Padał deszcz. Padał i padał. A Franek miał katar i nie mógł wychodzić na dwór. Stał przy drzwiach balkonowych, patrzył na spływające krople i poklepywał szybę rączką.
– Nanek tam! – wołał.
– Nie dziś – mówiła Mama. – Dziś pada, a ty ledwo oddychasz od kataru.
– A-psik! – kichał Franek, ale nie opuszczał stanowiska przy szybie.
Mama wytarła mu nos i poszła do pokoju Janka segregować skarpetki. Przybiegła Basia.
– Lubisz deszcz? – spytała.
– Nanek tak – odpowiedział Franek.
– Ja też. Lubię jak kapie na nos i na głowę, i wcale nie muszę mieć wtedy kaptura.
– Tak – Franek skinął głową z powagą.
– Kałuże też są fantastyczne – ciągnęła Basia. – Można w nie wskakiwać i chlapać na boki. W ogóle woda jest super!
– Upel! – Franek zaklaskał.
– Wiesz co? – Basia spojrzała na niego z błyskiem w oku. – Mam pomysł! Zrobimy sobie deszcz w domu! Chcesz?
– Tak!!!
Ruszyli w stronę łazienki. Basia przodem, Franek za nią. Basia rozglądała się na boki, bo miała niejasne przeczucie, że planuje zabawę, którą niekoniecznie wszyscy domownicy uznaliby za fantastyczną. W łazience nalała trochę wody do miski.
– To będzie nasza kałuża – powiedziała.
Potem sięgnęła po wąż od prysznica.
– A to deszcz – wyjaśniła i odkręciła wodę... Ojej! Trysnęła gwałtownie jak ulewa! Frankowi wcale to nie przeszkadzało. Pisnął z radości i zatupał po mokrej podłodze nogami w skarpetkach. A potem wszedł do miski i nastawił nos na krople prysznicowego deszczu.
W tym właśnie momencie weszła do łazienki Mama z naręczem brudnych skarpetek. Nic nie mówiąc, cisnęła skarpetki na podłogę i rzuciła się do wanny, żeby zakręcić wodę.
– Mieliśmy deszczyk – szepnęła Basia, zanim padło jakiekolwiek pytanie.
– Właśnie widzę. – Mama stała po kostki w wodzie i przyglądała się mokrym dzieciom, ręcznikom i praniu nad wanną, które jeszcze przed chwilą było prawie suche.
– Był ciepły, więc nie dostaniemy kataru – wyjaśniła Basia.
– A-psik – kichnął Franek.
Mama wyjęła go z miski, rozebrała i otuliła ręcznikiem. Potem pomogła Basi zdjąć mokre spodnie i wręczyła jej mopa.
– Wytrzyj kałuże, zanim wyleją się do korytarza – poprosiła.
Basia chciała powiedzieć, że kałuże same wysychają, ale Mama nie wyglądała w tej chwili na kogoś, kto chciałby wdawać się w dyskusje, więc po prostu zaczęła wycierać podłogę. Co w sumie było całkiem zabawne, bo przy okazji można było ślizgać się po mokrych kafelkach i rozpryskiwać wodę na boki.
Już po wszystkim osuszone dzieci usiadły obok siebie na podłodze przy drzwiach balkonowych. Patrzyły na deszcz i słuchały?, jak uderza rytmicznie o szyby i parapety.
– Nie martw się, jeszcze kiedyś wskoczymy do kałuży – powiedziała Basia.
– Tak – potwierdził Franek. I szeroko się uśmiechnął, bo bardzo lubił deszcz. Nawet taki, po którym trzeba sprzątać całą łazienkę.

Reklama

©Egmont Polska
www.basia.com.pl

Reklama

Więcej przygód Basi znajdziesz w nowej książce „Basia i remont”:

Reklama
Reklama
Reklama