Kłopot z niejadkami jest taki, że nie ma na nie jednego sposobu. Ja wypróbowałam na mojej Nince chyba wszystko. Pamiętam, jak np. chowałam się za drzwiami aby potem znienacka zza nich wypaść: trzaskając nad głową pokrywkami i wyśpiewując co bardziej skoczne piosenki. W tym czasie mój mąż wciskał kolejną łyżeczkę w otwartą ze zdziwienia buzię córeczki. Oglądając taki teatrzyk, Ninka godziła się przełykać nielubianą zupkę albo mięsko. Ta metoda działała aż do pierwszych urodzin mojej córeczki. Potem wreszcie okazało się, że Ninka jednak lubi jeść – ale akurat nie to, co ja jej do tej pory proponowałam. Lubi ziemniaczki, ale w kawałku, a nie purée. Lubi bułeczkę – ale bez masła czy innych dodatków. Lubi nawet mięsko (pod warunkiem że to jest kotlecik). Szanuję jej upodobania, a ona odwdzięcza mi się, jedząc to, co dla niej przygotuję. A sposób z pokrywkami doradzam moim mniej doświadczonym w sztuce karmienia dzieci koleżankom :) Pytam je też o ich własne metody.

Reklama

Sztuczki to moje drugie imię :)
Apetyt mojego dwuletniego Mateuszka to jeden z głównych – i trudnych – tematów w naszej rodzinie. Mój synek to chudziak. Jego waga od zawsze wahała się między 3. a 10. centylem. W dodatku ma tylko kilka ulubionych potraw, a jedzenie nie jest dla niego atrakcyjną czynnością. Dlatego czasem, podczas jego karmienia, muszę uciekać się do sztuczek. Mam kilka sprawdzonych. Kiedy Mateusz był trochę młodszy, najlepiej działało karmienie samochodzików (jedna łyżeczka dla autka, jedna dla Mateuszka). Teraz, kiedy mały ma już swoje ulubione pluszaki, sadzamy je przy stole razem z synkiem – w miłym towarzystwie każde danie smakuje o wiele lepiej. Przyznam też, że czasem troszeczkę oszukuję synka. Oto przykład. Mateusz uwielbia jajka, dlatego gdy podaję mu jakieś nowości, wmawiam mu, że są zrobione z jajek. Ale kiedy nie skutkuje nawet to, po prostu odwracam uwagę synka, np. podając mu drugą łyżkę, aby ciapciał sobie nią w swojej miseczce. Czasem też karmię Mateuszka przed telewizorem, gdy ogląda bajkę – to jednak metoda, którą stosuję tylko podczas choroby synka, kiedy jego apetyt znika niemal całkowicie. Wiem, że to nie jest godne pochwały, ale chyba tylko inna mama niejadka zrozumie, że są takie sytuacje, kiedy radykalne sposoby sprawdzają się najlepiej. Za to nigdy nie wmuszam w niego jedzenia na siłę, choć, owszem, kiedyś, gdy Mateusz był młodszy, zdarzały się dni, kiedy siedziałam naprzeciwko niego i mówiłam mu, że nie odejdzie od stołu, dopóki nie zje. Zjadał ze łzami dwie lub trzy łyżeczki więcej, ale ja czułam się paskudnie... Magda Butrym, mama Mateusza

Śpiewam przy karmieniu
Mój sposób jest prosty:podczas karmienia, śpiewam Zosi. Mam cały jedzeniowy repertuar! Pomagają też wierszyki, a kiedy już nie mam siły na przypominanie sobie kolejnych dziecięcych przebojów, to po prostu sadzam Zosię przed oknem, odsłaniam firankę i zabawiam ją rozmową: „Widzisz ptaszka? Słyszysz jak szczeka piesek?”. Zapatrzona nawet nie wie, kiedy połyka kolejne łyżeczki zupki. Kiedy jednak zaciska wargi i odwraca głowę, daję za wygraną. Nigdy też nie pozwalam sobie na wybuchy złości w stylu: „Jedzże wreszcie!” czy błagając córeczkę: „Jeszcze jeden gryz, zrób to dla mnie”. Spokój i cierpliwość to przyprawy, z którymi smakuje każde danie. Nie powiem, czasem takie opanowanie emocji dużo mnie kosztuje. A wiecie, co mi pomaga powstrzymać nerwy? Właśnie to moje śpiewanie podczas karmienia :) Staram się też podawać małej tylko to, co lubi, a lubi raczej zdecydowane smaki: żaden tam suchy kurczak czy mdłe warzywka. Wciąż jednak do jej dań nie dodaję ani soli, ani cukru – nie chcę aby nabrała złych nawyków żywieniowych. Wolę, by jadła mniej, ale za to zdrowe dania. Anita Tutak, mama Zosi

Daję tylko to, co lubi
Gdy Anielka miała kilka miesięcy, prawie nigdy nie była głodna, a dania, które jej smakowały, mogłam policzyć na palcach jednej ręki. Marchewkę wypluwała, z owoców lubiła tylko banany, ale na szczęście od początku uwielbiała zupy warzywne, dlatego robiłam je na okrągło i w nich „przemycałam” witaminy. Zamiast wmuszać na siłę, wolę szanować upodobania kulinarne moich dzieci. Był np. okres, kiedy córeczka jadła tylko parówki albo paluszki rybne, i choć wiem, że większość mam pewnie skrytykowałaby mnie za to, ja wolałam pokazywać małej, że jedzenie jest przede wszystkim źródłem przyjemności, a nie torturą. Natomiast moją starą, sprawdzoną sztuczką było (i nadal jest) szykowanie posiłku nie dziecku, ale sobie. Zauważyłam bowiem, że kiedy proponuję Anielce jakieś nowe danie, nigdy nie ma na nie ochoty, a jak zobaczy je na moim talerzu, to zawsze podbiegnie i poprosi o gryza. Dorota Stępień-Góra, mama Anielki i Antka

Dyskutuj na forum: Sposób na niejadka »
[CMS_PAGE_BREAK]

Zobacz także

Jestem konsekwentna
Od pierwszych miesięcy życia Amanda miała fazy jedzenia i niejedzenia. Ale nigdy, nawet w tych lepszych okresach, nie jadła dawek książkowych, zawsze mniej. Jako pierwsze stałe danie podałam córci marchewkę – i to jej smakowało. Ale już następne dania zupełnie nie. Przez kolejne miesiące marchewka i mleko były jedynymi akceptowanymi posiłkami. Jabłuszko było „blee”, brokuły – „a fuj”, jajko – „lepiej z tym do mnie nie podchodź!”. Starałam się ją stopniowo przyzwyczajać do nowych smaków i mieszałam marchewkę z czymś nowym. Nie zawsze mi się udawało, ale np. kurczak z marchewką był jedzony ;) Nigdy jednak nie biegałam za nią z łyżką ani nie bawiłam się w „leci, leci samolocik”. Nigdy też nie wmuszam jedzenia, ale za to jestem konsekwentna: „Nie zjadłaś obiadu, więc czekasz do kolacji”. Ta moja stanowczość pomogła mi trochę wyleczyć córkę z wybrzydzania. Urszula Graczyk, mama Amandy

Oddałam łyżeczkę
Sylwia jadła z apetytem mięsko i białe bułeczki, ale za to nawet nie tykała warzyw i kasz. Próbowałam wszystkiego: gotowałam, piekłam i dusiłam, przyrządzałam na słodko i na kwaśno. Miksowałam warzywa z kurczakiem albo przyrządzałam z nich smakowite farsze do naleśników. Ale Sylwia (to było w ósmym i dziewiątym miesiącu życia) nie dawała się podejść w żaden sposób. Sięgnęłam więc po metodę ostatniej szansy i… oddałam jej łyżeczkę. Początki były trudne. Kuchnia po jedzeniu mojej córeczki wyglądała, jakby ktoś tam wrzucił odbezpieczony granat! Mała jadła tak: jedna łyżeczka do buzi, pięć innych na podłogę i ścianę. Moja teściowa łapała się za głowę, widząc, jak rozkładam folię wokół krzesełka Sylwusi i obkładam ją ścierkami. Ja też muszę przyznać, że po czwartym w ciągu dnia ścieraniu podłogi miałam chwile wątpliwości :) Ale po dwóch miesiącach okazało się, że dobrze zrobiłam, wytrzymując te małe kryzysy. Moja Sylwia uzbrojona w łyżeczkę zaczęła w końcu wcinać aż miło – i to wszystko! Makaron, ciemny chleb, warzywa, a nawet kaszę gryczaną! Marta Kwiatkowska, mama Sylwii

Dlaczego dziecko nie chce jeść?

Przyczyny braku apetytu mogą być różne, np:

  • Alergia. Przyczynia się do braku apetytu, jeśli maluch nie jest na specjalnej diecie. Po zjedzeniu uczulającego pokarmu mogą pojawiać się bóle brzucha lub biegunki.
  • Stres. Dziecko natychmiast wyczuwa atmosferę panującą w domu, zdenerwowanie czy zaniepokojenie rodziców. Gdy wróci spokój, dziecko odzyska apetyt.

Gdy niejadek za mało waży

Ochota na jedzenie zmienia się u dziecka z wiekiem, ponieważ łaknienie dostosowuje się do potrzeb rozwijającego się organizmu. Problem z apetytem i niedobór wagi można stwierdzić na podstawie masy ciała i wzrostu dziecka. Pediatra naniesie te dane na siatki centylowe (znajdują się w książeczce zdrowia), aby ocenić, czy maluch przybiera na wadze, czy utrzymuje się w normie wyznaczonej dla jego wieku, czy w porównaniu ze swoimi rówieśnikami pozostaje w dolnych granicach wzrostu i wagi (3. i 10. centyl).

Reklama

Dyskutuj na forum: Sposób na niejadka »

Reklama
Reklama
Reklama