
Podziemia, sztolnie, rycerze jak z „Krzyżaków”, bliskie spotkania z jeżem – to tylko mała część z tego, co możesz zaproponować malcowi tego lata. A co najlepsze: te atrakcje nie pochłoną ani zbyt dużo czasu (wystarczy weekend), ani pieniędzy. W ubiegłym miesiącu pisaliśmy o tym, co spakować na egzotyczną wyprawę z dzieckiem. Dzisiaj rodzice podróżnicy doradzają, dokąd w Polsce zabrać malca i jak przetrwać z nim podróż przez polskie drogi.
Palcem po... internecie
Wyjazd w ciemno z nadzieją, że na miejscu znajdzie się jakiś wolny pokój – to świetny sposób podróżowania, ale dla bezdzietnych. Kiedy jedziemy ze smykiem, lepiej mieć wszystko poukładane jak w zegarku. Na szczęście wakacyjne planowanie noclegów i obiadów jest u nas coraz łatwiejsze. – Jeszcze pięć lat temu podróż z dzieckiem to był w Polsce sport ekstremalny! Nie było ani np. przewijaków w restauracjach, a o podgrzaniu wody na mleko można było pomarzyć – opowiada Justyna Ciborowska, mama pięcioletniego Franka i trzyletniej Róży, prowadząca wypożyczalnię sprzętu turystycznego dla dzieci, Travelito. Dzisiaj, kiedy Justyna planuje wyjazd, wchodzi na internetowe strony podróżnicze (np. Lonely Planet czy Travel Bit) albo czyta przewodniki dla rodziców. Zwykle jedno źródło informacji nie wystarcza, dlatego dobrze przejrzeć nie jeden, ale kilka przewodników, ale uwaga: wydanych nie dawniej niż trzy, cztery lata. – Starsze będą nieaktualne, bo choć ruiny zamku pewnie jak stały, tak stoją, to już noclegi i restauracje mogą być gdzieś indziej – mówi Marcin Przewoźniak, autor książek dla dzieci oraz „Przewodnika małego turysty”. Radzi też, aby do opinii z forów internetowych podchodzić z dystansem. – Można trafić na frustrata, któremu coś się nie spodobało, ale też znajdą się przyjaciele właściciela hotelu (albo i on sam!), którzy ukryci pod nickiem będą wychwalać pod niebiosa przeciętną rozrywkę.
Najpierw niedaleko
– Pierwszą rodzinną wycieczkę warto zaplanować na krótko (1–2 dni) i blisko, by w miarę komfortowych warunkach sprawdzić i siebie, i dziecko – mówi Justyna. Krótkie, niedalekie wycieczki poleca także Aldona Urbankiewicz, mama trzyletniego Mikołaja i autorka wydanych niedawno książek podróżniczych „Z Miśkiem w Norwegii” oraz „Z Miśkiem w Portugalii”. Chociaż była już z synkiem na dwutygodniowych wakacjach pod namiotem w Portugalii a jeszcze wcześniej zjeździła z nim (camperem!) pół Skandynawii, to między takimi poważnymi wyprawami często zabiera Mikołaja na krótkie wypady do Jury Krakowsko-Częstochowskiej. – Przy ładnej pogodzie pakujemy rowery i fotelik rowerowy Miśka. Jeździmy tam po łąkach przez dzień czy dwa, wciąż odkrywamy nowe trasy. Kiedy poznamy już cel wyprawy, opinie internautów i przewodnikowe fakty, zostanie jeszcze jedno: wymyślić... alternatywny plan wycieczki.
Plan A i plan B
– Wszystko jedno, czy jedziemy na weekend, czy na tydzień, czy dwa, trzeba się przygotować, że plan A nie wypali. Bo się rycerze rozchorują albo będzie lało od rana do wieczora. Wybierajmy więc miejsca, gdzie jest kilka rzeczy obok siebie. Dobry przykład to Bałtów: tam są nie tylko dinozaury, ale i dymarki, minizoo, ośrodek jazdy konnej – wylicza Marcin. Warto też przygotować się na największy z podróżnych kataklizmów: zły humor malucha. – Zawsze bierzemy poprawkę na to, że Mikołaj może strzelić focha czy zmęczyć się szybciej, niż przypuszczaliśmy – mówi Aldona. W takich chwilach pomaga słodkie małe co nieco (Justyna radzi, aby wziąć je ze sobą, bo w turystycznych miejscowościach może być o nie trudno) albo przerwa na zabawę. – Apteczka i autka Miśka: tego nigdy nie zapominamy – śmieje się Aldona.