Mały Jaś co rano odwożony jest przez dumnego tatę do popularnej pod Warszawą społecznej szkoły, do której został przyjęty po spotkaniu kwalifikacyjnym. Były wspólne zabawy z innymi kandydatami, rozwiązywanie zadań pod okiem nauczyciela, rozmowa rodziców z panią dyrektor. Potem kilka tygodni pełnego napięcia oczekiwania i w końcu upragniony telefon: „Państwa syn został uczniem naszej szkoły. Gratulujemy!”.
Ośmioletniemu Kubie dwa lata temu udało się dostać do zerówki w szkole katolickiej (prowadzonej przez zakon) – ale dopiero z listy rezerwowej i po wielu wizytach zdeterminowanej mamy. – Rozmowa syna z nauczycielką poszła dobrze, ale zdaje się, że wyłożyliśmy się z mężem na spotkaniu z ojcem dyrektorem – opowiada mama Kuby. – Na szczęście potem ktoś zrezygnował i udało się.
Siedmioletniemu Kacperkowi, a raczej jego rodzicom, taka radość nie była dana. Kacper chodzi do pierwszej klasy szkoły publicznej. Ale nie takie były plany. Wiosną zeszłego roku Kacperek wziął udział w spotkaniu kwalifikacyjnym dla małych kandydatów do jednej z prywatnych szkół w Warszawie. Nie został przyjęty. – Do dziś nie wiem, dlaczego mój syn się nie dostał. Najgorsza była forma, w jakiej poinformowano nas o tym. Usłyszeliśmy z mężem, że przyjęto dzieci najlepsze. I już – wspomina Magda, mama Kacpra. – Czuliśmy się okropnie, jakbyśmy to my nie zdali egzaminu... Na szczęście Kacper nie był tego wszystkiego świadomy.

Reklama

Jak wygląda rekrutacja do zerówki w prywatnej szkole?

W rekrutacji uczestniczą czasami już dzieci idące do szkolnej zerówki. Można oczywiście zostawić dziecko w zerówce przedszkolnej, ale wielu rodziców obawia się, że za rok trudniej będzie zapisać je do wybranej prywatnej podstawówki, bo miejsca w pierwszej kolejności zajmą sześciolatki z danej szkoły.
Sprawdzian przybiera najczęściej formę spotkania z panią psycholog lub nauczycielką, która sprawdza znajomość liter i cyferek, rozumienie pojęć w rodzaju większy–mniejszy, rozmawia z dzieckiem np. o porach roku, książeczkach i bajkach, prosi o narysowanie postaci ludzkiej (po czym przygląda się, jakie szczegóły dziecko zawarło w rysunku, o jakich zapomniało), obserwuje, którą ręką pisze, czy zna stronę lewą i prawą, jak się wysławia, czy poprawnie buduje zdania i nie ma wad wymowy. A potem, cóż... Choć to wydaje się niesprawiedliwe, najczęściej wybierane są dzieci, które pokazały się z najlepszej strony, były „najlepiej przygotowane”.
[CMS_PAGE_BREAK]

Jak wygląda rekrutacja do pierwszej klasy w prywatnej szkole?

Kandydatom na pierwszaków wiele szkół prywatnych robi regularne egzaminy – dziecko musi napisać test. O tym, czy się dostanie, decyduje liczba uzyskanych punktów.
Niektóre podstawówki zapraszają na rozmowę i spotkanie z innymi maluchami. Dzieci obserwowane są w trakcie zabawy (np. przez nauczyciela, psychologa, dyrekcję), odpowiadają na pytania, rozwiązują zagadki. Prowadzący spotkanie chce wiedzieć, jak każdy z maluchów współpracuje w grupie, jak się zachowuje, czego już się nauczył. Czasami, ale to zależy od szkoły, chodzi nie tyle o sprawdzenie wiedzy małych kandydatów, co o odsianie dzieci sprawiających kłopoty wychowawcze, nadpobudliwych. Wiadomo, z takimi trudniej się pracuje. Plusem tego rodzaju rekrutacji jest fakt, że luźne spotkanie nie wywołuje stresu, dzieci się po prostu bawią, nie ma punktacji, egzaminowania. Jednak z drugiej strony... – Nasz syn brał udział w takim spotkaniu. Ale wolałabym już test i punktację – mówi Magda, mama Kacpra. – Sytuacja byłaby jasna. A taka nieformalna selekcja, po której w dodatku nie usłyszeliśmy, co właściwie Kacperek zrobił nie tak, była wyjątkowo nieprzyjemna. Gdybym wiedziała, że tak to się odbędzie, na pewno bym się na to nie zdecydowała.
W jaki sposób dana podstawówka rekrutuje pierwszaki, dowiesz się w sekretariacie, powinno to być również zapisane w statucie szkoły, który placówka ma obowiązek udostępnić. Zasady rekrutacji umieszczane są także na stronach internetowych szkoły.
Sprawdź wcześniej, na czym kwalifikacja polega i kiedy się odbywa – czasem testy są już w marcu. Pamiętaj, że w większości szkół niepublicznych pierwszeństwo przysługuje młodszemu rodzeństwu uczęszczających dzieci. A to sprawia, że nawet świetnie zdany egzamin może nie wystarczyć, jeśli smyk nie ma starszego brata czy siostry w tej szkole. Dlatego warto zawsze mieć w zanadrzu alternatywę, sprawdzoną inną podstawówkę (np. wśród okolicznych państwowych), na wypadek niepowodzenia w tej wybranej.

Rzetelna ocena - czy na pewno?
No właśnie – czy dziecko które dostało się do szkoły, jest mądrzejsze od tego, któremu się nie udało? Niekoniecznie. Mniejsza ilość punktów czy gorsza ocena po spotkaniu w przypadku sześciolatka może oznaczać wiele rzeczy. Po pierwsze to, że jest mniej dojrzały i nie był w stanie skupić się na rozwiązywaniu zadań, bo np. nie pojął wagi całej sprawy. Albo po prostu zainteresowały go inne rzeczy. Albo nie zrozumiał poleceń. Albo się bał i kiepsko czuł w obcej sali, z obcą panią, bez mamy. To naturalne w tym wieku. W przyszłości taki smyk może się okazać zdolniejszy od rówieśników, którym teraz lepiej poszło.
Gorzej zdany test może być wynikiem tego, że w zerówce pani jeszcze nie przerobiła części materiału. Rekrutacja odbywa się w okolicach kwietnia, gdy do końca roku szkolnego brakuje 2–3 miesięcy. Można próbować wcześniej zdobyć testy z lat poprzednich. Tyle że szkoła nie ma obowiązku ich udostępnić.
Sześcio-, siedmiolatki to wciąż małe dzieci. Łatwo się rozpraszają, nie zawsze rozumieją, że należy postarać się jak najprędzej zrobić zadania. A z kolei na luźnym spotkaniu nieśmiałek, któremu trudniej zabłysnąć
w obcej grupie, ma mniejsze szanse. Z tym że czasami dzieciaki bardzo aktywne, wygadane, zadające mnóstwo pytań, przebojowe też nie są oceniane pozytywnie. Zbyt często szkoły stawiają na przeciętność i wybierają dzieci zwyczajne, niewyrywające się przed orkiestrę, mniej błyskotliwe...
Czy to podważa sens przeprowadzania takiej rekrutacji? W dużym stopniu tak, lecz
z drugiej strony szkoły prywatne jakoś muszą sobie radzić z nadmiarem kandydatów. Sposób jest niedoskonały, fakt, a i podejście do rodziców pozostawia czasem wiele do życzenia. Dlatego najważniejsze, by proces rekrutacji przejść z dzieckiem w miarę łagodnie, tak by nie narobił on szkód w jego psychice.
[CMS_PAGE_BREAK]

Mama i tata pod lupą
Do niektórych szkół malec nie dostanie się, nawet gdyby otrzymał maksymalną ilość punktów – o ile razem z nim nie wykażą się rodzice, na rozmowie z dyrekcją albo wręcz przed całą komisją (w której skład wchodzi niekiedy psycholog, nauczyciel, przedstawiciele rodziców – członków zarządu szkoły). Pytania zadawane rodzicom bywają podchwytliwe, a ich lista często jest pilnie strzeżona, by wcześniej nie wyciekła. Padają pytania o zawody rodziców, o to, jaką pomoc mogą oni zaoferować szkole (czy np. grają na instrumentach, czy odwiozą dzieci z klasy na basen, pomalują ściany w sali, zorganizują kostiumy na przedstawienie). W podstawówkach prowadzonych przez zakony i stowarzyszenia religijne dochodzą pytania o chęć brania udziału we wspólnych mszach itp.
– Byliśmy z mężem wypytywani o gotowość uczestniczenia w spotkaniach rekolekcyjnych – potwierdza mama Kuby. – Ale także np. o ilość dzieci w rodzinie. Pytano też o to, w jakim wymiarze czasowym i finansowym jesteśmy z mężem skłonni wspierać szkołę.
W szczegółowych ankietach padają także pytania o rozwój dziecka: „Jak zasypia i śpi?”, „Jak się złości?”, „Ile czasu spędza przed TV?”, „Czy lubi podśpiewywać?”, „W jakim wieku zaczęło siadać, wstawać, mówić?”.
Oczywiście da się mniej więcej zrozumieć, czemu służą konkretne pytania i można starać się odpowiadać na nie zgodnie z oczekiwaniami szkoły, ale... czasami lepsza jest tzw. kontrolowana szczerość. Głównie po to, żeby dziecko nie dostało się do podstawówki,
z której wymaganiami trudno będzie się wam potem pogodzić. Nie każdy przecież chce uczestniczyć co tydzień w szkolnej mszy czy wyjazdach rekolekcyjnych (ale też oczywiście nie wszystkie szkoły prowadzone przez stowarzyszenia zakonnne tego wymagają!) czy poświęcać weekendy na malowanie sal lub wspólne pieczenie ciast.

Zobacz także

Nie dostało się i co dalej
Jeżeli dziecko nie zostanie przyjęte, często niestety nie ma co liczyć na rzetelną informację, dlaczego tak zadecydowano (co potwierdza choćby przypadek Kacpra). Popularną praktyką jest utajnianie tych danych przez szkoły, które nie mają obowiązku udostępnić rodzicom testu ich pociechy.
Odwołanie. Można napisać odwołanie i zwrócić się z prośbą o ponowne rozpatrzenie kandydatury dziecka. Choć formalnie niewiele to pewnie pomoże, istotne może być coś innego: pokazanie, że bardzo wam na tym zależy.
Lista rezerwowa. Z tego samego powodu warto zadbać, by dziecko zostało na nią wpisane i trzymać rękę na pulsie, tzn. dowiadywać się, dzwonić (jeśli nadal ci zależy). Rodzice przyjętych dzieci czasami rezygnują, i nawet na początku września może się zwolnić miejsce dla twojego malucha.[CMS_PAGE_BREAK]

A w państwowej...
...czasem też przeprowadzany jest rodzaj selekcji. Może ona dotyczyć ściśle określonych przypadków, w ograniczonym zakresie. Niekiedy szkoły wykraczają poza przepisy.
Klasy integracyjne. Jest w nich od 15 do 20 dzieci, w tym od 3 do 5 z orzeczoną niepełnosprawnością. Pozostali uczniowie to dzieci zdrowe, zgłaszane przez rodziców.
O przyjęciu, zgodnie z przepisami, przy większej liczbie kandydatów, decyduje kolejność zgłoszeń. Ale niektóre podstawówki zapraszają na rodzaj kwalifikacji. Niekiedy przybiera ona formę testu (szkole zależy, by w klasie integracyjnej, obok maluchów chorych, znalazły się dzieci najzdolniejsze, bo z takimi łatwiej się pracuje), częściej – spotkania z pedagogiem czy psychologiem, którzy chcą poznać dziecko. Na ogół chodzi o odsianie dzieci „trudniejszych” wychowawczo, aby pracować z tymi „łatwymi” (bo klasa integracyjna i tak, z definicji, jest „trudna”). Ale szkole tak naprawdę nie wolno badać poziomu wiedzy ani robić żadnych testów. Spotkania sprawdzające zachowanie dziecka też nie do końca są zgodne z prawem, ale przynajmniej w jakiś sposób zrozumiałe.
Klasy sportowe. Do pierwszej klasy może być zorganizowany rodzaj testu sprawnościowego lub spotkania dla dzieci. Przedstawiciele szkoły przyglądają się, jak mali kandydaci zachowują się np. na basenie (przy naborze do klasy pływackiej) czy na stoku (do klasy narciarskiej). Komisja sportowa ocenia, czy dziecko ma predyspozycje do uprawiania danej dyscypliny (albo sprawdza tylko, czy np. nie boi się wody). Poziom wymaganych umiejętności zależy od szkoły.

Sprawdzian dojrzałości szkolnej
Badanie przez psychologa, jakiemu dzieci są poddawane w zerówce (zarówno szkolnej, jak i przedszkolnej), nie ma nic wspólnego z egzaminami do pierwszej klasy. Psycholog sprawdza, czy maluch osiągnął tzw. dojrzałość szkolną (to znaczy, czy jest społecznie, umysłowo oraz emocjonalnie gotowy do rozpoczęcia nauki w pierwszej klasie). Badanie to ma podpowiedzieć rodzicom i nauczycielkom w zerówce, nad czym trzeba jeszcze z dzieckiem popracować, co mu sprawia większe niż rówieśnikom problemy. Wynik badania ma być także pomocą dla rodziców przy podejmowaniu decyzji o posłaniu sześciolatka do szkoły, po planowanym obniżeniu przez Ministerstwo Edukacji Narodowej wieku szkolnego.
W szczególnych przypadkach psycholog może doradzić np. odroczenie obowiązku szkolnego, ale jeśli rodzice się na to nie zgodzą, szkoła rejonowa ma obowiązek przyjąć malca do pierwszej klasy. Wynik tego badania nie jest w żaden sposób wiążący.[CMS_PAGE_BREAK]

Reklama

Dekalog rodziców kandydata
Jak przygotować dziecko do egzaminu do szkoły prywatnej, radzi psycholog Magda Gąssowska (mama Ady, która cztery lata temu uczestniczyła w podobnej rekrutacji).
• Odwiedźcie wcześniej szkołę, tak aby jej wnętrza nie były zupełnie obce dla malucha.
• Przed egzaminem czy spotkaniem wyjaśnij, że idziecie tam, aby malec poznał swoją przyszłą panią, zobaczył szatnię, klasy, boisko. Pani będzie chciała wiedzieć, ile już nauczył się w zerówce. Połóż nacisk na fakt poznawania przez was szkoły i pani, a nie pisania testu, by dziecko czuło się raczej jak wybierający, a nie wybierany. Nie mów, że to egzamin, którego można nie zdać i od którego zależy, czy smyk dostanie się do szkoły, którą wybrali rodzice.
• Przed wyjściem z domu zróbcie siusiu. Unikniecie „podbramkowych” sytuacji i nerwów.
• Poproś malucha, by słuchał poleceń pani, gdy zostanie w sali, i rozwiązywał zadania najlepiej jak potrafi, dzięki czemu pani i mama będą wiedzieć, ile już umie i czego będzie się musiał nauczyć w pierwszej klasie. I że dzięki zadaniom sam sprawdzi, jaki jest mądry.
• Powiedz dziecku, że może wyjść z sali, jeśli zachce mu się siusiu. Albo kiedy bardzo będzie chciało przytulić się do mamy, może poprosić panią i pani cię zawoła. Obiecaj, że będziesz czekać w pobliżu sali i dotrzymaj słowa.
• Rozwiązujcie w domu zagadki z książeczek, różne zadania, labirynty, rebusy. W ten sposób oswoisz dziecko z tego typu zajęciami. Ale nie rób nic na siłę, raczej w formie zabawy i tylko kiedy maluch naprawdę tego chce.
• Spytaj wcześniej o możliwość zostania w sali z malcem, jeśli niechętnie się z tobą rozstaje. Ale nie podpowiadaj, gdy będziesz obok, bo skończy się wyproszeniem was obojga!
• Po wszystkim daj dziecku spokój. Jeśli chce ci opowiadać, wysłuchaj. Ale nie wypytuj:
„No i jak ci poszło? Wszystko zrobiłeś?”, „Tego nie wiedziałeś?! Przecież cię uczyłam! Zawiodłeś mnie!”. Teraz i tak to nic nie da, a może zaszkodzić.
• Jeśli okaże się, że smyk się nie dostał, nie rób z tego tragedii. A już na pewno nie przy dziecku. Nawet niewinne komentarze, usłyszane przez dziecko („Za słabo zdał test”, „Nie przyjęli go”), mogą głęboko zapaść w główkę i serduszko malucha i podważyć jego wiarę w siebie.
• Starannie dobieraj słowa. Wcale nie musisz objaśniać smykowi, że „oblał” egzamin, nie zdał, a tym bardziej, że za mało się starał. Myśl, że zawiódł rodziców, nie sprostał oczekiwaniom, poczucie porażki może być zbyt dużym obciążeniem psychicznym. Powiedz, że z tatą doszliście do wniosku, że w tej szkole nie będzie fajnie, i znaleźliście inną, która jest ciekawsza, są w niej miłe panie itd. I niedługo ją odwiedzicie.

Reklama
Reklama
Reklama