Poród nie zawsze przebiega zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Mamy w głowie jakiś plan, jakieś wyobrażenia i oczekiwania (zwłaszcza, gdy nie rodzimy po raz pierwszy), a potem okazuje się, że nigdy tak naprawdę nie można przygotować się na coś tak nieobliczalnego, jak przyjście dziecka na świat.

Reklama

Pod opowieścią tej mamy, mogłoby się pewnie podpisać wiele kobiet, które także zostały postawione w obliczu przerażającej sytuacji. Posłuchajcie...

"Nie miałam planu jak mam rodzić, nie zamawiałam douli, nie chciałam rodzić w wodzie, nie myślałam o żadnych innowacjach. To był mój drugi poród więc wiedziałam jak będzie wszystko przebiegać. Chciałam tylko by poród trwał krótko, a dziecko całe i zdrowe pojawiło się na świecie.

Wody odeszły mi o 2.nad ranem. Zabraliśmy z mężem najpotrzebniejsze rzeczy, zapewniliśmy opiekę starszemu dziecku i pojechaliśmy do szpitala. Po kilku godzinach już wiedziałam, że coś jest nie tak. Nic nie szło tak jak powinno. Skurcze były bardziej bolesne jak poprzednio, mocniejsze, a mniej efektywne. Położna cały czas przychodziła, sprawdzała rozwarcie i była bardzo zawiedziona brakiem postępu.

"Cały czas zastanawiałam się co jest nie tak..."

Czy to ja jestem starsza i inaczej odczuwam ból i zmęczenie, czy to może moje ciało nie przygotowało się na poród? Mój mąż starał się mnie pocieszać i rozweselać, ale i po nim było widać niepewność. Potem nawet on przestał żartować. Kiedy położna weszła i zapytała, czy czuję że chcę przeć, okazało się, że nie. Skurcze były coraz lżejsze, mniej bolesne.Tak jakbym nie miała rodzić. Podano oksytocynę. Dziecko pojawiło się w kanale rodnym, ale to nie główka była pierwsza...

Zobacz także

Potem długo się zastanawiałam jak do tego doszło, że dziecko ułożone było pośladkowo, a nikt o tym nie wiedział. Na USG w 36.tyg ciąży mój synek był ułożony prawidłowo do porodu. Jego wagę szacowano jednak na znacznie wyższą i dlatego myślano, że nie będzie już szansy na zmianę położenia. A jednak moje maleństwo postanowiło nam wszystkim sprawić "niespodziankę."

Lekarze od razu zaczęli zastanawiać się co robić. Poród siłami natury – bezpieczniejszy dla mnie, czy szybkie cesarskie cięcie – bezpieczniejsze dla dziecka? Ja nie wiedziałam co robić, co mówić, byłam w szoku. Słyszałam tylko słowa: niedotlenienie, uraz barków, długi i skomplikowany poród. Było mi tak naprawdę wszystko jedno, wpadłam w panikę i chciałam by to wszystko się skończyło, bym była już w domu z synkiem.

"Tylko ja i walczący o moje życie lekarze..."

Znieczulenie i cesarkę pamiętam jak przez mgłę. Pierwszy krzyk dziecka wywołał tylko poczucie ulgi. Szukałam cały czas wzrokiem męża, by powiedział mi czy wszystko dobrze ze mną, dzieckiem, ale nie mogłam złowić jego spojrzenia. Potem było tylko gorzej, dostałam krwotoku. Zostałam sama ze swoim strachem, tylko ja i walczący o moje życie lekarze.

Gdy się ocknęłam, okazało się że straciłam wiele krwi i miałam transfuzję. Mój ukochany synek czuje się dobrze, dostał 9 punktów w skali Apgar. Nie potrafiłam jednak w tamtej chwili cieszyć się niczym. Byłam zmęczona, wykończona psychicznie i chciałam zapomnieć o tym wszystkim.

Musiało minąć kilka tygodni, bym uspokoiła się. Bym wzięła na ręce swojego maluszka i cieszyła się w pełni, że pojawił się na świecie. Bym zrozumiała, że życie wcale nie jest nam dane bezterminowo i czasem nawet przy porodzie, może być ono zagrożone. Nie mamy na to wpływu...".

Niestety takich opowieści znacie pewnie wiele, gdy w czasie porodu dochodzi do komplikacji. Jeżeli chciałybyście podzielić się z czytelniczkami Babyonline.pl swoją historią, (oczywiście może być anonimowo), piszcie do mnie: redakcja@burdamedia.pl.

Może to być opowieść smutna, lub wesoła, ważne, by niosła przesłanie, że nie jesteśmy same i że możemy się wspierać.

Reklama

Czytaj także: Kraków - kazali jej rodzić siłami natury 6 kg dziecko!

Reklama
Reklama
Reklama