Podczas studiów pracowałam jako asystentka pewnego niewidomego pisarza. Pewnego dnia odebrałam telefon ze Stanów Zjednoczonych. Dzwoniła kuzynka mojego pracodawcy. Telefon był włączony na tryb głośnikowy, więc siłą rzeczy uczestniczyłam w rozmowie.
Dotyczyła ona pewnego młodego człowieka, podobno bardzo zdolnego, który nie miał pieniędzy na studia. Kuzynka mojego pracodawcy szukała sponsorów. W tym miejscu muszę dodać, że ten młody człowiek nie był nikim bliskim dla mojego pracodawcy ani jego rodziny. Po prostu pradziadek chłopca był kiedyś ich sąsiadem (było to jeszcze przed II wojną światową).

Reklama

Zobacz także: Godne życie – baza fundacji udzielających pomocy potrzebującym

Pomagam, by on też mógł pomagać

Mój pracodawca bardzo się przejął. Po rozmowie z siostrą wykonał kilka telefonów i w ciągu godziny zebrał kilka tysięcy dolarów (sam dając około tysiąca). Gdy go zapytałam, dlaczego tak bardzo się w tę sprawę angażuje skoro nigdy nie widział tego człowieka, odpowiedział: "Jeśli jest bardzo zdolny, to powinien studiować. Gdy skończy studia, znajdzie dobrą pracę i będzie dobrze zarabiał. Będzie miał tyle pieniędzy, że wystarczy nie tylko dla jego rodziny, ale i dla innych potrzebujących. Jeśli jednak nie pójdzie na studia, to będzie miał gorszą pracę, gorzej płatną i wtedy na pewno nikomu nie będzie mógł pomóc".
Te słowa mną wstrząsnęły. Byłam wtedy po lekturze artykułu o dzieciach z popegeerowskich terenów, które nie kontynuowały nauki, bo... nie miały pieniędzy na bilet miesięczny, dzięki któremu mogłyby dojechać kilkadziesiąt kilometrów do szkoły. Mowa tu o kwocie 120 zł miesięcznie, a nie kilku tysiącach dolarów!

Kula śnieżna pomocy

Słowa mojego pracodawcy mnie zainspirowały – to wtedy postanowiłam, że będę pomagać innym, dzieląc się tym co mam. Okazało się, że takich osób, które mogą się dzielić pieniędzmi, bądź rzeczami, jest znacznie więcej i że dzięki nim – wspólnie – możemy znacznie więcej zdziałać. Że pomaganie innym jest jak kula śnieżna, że wciąga coraz więcej osób i pędzi coraz dalej.
Piszę o tym nie po to, by się chwalić, ale po to, by pokazać, że nawet jednorazowa pomoc może zmienić nie tylko życie jednej osoby, ale także tych, którym w przyszłości ona również będzie mogła pomóc.

Warto przeczytać: 8 prostych sposobów, by pomagać potrzebującym dzieciom

Zobacz także

W pojedynkę nie dasz rady, ale razem możecie wiele

Ta historia przypomniała mi się podczas apelu papieża Franciszka I. W niedzielę – podczas mszy świętej – poprosił, by każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców. I ten pomysł jest świetny. Dlaczego? Wytłumaczyła to Janina Ochojska, udzielając wywiadu "Tygodnikowi Powszechnemu" (lepiej tego bym sama nie zrobiła): "Jeżeli ktoś naprawdę uważa się za chrześcijanina, to mówienie o uchodźcy w negatywny sposób i odmówienie mu schronienia, jest grzechem. Oczywiście, chrześcijanin musi się zastanowić, czy ma odpowiednie warunki do przyjęcia takich ludzi, czy jest przygotowany na przyjęcie kogoś o obcej kulturze i wierze. Ale nie może ich skreślać na starcie. Bo musisz racjonalizować. Przyjmiesz czteroosobową rodzinę do domu? Miesiąc – dasz radę. Trzy miesiące – zaczniesz się niepokoić. Rok? Kurcze – myślisz sobie – chciałbym się ożenić. Mam plany na życie. A teraz sobie wyobraź taką scenę: Stoisz w kościele. Jest niedziela. Podczas ogłoszeń proboszcz mówi tak: drodzy parafianie. Robimy zrzutkę. Sprowadźmy do nas jedną rodzinę. Jak sam nie dasz rady, to wspólnie tak. Trzeba tylko chcieć. To takie proste".

I to rzeczywiście jest proste. Jedna rodzina, a pomoc rozłożona na kilka tysięcy parafian. Jestem pewna, że taka rodzina o wiele szybciej i łatwiej się zasymiluje, że dzieci szybciej nawiążą kontakt z rówieśnikami, a ich rodzice chętniej zaangażują się w pracę na rzecz parafii – nawet obcej pod względem wyznania. Zrobią to, bo będą się czuli bezpiecznie, bo będą czuli, że są mile widziani, bo będą czuli się częścią tej społeczności.
Pamiętajcie, że boimy się tego, czego nie znamy (i to jest normalne), ale to co poznamy, zwykle nie wydaje się już takie straszne.

Działaj z innymi, bardziej doświadczonymi

Ktoś może powiedzieć, a mało mamy w parafii potrzebujących? Odpowiem pytaniem: "A czy TY zrobiłeś coś dla nich?". Nie chcesz pomagać uchodźcom? Pomóż swojemu sąsiadowi z Polski, ale nie patrz biernie na ludzkie nieszczęście!

Jeśli nie jesteś w stanie pomóc osobiście, bo nie możesz wziąć odpowiedzialności za całą rodzinę, podziel się tym co masz: pieniędzmi, ubraniami, jedzeniem. Skontaktuj się z instytucją, która ma doświadczenie w pomocy humanitarnej (chociażby z Polską Akcją Humanitarną) i zapytaj, co ty konkretnie możesz dla nich zrobić, w jaki sposób możesz pomóc.
Nie bądźmy obojętni. Powtórzę apel mojej redakcyjnej koleżanki – Magdy Klimkowskiej:
"Zachowujmy się tak, jak uczymy nasze dzieci: pomagajmy słabszym, dzielmy się tym, co mamy!"

Poniżej lista kilku instytucji, do których może się zgłosić w sprawie pomocy uchodźcom (ale ich lista mogłaby być znacznie dłuższa):

  • Polska Akcja Humanitarna – organizuje pomoc w krajach, z których emigruje najwięcej osób. Organizacja realizuje projekty wodno-sanitarne (transportuje wodę, buduje pompy, wodociągi i toalety), dostarcza żywność i najpotrzebniejsze produkty (koce, namioty, materace) oraz dystrybuuje leki.Więcej informacji znajdziesz na stronie PAH
  • Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej – organizuje wsparcie dla osób potrzebujących pomocy w Libanie. Więcej na stronie centrum.
  • Fundacja Wolna Syria – organizuje pomoc materialną (ubrania, koce, żywność, leki itp.) dla szpitala pomagającego uchodźcom na granicy turecko-syryjskiej. Więcej na stronie fundacji.
Reklama

Polecamy: Mogliśmy uratować to dziecko! Apel do polskich rodziców w sprawie uchodźców

Reklama
Reklama
Reklama