Reklama

Do zwyciężczyni listopadowej edycji trafiły luksusowe maski do włosów w formie czepka Coconut i Monoi Hair Spa L'biotica.

Reklama

Był grudniowy poranek. Za oknem pełno było bielutkich, miękkich zasp śniegu. Śnieg padał jeszcze nieznacznie, a delikatne śnieżynki wirowały unoszone podmuchami wiatru. Wielkimi krokami zbliżały się święta Bożego Narodzenia. W domu stało już pięknie udekorowane i pachnące świąteczne drzewko. Nic tylko czekać Wigilii i prezentów.

Artur jednak nie czuł się szczęśliwy. Nie cieszyły go święta, ani nie pochłonęła go świąteczna atmosfera. Co roku bowiem dostawał mnóstwo wspaniałych i najdroższych prezentów od rodziców i wujostwa, ale nie miał się z kim bawić. Był jedynakiem, nie miał przyjaciół ani kuzynostwa. Zostawał sam z nowymi zabawkami i miał po prostu nie przeszkadzać dorosłym.

Chłopiec wyjrzał przez okno. Pochłonięty zimową magią nawet nie zauważył, jak spędził z nosem przyklejonym do szyby ponad godzinę. Nagle, po przeciwnej stronie ulicy, na zaniedbanym podwórku, dostrzegł dwójkę dzieci. Myślał, że w tej rozpadającej się szopie nikt nie mieszka. Jakież było jego zaskoczenie, gdy zobaczył dym unoszący się z komina! Dzieci wybiegły wesoło przed dom i zaczęły bawić się w śniegu. Miały sprane i połatane ubrania, które czasy świetności miały wiele lat temu. Nie przeszkadzało im to jednak się dobrze bawić. Najpierw ulepiły bałwana. Później była bitwa na śnieżki. A gdy się zmęczyły, robiły aniołki w śniegu. Artur zaczął im zazdrościć. A z drugiej strony było mu szkoda, że są tak słabo ubrane i zapewne głodne.

Następnego dnia była Wigilia. Wieczorem, jak co roku, chłopiec znalazł pod choinką mnóstwo prezentów. Kiedy kolacja już dobiegła końca, a dorośli, zamiast śpiewaniem kolęd, zajęci byli dyskusjami o biznesie i polityce, po cichutku wymknął się z pokoju. Ukradkiem ubrał się ciepło i wyszedł z domu. Poszedł do rozpadającej się chatki. Gdy zajrzał przez okno, zobaczył szczęśliwą, ale biedną rodzinę. Stół był niemal pusty, a dzieci wymieniły się ręcznie zrobionymi prezentami. Nieśmiało zapukał do drzwi. Wpuszczono go od razu i zaproponowano miejsce przy stole, jako zbłąkanemu wędrowcowi. Okazało się, że dzieci, które widział z okna, to chłopiec i dziewczynka. Kuba był rok starszy, a Małgosia w jego wieku. Poczęstował się kulebiakiem. Później było śpiewanie kolęd, a Artur robił to najgłośniej. Zapytał rodziców Kuby i Gosi, czy następnego dnia dzieci mogłyby go odwiedzić.

Rodzice Artura nie kryli zdziwienia, gdy kolejnego ranka przedstawił im swoich nowych przyjaciół. Chłopak pozwolił dzieciom wybrać po jednej zabawce, jaką tylko chciały. Podzielił się też z nimi obiadem. Nowi przyjaciele bawili się aż do późnego popołudnia.

Reklama

Były to najszczęśliwsze święta w życiu Artura. Dowiedział się, że dawanie może być większą radością, niż otrzymywanie prezentów. No i zyskał przyjaciół.

Reklama
Reklama
Reklama