
Która z nas nie słyszała historii o nianiach, które podają dzieciom środki uspokajające, aby szybciej zasnęły, albo o tych, które biją pozostawione pod ich opieką maluchy? Nie wiem, czy te opowieści są prawdziwe, ale mogę powiedzieć jedno: nie ułatwiają one powrotu do pracy.
Być może pod ich wpływem, w każdej kandydatce na nianię dla mojej córki dopatrywałam się wad nie do zaakceptowania: a to upodobanie do papierosów, a to skłonność do ostrego karcenia półrocznego bobasa, a to niechęć do mycia rąk...
Tę właściwą nianię znalazłam po pół roku. Nie było łatwo, ale warto pokaprysić, aby potem móc wychodzić do pracy ze spokojnym sercem. O tym, czym kierować się podczas wyboru niani, opowiadają doświadczone mamy:
„Niania dla dziecka? Najlepiej ktoś z rodziny!”
Na początku byłam pewna, że szybko znajdę opiekunkę dla Majki. Ale po każdej rozmowie z kolejną kandydatką rosła moja desperacja. Wiedziałam, kogo szukam. Energicznej dziewczyny, najlepiej studentki, która miała rodzeństwo. I nie chodziło mi o to, aby umiała przewijać – tego łatwo się nauczyć, ale raczej o to, żeby wiedziała, w co się pakuje. Zamieściłam ogłoszenie na www.niania.pl i rozdzwonił się mój telefon.
Najpierw odrzuciłam pielęgniarki: takie, które przez lata pracowały na dziecięcych oddziałach (one często poszukują pracy niani). Wydaje mi się, że te panie przez lata spędzone w szpitalach mogły, chcąc nie chcąc, przyzwyczaić się do płaczu dzieci. Umiem to zrozumieć, ale wolałam, żeby moim jedynym i wyjątkowym maleństwem opiekował się ktoś, dla kogo płacz dziecka nie jest normą. Umówiłam się z kilkoma kandydatkami, ale żadna z nich nie była tą właściwą. Jedna opowiedziała mi z dumą, że kiedyś tak utemperowała „rozwydrzonego” dwulatka, że potem chodził jak w zegarku. Od razu odrzuciłam jej kandydaturę. Owszem, zasady i konsekwencja jak najbardziej, ale temperować to wolę kredki, a nie małe dziecko! Z innej zrezygnowałam z bardzo pragmatycznego powodu: nie byłam pewna, czy chce się opiekować moim dzieckiem, czy… moim mężem.
Zbliżał się dzień mojego powrotu do pracy, a ja nadal nie wiedziałam, z kim zostawię Majkę. Pomógł mi przypadek. Pewnego dnia zadzwoniła teściowa i powiedziała, że kuzynka mojego męża właśnie szuka pracy jako niania. Zdecydowałam się od razu. Choć jej nigdy wcześniej nie widziałam, to byłam przekonana, że ktoś z rodziny, nawet tej dalszej, świadomie nie skrzywdzi Majki (przecież nie mogłaby się na święta w rodzinie pokazać!). Oczywiście trochę się bałam, ale zaufałam naszej kuzynce. No i na szczęście nie pomyliłam się. Majka ma ukochaną ciocię, a ja – spokój w pracy.
„Dobra niania nosi wygodne buty i dużą torbę”
Znajoma powiedziała mi, że dobrą nianię poznaje się po wygodnych butach i dużej torbie. I rzeczywiście – szczegóły mogą dużo powiedzieć. Ukradkiem obserwowałam więc, czy kandydatka na naszą nianię zdejmuje buty (przecież raczkujące niemowlę zjada paprochy z dywanu), czy myje ręce po przyjściu, albo czy – zanim weźmie dziecko na kolana – najpierw upewni się, że ono się jej nie przestraszy.
Ważny był też dla mnie wygląd. Długie paznokcie i po trzy pierścionki na każdym palcu na pewno utrudniają pracę z dzieckiem. Nie zwracałam zbytniej uwagi na referencje, bo w prosty sposób można poprosić nawet kogoś z rodziny o ich wystawienie. Za to pytałam np. o to, jak wygląda jej dzień z dzieckiem albo – z innej beczki – czy wie, od jakiej temperatury podaje się dziecku coś przeciwgorączkowego.
W końcu nianią Igora została nasza sąsiadka, cudowna, ciepła osoba. Synek nawet na wakacjach za nią tęskni! Dziś wiem, że warto poczekać na sprawdzoną nianię, nawet przedłużając sobie urlop wychowawczy. I jeszcze jedno: zanim zatrudniłam opiekunkę, szczerze i otwarcie porozmawiałam z nią o jej obowiązkach, o sposobie płacenia: za godzinę czy miesiąc i o wysokości pensji podczas urlopu. Dzięki temu uniknęłyśmy nieporozumień.