W nocy spadł śnieg. Zaczął padać wieczorem i sypał całą noc. Nad ranem na dworze leżała już miękka kołderka, a śniegu wciąż przybywało. Franek zaraz po wstaniu podreptał do drzwi balkonowych, usiadł na podłodze z nosem przyklejonym do szyby i wpatrywał się w wirujące w powietrzu płatki.
- Ooo! Tam! Ooo! – wołał i klepał szybę rączką. Szyba była zimna i kiedy Franek chuchnął na nią, pokryła się szarą mgiełką. Basia narysowała na zaparowanych drzwiach żółwia.
- Lo lo tu! – zawołał Franek, więc narysowała też krokodyla.
- Chodźmy na sanki! – zaproponował Tata.
- Nanek tam! Jus! – poparł go Franek. Bardzo chciał wyjść na śnieg!
Basia z Jankiem pobiegli do korytarza, gdzie założyli buty i kurtki.
- Możemy iść! – zawołała Basia.
- Zaczekajcie na nas – Mama roześmiała się. Ubrała Franka w kombinezon, założyła mu zimowe buty i ciepłą kominiarkę. W tym czasie Tata szukał na pawlaczu sanek i plastikowych jabłuszek. Zanim je znalazł, Frankowi zrobiło się gorąco. Zdjął czapkę, a mama zsunęła mu buty i rozpięła kombinezon.
- Są! – zawołał w końcu Tata z triumfem.
Mama zawołała Basię i Janka, którzy w tym czasie rozebrali się i poszli grać w loteryjkę. Ubrali się jeszcze raz, Tata wziął sanki na plecy, a Franka na ręce i wybiegli z domu na śnieg.
- Nanek tam! Jus! – krzyknął Franek na widok zaśnieżonego trawnika. Basia weszła na białą powierzchnię, położyła się i zamachała rękami, żeby zrobić aniołka.
- Uważaj na psie kupki! – ostrzegł ją Janek.
- Nanek pu pu – powiedział Franek.
- Teraz?! – zawołała Mama. Pochyliła się nad Frankiem, żeby upewnić się, czy naprawdę trzeba mu zmienić pieluszkę.
- Pójdę go przebrać – zaproponował Tata. Odstawił sanki i wbiegł z Frankiem po schodach na górę. Minęło trochę czasu, zanim wrócili na dwór.
- Nanek tam! Jus! – domagał się Franek na widok stojących na szczycie górki sanek. Tata posadził go na drewnianych deseczkach, sam usiadł z tyłu i wiuu... puścili się w dół po stoku.
- Uwaga! – krzyknął Tata, skręcając gwałtownie, żeby nie uderzyć w drzewo. Przejechał pięknym ślizgiem koło Basi i wpadł prosto w śniegową zaspę. Ojej! Jaki śnieg był zimny i mokry! Franek leżał w środku zaspy z buzią pełną śniegowych płatków. Policzki piekły go tak, jakby ktoś go w nie szczypał.
- Nanek domu! Jus! – zawołał. Śnieg z bliska był najzupełniej okropny!
Przybiegła Basia. Pomogła Tacie wyciągnąć Franka z zaspy i otrzepać go ze śniegu.
- Nanek domu! – darł się Franek coraz głośniej.
- Chyba jednak z nim wrócę – powiedziała Mama. Wzięła Franka na ręce i zaniosła do mieszkania. Tam rozebrała go i wsadziła do ciepłej kąpieli. Wymyty i ogrzany Franek podreptał prosto do drzwi balkonowych. Usiadł na podłodze, z nosem przyklejonym do szyby i wpatrywał się w śnieg. Był taki ładny, gdy patrzyło się na niego z ciepłego wnętrza domu. Franek poklepał szybę rączką, a potem odwrócił się do Mamy.
- Nanek tam! Jus! – zawołał. Bardzo chciał wyjść na śnieg...

Reklama

©Egmont Polska
www.basia.com.pl

Reklama

Więcej zabaw z Basią znajdziesz w nowej książce "Basia i dentysta":

Reklama
Reklama
Reklama