17-miesięczny ciężko chory Mikołaj wymaga całodobowej opieki. Według urzędników chłopiec jest zdrowy i jego rodzice nie mają prawa do zasiłku pielęgnacyjnego.

Reklama

Historia Mikołaja

"Mikołaj ma dziś 17 miesięcy i nie ma z nim kontaktu. Nie siedzi, nie podnosi główki, nie bierze nic w rączki. Nie je sam" – mówi w materiale TVN mama Mikołaja, Katarzyna Petryk.

Gdy pani Katarzyna trafiła do szpitala, doszło do zakażenia okołoporodowego. Mikołaj urodził się z niedotlenieniem i niewydolnością krążenia, lekarze musieli walczyć o jego życie. Do domu pojechał, dopiero gdy skończył miesiąc. Przez kolejne miesiące rodzice chłopca szukali lekarza, który go trafnie zdiagnozuje. "Mikołaj trafił do mojej poradni w wieku około sześciu miesięcy, po wielomiesięcznych pobytach szpitalnych. Stwierdziłem, że jest znaczne opóźnienie rozwoju psychoruchowego pacjenta, jest porażenie czterokończynowe średniego stopnia. Dołączyła się w następstwie zmian niedokrwiennych mózgu padaczka" – wylicza Roman Ciarka, neurolog dziecięcy ze szpitala w Kołobrzegu.

Mama Mikołaja wzięła bezpłatny urlop, by zajmować się synem. Za namową rehabilitantki złożyła wniosek o przyznanie zasiłku pielęgnacyjnego w wysokości 1300 zł, dzięki któremu byłoby jej łatwiej zapewnić chłopcu opiekę, jakiej potrzebuje. Po złożeniu wniosku pani Katarzyna udała się na spotkanie z lekarzem orzekającym o stanie chłopca. "To było dosłownie parę minut. Nie badała go, nie podeszła nawet do dziecka. Powiedziała, że przeglądała papiery i że decyzja przyjdzie pocztą. Został zaliczony do osób niepełnosprawnych, ale nie wymaga stałej opieki" – wspomina. Dziennikarzom TVN udało się dotrzeć do lekarki orzekającej w sprawie Mikołaja. Stwierdziła, że musiało dojść do jakiegoś "nieporozumienia".

Rodzice Mikołaja nie przyjmują dwukrotnej odmowy urzędników i złożyli odwołanie do sądu. Sprawa jest w toku od siedmiu miesięcy. Według rzecznika Sądu Okręgowego w Szczecinie opóźnienie wynika z niemożliwości znalezienia neurologa dziecięcego, który zbadałby Mikołaja.

Zobacz także

"Gdzie w tym wszystkim jest sprawiedliwość?"

Według neurologopedy Anny Borok taka decyzja i opieszałość sądu mogą być podyktowane kwestiami finansowymi. Jeśli pani Katarzynie zostanie przyznane świadczenie, nie będzie musiała wracać do pracy, a państwo będzie płacić za rehabilitację Mikołaja (przypominamy, w 2017 roku świadczenie pielęgnacyjne wynosi 1300 zł). To przerażające, że w Polsce chore dzieci uznawane są przez urzędników za zdrowe, by zaoszczędzić."Ci biedni ludzie nie dostają świadczeń by Polska nie zbankrutowała. W budżecie trzeba gdzieś zabrać by gdzie indziej dać. Zdrowe dzieci dostają 500+ ale za to chore mają orzeczenia że są zdrowe i już budżet się dopina. Pozostaje pytanie do rządu, gdzie w tym wszystkim jest sprawiedliwość?" – napisał w komentarzu jeden z internautów. To naprawdę smutne, jednak wiele w tym racji...

Trzymamy kciuki za małego Mikołaja i jego rodziców. Mamy nadzieję, że dostaną pomoc, na jaką zasługują! Co wy myślicie o tej sytuacji i takim traktowaniu chorych dzieci i ich rodziców? Piszcie w komentarzach!

Czytaj także: Mamy niepełnosprawnych dzieci proszą: "Traktujcie nas zwyczajnie!"

Reklama

źródło: tvn24.pl

Reklama
Reklama
Reklama