Reklama

Boisz się, że wpadłabyś w panikę, gdyby ktoś na ulicy zasłabł? Nie wiesz, ile razy uciskać serce, a ile razy robić sztuczny oddech? Ale to wcale nie znaczy, że twoje dziecko też nie będzie wiedziało, co robić. Przeciwnie, może świetnie dać sobie radę – przekonuje dr Narcyz Sadłoń, który prowadzi w przedszkolach zajęcia z udzielania pierwszej pomocy.

Reklama

Przedszkolak ma udzielać pierwszej pomocy? To nie jest za wcześnie na taką naukę?

Nie. Mam cztery córki (Kasia 1,5 roku, Helenka 4,5 roku, Wanda 5,5 roku, Hania 15 lat) i Dorotkę – lalkę fantom do resuscytacji. Dziewczynki uciskają jej klatkę piersiową, robią sztuczne oddychanie. Gdy niedawno usypiałem Kasię, poprosiła o Dorotkę. Myślałem, że chce z nią zasnąć, a ona zaczęła jej uciskać klatkę piersiową! Pewnie do końca nie rozumie po co, ale jednak to robi... Helenka i Wanda są moimi asystentkami w przedszkolach, gdzie prowadzimy zajęcia z udzielania pierwszej pomocy już dla trzylatków. To gry i zabawy, które mają uwrażliwić i wykształcić u maluchów pewne odruchy i nawyki. Im młodsze dzieci, tym bardziej są chętne do tego typu zajęć. Przybiegają, wołają: „Panie doktorze, jeszcze my!”.

Dorosły często boi się, że uciśnie coś nie tak. A dziecko się nie boi?

Dorośli mają więcej lęków. Wychowaliśmy się na starych schematach, jak ratować życie, i one w nas pokutują. Zaczynamy się zastanawiać, ile razy powinniśmy ucisnąć, a ile razy zastosować sztuczny oddech. Ten cały proces myślowy wytrąca z podejmowania działania. Boimy się, że zaszkodzimy. Poza tym, jeśli nigdy nie przećwiczyliśmy na fantomie, obawiamy się, że pomoc będzie nieskuteczna.

Uciśniemy za mocno i jeszcze komuś uszkodzimy żebra?

Właśnie! A dzieci nie mają takich lęków. Dlatego warto od najmłodszych lat uczyć je prostego schematu ratowania życia. Z naszych szkoleń wynoszą jedno: jedyny błąd, który możemy popełnić, to... nie zrobić nic!

Im wcześniej zaczniemy uczyć dzieci udzielania pierwszej pomocy i im częściej będziemy to potem powtarzać, tym większa szansa, że one kiedyś komuś pomogą. A to bardzo ważne, bo komórka mózgu nie może być w stanie niedotlenienia dłużej niż cztery minuty. Szybka pomoc ratuje życie.

Sprawdź, jak skutecznie wzywać pogotowie do dziecka.

Czego dziecko można nauczyć?

Przede wszystkim spostrzegania sytuacji zagrożenia. Pytamy: „Jeżeli widzisz ogień, dym, to co trzeba zrobić?”. „Wezwać pomoc. Jak jest mama, to muszę zawołać mamę”. „A jak jej nie ma?”. „To trzeba zadzwonić po pomoc”. Uczymy dzieci numerów alarmowych (świetnie wiedzą, że to 112 lub 999), wybierania numeru w telefonie, robimy symulowane rozmowy z dyspozytorem. To oswaja.

Najważniejsze jest jednak nauczenie dziecka tego, że jeśli coś się dzieje, to nie stoję z boku, nie jestem bierny. Bo najgorsze, co można zrobić w sytuacji zagrożenia życia, to nic nie robić. Dziecko uczy się, że w takiej sytuacji nie płacze, nie krzyczy, tylko działa w pewnym schemacie: zobacz problem, wezwij pomoc. A potem podejmij najprostsze czynności, czyli uciskaj klatkę piersiową. Trzy-, czteroletnie dzieci świetnie zapamiętują ten schemat. A gdy będą starsze, można je uczyć kolejnych rzeczy: oceniania oddechu, wykonywania sztucznego oddychania.

Nie w każdym przedszkolu są takie szkolenia. Czy w domu rodzic powinien na ten temat rozmawiać z dzieckiem?

Oczywiście! Dla mnie to wręcz pytanie retoryczne, bo przecież w domu też mogą się zdarzyć różne sytuacje. Wiele razy bywało tak, że dzieci ratowały lub pomagały uratować rodziców, dziadków. Bo znały numer alarmowy. Poza tym uważam, że warto rozmawiać, gdyż takie rozmowy o zdrowiu, życiu, chorobie bardzo integrują rodzinę. Pomagają nawet w trudnych sprawach wychowawczych.

Reklama

Oparzenie, zadławienie, uraz - pediatra radzi, jak pomagać dziecku w nagłych wypadkach:

Reklama
Reklama
Reklama