Informacja o tym, że Ida Nowakowska pojechała na porodówkę w pełnym makijażu (pierwsze skurcze pojawiły się u tancerki po zejściu z planu „Pytania na Śniadanie”), wywołała spore zamieszanie wśród mam. Jedne się oburzają – bo jak to tak, tu poród, skurcze, rozwarcie, kto miałby czas na myślenie o makijażu? Drugie głośno protestują: jeśli rodząca chce się malować do porodu, ma do tego pełne prawo!

Reklama

Wśród tych drugich znalazła się Aneta, mama 2-letniej Antosi. Sama w czasie porodu była pomalowana, usłyszała nawet od pielęgniarek przykry komentarz. Nie oznacza to jednak, że przy kolejnej ciąży i porodzie zrezygnuje z makijażu. Wręcz przeciwnie! Jak sama pisze, „dzięki makijażowi czuje się sobą”. Nie rozumie, dlaczego ktokolwiek robi z tego problem – w końcu są w życiu ważniejsze rzeczy niż to, czy przyszła mama na twarzy róż do policzków.

Jeśli chcecie podzielić się z nami swoimi historiami, piszcie na adres redakcja@mamotoja.pl.

Makijaż na porodówce? Bardzo proszę!

„Wiem, z jaką pogardą mówi się o kobietach, które mają takie samo podejście. Że niby gwiazdorzymy, szukamy atencji. Sama usłyszałam, jak jedna pielęgniarka żartowała z drugą, że urwałam się z parady i takiej wypacykowanej – tak, użyły tego słowa – to one tu jeszcze nie widziały.

Wielkie rzeczy, makijaż na porodówce! Owszem, przed porodem pomalowałam paznokcie, zrobiłam rzęsy, nawet kilka dni przed terminem poszłam do fryzjera, żeby pomógł mi się ogarnąć... Już w szpitalu nakładałam na twarz lekki podkład i malowałam usta ulubioną szminką. Nie po to, żeby zostać okrzykniętą Miss Porodówki, ale dlatego, żeby czuć się ze sobą dobrze, po prostu! Skoro na co dzień się maluje, dbam o swój wygląd, dlaczego nie miałabym tego zrobić w tak ważnym dla mnie dniu?

Zobacz także

Sam poród był dla mnie niezwykle stresujący – tyle słyszy się o zachowaniu personelu, o komplikacjach. Że niby wszystko jest w porządku, a nagle coś się złego dzieje i trzeba robić cesarkę. Albo gorsze rzeczy… Nie chciałam o tym myśleć, chciałam się uspokoić. Chciałam czuć się dobrze sama ze sobą. A dzięki szmince i tym przedłużonym rzęsom czułam się jak ja!

Przez dziewięć miesięcy musiałam uważać na to, co jem, co robię, co podnoszę, jak ćwiczę. Na każdym kroku słyszałam, że mam uważać, że nie powinnam. Papierosy rzuciłam, zanim zaczęłam starać się o dziecko, alkoholu nigdy nie piłam, więc to nie był problem. Ale i tak cały czas czułam, że ciąża to czas wyrzeczeń. Oczywiście, że nagroda jest najwspanialsza pod słońcem – kocham moją Antosię nad życie! Ale to, że jest się w ciąży, nie oznacza, że ma się chodzić w worku po ziemniakach, nie myć włosów i wyrzucić wszystkie kosmetyki! Ludzie!

Babeczki, jeśli chcecie się malować do porodu, to się malujcie. Jak nie chcecie, to nie tego nie róbcie, proste! Ale dajcie żyć innym. Jest tyle problemów na świecie, że to, czy jakaś mamuśka ma sztuczne rzęsy i pomalowane usta na porodówce, nie powinno mieć żadnego znaczenia… Liczy się to, żeby urodził się zdrowy dzidziuś. A jeśli jego mama będzie się w dniu jego narodzin dobrze ze sobą czuła, to jeszcze lepiej! W końcu szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko, prawda?”.

Wy malowałyście się do porodu?

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama