Reklama

Miała być synkiem.

Reklama

- Będą Państwo mięli śliczną dziewczynkę! - oznajmił lekarz podczas badania USG.
- Skąd on wie, że będzie śliczna? - spojrzałam pytającym wzrokiem na męża.
-Ważne, by było zdrowe. Może przy kolejnym się uda. - pomyślałam, nie wiedząc jeszcze, że kolejne będzie podwójne i w dodatku same dziewczynki.

Przez 9 miesięcy głaskałam mój wielorybi brzuch, wyobrażając sobie, jak wygląda jego lokatorka.
- Będę mamą ślicznej dziewczynki (już sama zaczęłam wierzyć w słowa lekarza, no bo która matka myśli, że urodzi brzydkie dziecko?) o pięknych ciemnych o oczach (po mamie) i długich, brązowych lokach (nie wiadomo po kim).
- Jaka śliczna niebieskooka blondyneczka! Takie jasne, proste włoski, jak aniołek! - wykrzyczała w zachwycie kobieta do mojej dwuletniej córki.
Z dzieckiem innej płci niż oczekiwałam, jestem w stanie się pogodzić, z wyglądem skrajnie różnym niż się tego spodziewałam również. Istnieją jednak pewne aspekty, w których rozbieżność między moim oczekiwaniem a rzeczywistością była dla mnie ... trudna, bolesna.

Nie takie dziecko chciałam!

Znasz takie dzieci, które swoim zachowaniem drażnią cię tak bardzo, jak czerwona płachta byka? Patrzysz na nie i wiesz, że ich nie lubisz. To mało powiedziane. Najchętniej wytarmosiłabyś je za ucho albo podniosła do wysokości swoich oczu i zaczęła nim potrząsać, żeby w końcu przestało tak się zachowywać. A potem rodzisz własne dziecko i niezależnie od twoich wyobrażeń, sposobu wychowania, okazywanej miłości ono właśnie takie jest! Wygłupia się w sposób, który najbardziej denerwował cię u innych dzieci, sprawdza granice twojej wytrzymałości, jakby sprawiało mu przyjemność obserwowanie twoje złości, popisuje się przy innych, a tego przecież tak bardzo nie znosisz! I mimo tłumaczeń, próśb, rozmów, kar czy nagród nic się nie zmienia, bo ... ono właśnie takie jest!

Zobacz też: Mamo, daj mi szansę wyrosnąć na szczęśliwego człowieka

Nie lubię mojego dziecka!

Łatwo jest kochać dziecko spokojne, grzeczne, ułożone. Jak polubić dziecko, które w ciągu sekundy przyjmuje 100 pozycji, ciągle mówi, wylewa, przewraca, nie chce spać, nie słucha cię, choć twierdzi, że jest inaczej i zamiast jeść obiad, rozrzuca go po pokoju, twierdząc, że jest to niejadalna kosmiczna amunicja, a nie zielony groszek, który należy zjeść.
Sfrustrowana, zmęczona, niewyspana powiedziałam do mojej przyjaciółki (której córka myła oczywiście mega spokojnym dzieckiem) - Aśka, wstyd mi to powiedzieć, ale ja chyba nie kocham mojego dziecka. Wiem, że powinnam! Wiem, że była dzieckiem planowanym, wyczekiwanym, ale...
- Co ty mówisz?! Oczywiście, że kochasz swoje dziecko, tylko nie lubisz jej zachowania. - słowa Aśki zapadły mi w pamięć na wiele lat.
Pracowałam nad sobą, nad relacjami z nadpobudliwą córką, aż któregoś dnia ona stała się moją najlepszą przyjaciółką. Nie dlatego, że tak ją wychowałam. Broń Boże nie przypisuję zasługi sobie, lecz zmianom, które zachodzą w małych ludkach wraz z wiekiem. Gdy moje dziecko miało wielogodzinne ataki koli, powtarzałam sobie, że to minie, aż któregoś dnia po prostu przestała je mieć. Tak samo było z jej zachowaniem, buntem – to minęło. Oczywiście wciąż nie usiedzi dłużej w jednej pozycji niż kilkanaście sekund, ale przecież nawet bardzo poważne rozmowy można prowadzić leżąc do góry nogami. Spróbujecie kiedyś koniecznie - z tej perspektywy świat wygląda inaczej.

Reklama

Zobacz też: Wychowanie dzieci bez pomocy teściów??

Reklama
Reklama
Reklama