To prawda, że najłatwiej jest niemowlę posadzić w foteliku i nakarmić. Wtedy zupka na pewno zostanie zjedzona szybko, więc nie wystygnie. A do tego malec nie wybrudzi się posiłkiem, bo podasz mu je sprawniej niż on zje sam. Tyle tylko, że z dziecka zbyt długo karmionego przez mamę wyrasta potem przedszkolak, który za żadne skarby nie jest zainteresowany jedzeniem i czeka, by go nakarmić. Właśnie dlatego lepiej jednak nie przeoczyć tego ważnego momentu, gdy dziecko zaczyna interesować się samodzielnością. Zobacz, jak z tym problemem poradziły sobie inne mamy, nasze czytelniczki.

Reklama

Od początku sadzałam ją przy stole
Od kiedy Zosia nauczyła się samodzielnie siedzieć, zawsze podczas posiłku sadzałam ją na jej krzesełeczku i podawałam posiłki na jej własnej zastawie. Zosia szybko się do tego przyzwyczaiła, a swoją zastawę bardzo polubiła. Od początku dawałam jej też do rączki łyżeczkę. Zwykle na początku posiłku była nim bardzo zainteresowana, potem trochę się jej nudziło. Wtedy drugą łyżeczką ja podawałam jej resztę posiłku. Gdy widziałam, że nie jest już zainteresowana jedzeniem, nie zmuszałam jej, by skończyła posiłek na siłę. Efekty są znakomite: dziś Zosia ma dwa latka i wszystko je sama! Dorota, mama dwuletniej Zosi

Gdy synek zaczynał się bawić, zabierałam mu jedzenie
Stasiek jak tylko dostał do ręki łyżeczkę (miał dziewięć miesięcy), nie pozwalał już się karmić. To był horror, bo jak zaspokoił pierwszy głód, bawił się jedzeniem. Próbowałam go trochę podkarmiać, ale zaciskał buzię. Nie było wyjścia: musiałam zdać się na niego. Jadł, ile chciał. Gdy zaczynał się bawić, zabierałam jedzenie. Basia, mama dwuletniego Stasia

Reklama

Nie jadła papek
Miałam ogromne kłopoty z Dorotką. Nie chciała jeść żadnych papek: ani ze słoiczka, ani takich, które ja robiłam. Próbowałam zabawiać ją przy jedzeniu, czytać książeczki, ale nic pomagało. Była niejadkiem i już. Zdesperowana posadziłam ją kiedyś przy stole, gdy jedliśmy obiad. Postawiłam przed nią jej miseczkę i dałam do rączki łyżeczkę. Dorotka w ogóle nie zainteresowała się zawartością swojej miseczki, za to sięgnęła rączką po ziemniaka, który był na moim talerzu. Bardzo jej się to spodobało. Od tej pory przestałam podawać córeczce zupki papki. Na talerzu zawsze rozdzielałam jej ziemniaczki, ugotowaną jarzynkę i mięso. Dorotka jadła to, co jej smakowało: zwykle wszystkiego po trochu. Zamiast przetartych owoców, których też nie chciała, już w dziesiątym miesiącu zaczęłam dawać jej do rączki obrane ze skórki jabłko, potem brzoskwinię, gruszkę. Córcia była zachwycona, że mogła jeść wszystko sama. Trochę się martwiłam, że porcje, które zjadała, były zbyt duże. Jednak z czasem było lepiej. Dziś Dorotka jest szczupłą dziewczynką, ale wagowo mieści się w normie. I jest zdrowa! Asia, mama półtorarocznej Dorotki

Reklama
Reklama
Reklama