Franek miał ukochanego krokodyla przytulankę. Dostał go od stryja Grzesia zaraz po urodzeniu i prawie się z nim nie rozstawał. Zasypiał z krokodylem, zabierał go na spacery, karmił bułą i poił soczkiem. A kiedy było mu smutno, ssał krokodylowy ogon.
Pewnego dnia krokodyl zniknął. Franek raczkował po całym mieszkaniu i nawoływał rozpaczliwie:
– Lolo! Lolo!
Mama szukała go wszędzie, ale bez skutku. Po jakimś czasie przyszła Ola i zabrała Franka na spacer. Robiła, co mogła, żeby Franek dobrze się bawił, i rzeczywiście na chwilę zapomniał o zgubie: śmiał się, bawił w piasku, huśtał na huśtawce i zbierał kamyki do wiaderka. Gdy jednak zaczęli karmić kaczki, spojrzał na mętną wodę w stawie i zapytał z nadzieją:
– Lolo?
Pamiętał, jak Basia opowiadała mu o tym, że krokodyle żyją w wodzie. Może Lolo postanowił zamieszkać z kaczkami?
Okazało się jednak, że tu też go nie ma i Franek znowu się rozżalił. Do domu wracał smutny i nie chciał zasnąć w wózku, bo brakowało mu znajomego ogona do ssania.
– Lolo ne, Lolo ne – powtarzał raz za razem. W końcu rozpłakał się i dostał czkawki.
Po powrocie nie chciał jeść obiadu i nawet przyjście Basi z przedszkola nie ucieszyło go tak bardzo jak zwykle.
Zamiast powitać siostrę radosnym: „Bła, bła!”, zawołał dramatycznie:
– Lolo ne!
– To straszne! – krzyknęła Basia. Na myśl o tym, że jej własny Misiek Zdzisiek mógłby zginąć, zrobiło jej się słabo.
– Znajdę go – oświadczyła. Była tak pełna zapału, że Franek trochę się rozpogodził. Może nie wszystko było jeszcze stracone?
Zaczęli od sypialni. Basia wyciągnęła pościel z łóżeczka Franka i wyjęła materac. Potem wyrzuciła na podłogę Frankowe zabawki i ubrania. W podobny sposób potraktowała szuflady i pudła w swoim pokoju oraz kosz na brudną bieliznę i szafki z ręcznikami w łazience. Obszukałaby też pokój Janka, gdyby nie to, że jej nie wpuścił. Chciała wejść do salonu, ale nadeszła Mama, która natknęła się chwilę wcześniej na skutki poszukiwań w sypialni i łazience. Przerwała akcję i kazała Basi sprzątnąć wszystko, co nabałaganiła.
– To niesprawiedliwe – mruczała Basia pod nosem, wciskając byle jak skarpetki i majtki do szuflad. – Chciałam tylko pomóc.
Wieczorem nadal nie było krokodyla i Franek nie mógł przez to zasnąć. Wiercił się w łóżeczku, marudził i popłakiwał.
Mama głaskała go i przytulała, ale nawet to pomagało tylko na chwilę. W pewnym momencie Basia pobiegła do swojego pokoju po Miśka Zdziśka.
– Jeśli chcesz, możesz z nim spać – powiedziała do Franka. – I dodała z westchnieniem: – Tylko nie obśliń go za bardzo.
Franek jednak nie chciał obśliniać Miśka, tylko krokodyla. Wygiął usta w podkówkę...
I zupełnie nie wiadomo, co byłoby dalej, gdyby nie przyszedł Tata. Stanął w progu sypialni i powiedział:
– Zobaczcie, kto dziś poszedł ze mną do pracy. – Po czym wyciągnął zza pleców... krokodyla!
– Lolo! – zawołał Franek i roześmiał się radośnie.
– A myśmy tak go szukali – szepnęła Mama.
– Zauważyłem go dopiero przed chwilą, gdy szukałem kluczy w plecaku – wyjaśnił Tata. – Nie mam pojęcia, skąd się tam wziął. Może chciał zwiedzić świat. Jak myślisz, Franku?
Franek jednak nie słyszał. Spał, z ogonem krokodyla w buzi i radosnym ?uśmiechem na mokrej od łez twarzy.

Reklama

©Egmont Polska
www.basia.com.pl

Reklama

Więcej przygód Basi znajdziesz w nowej książce "Basia i wyprawa do lasu":

Reklama
Reklama
Reklama