóz strażacki. A Mateuszowi i Leszkowi dał się przejechać na rowerze! Takim prawdziwym – cieszył się Michał. – Ale to tata pierwszy do niego zagadał.
Spojrzałam na mojego, wyraźnie zadowolonego z siebie męża, a potem znowu na Michała.
– I co? Gdzie on teraz jest i gdzie są bliźniaki? – zapytałam zbita z tropu.
– Kochanie, nic się nie martw, wszystko będzie dobrze. – Jacek podszedł do mnie i przytulił mnie mocno, a potem okręcił wokół siebie. – Po pierwsze chłopcy tak dobrze się bawili, że teraz mogą już tylko smacznie spać. Prawda Michałku? Po drugie Krzyś ma naprawdę świetnego tatę, Okazało się, że tak jak ja lubi futbol...
– Przed telewizorem – skwitowałam nieco złośliwie.
– Nieprawda – Jacek był w coraz lepszym humorze. – Kochana żono, wybaczam ci tę zniewagę, bo sama nie wiesz, co mówisz. Otóż, twój mąż, syn i pół naszego podwórka zakłada ...drużynę piłkarską. Chcemy być najlepsi, dlatego musimy dużo, bardzo dużo ćwiczyć na świeżym powietrzu – tu rozpromienił się jeszcze bardziej. – Dzisiaj ćwiczyliśmy z chłopakami na boisku za blokiem. I powiem ci jedno. Bliźniaki są urodzonymi piłkarzami. Tata Krzysia, który wie co mówi, orzekł, że mogą nawet ćwiczyć w kadrze młodzików. I nie uwierzysz – mąż przytulił się do mnie jeszcze bardziej – Aldona bardzo się przejęła naszą opinią i postanowiła od razu jutro zapisać chłopców do poważnego klubu sportowego. Przecież takiego talentu nie można zmarnować! – Jacek puścił do mnie oko.
– A Michaś? – zapytałam.
– Jest jeszcze za młody. Dlatego będzie ćwiczył z Krzysiem i z dziećmi.
– Tak! Tak! Z Krzysiem! On jest fajny, mamo. Ma prawdziwą piłkę! A tata obiecał, że kupi mi strój jak dla piłkarza – Michał już nie pamiętał o bliźniakach.
– Czyli teraz dla odmiany nie będzie was w ogóle w domu?
Jacek rozwiał moje obawy – wytłumaczył, że ojców zgłosiło się więcej, niż dzieci. Tylu panów chce zrzucić brzuszek! Dlatego uradzili, że będą się wymieniać, Jacek będzie więc znikał z domu tylko raz na kilka wieczorów...
Nawet nie marzyłam o lepszym zakończeniu tej historii.