Nicole Sochacki-Wójcicka – lekarka, przedsiębiorczyni, współzałożycielka Fundacji Medycyny Prenatalnej im. Ernesta Wójcickiego – zgromadziła w mediach społecznościowych społeczność liczącą ponad 850 tys. osób. Przez ostatnie tygodnie relacjonowała na Instagramie przygotowania do egzaminu kończącego specjalizację z ginekologii i położnictwa. Po niezdanym egzaminie specjalizacyjnym publicznie opowiedziała o swojej porażce, by pokazać swoim obserwatorkom, że czasem każda z nas może się potknąć – i nie jest to powód do wstydu.

Reklama

Mama Ginekolog nie zdała egzaminu specjalizacyjnego

„Tak wyglądam po egzaminie, jestem cała spłakana. Nie ma jeszcze wyników, ale spodziewam się, że to nie będzie pozytywny wynik. Jestem roztrzęsiona, totalnie. Jedyne, co mnie pociesza, to że wszyscy mówili, że to było strasznie trudne, ale wszyscy nie są obserwowani przez paręset tysięcy osób” – mówiła Nicole Sochacki-Wójcicka, nie kryjąc łez. Po kilku godzinach dodała: „Dzisiaj jest wielki dzień dla moich hejterów, nie zdałam egzaminu”.

Po publikacji emocjonalnego InstaStory pod adresem ginekolożki zaczęły pojawiać się kolejne zarzuty i pytania podające w wątpliwość to, czy rzeczywiście jest ekspertką w swojej dziedzinie. Niektórzy powątpiewali, że zabrakło jej tylko jednego punktu, inni twierdzili, że odsetek zdawalności egzaminu był na tyle duży, że lekarka powinna pogodzić się z tym, że nie była odpowiednio przygotowana, zamiast publicznie opowiadać o porażce.

Nicole Sochacki-Wójcicka: jestem ginekologiem, nie specjalistą

Znaczna część krytycznych komentarzy dotyczyła jednak tytułu, jakim lekarka posługuje się w sieci – „ginekolog”. Dzień po niezdanym egzaminie postanowiła odnieść się do tych zarzutów. Przyznała, że część osób sugeruje jej, że powinna zmienić nazwę na Instagramie, by nie wprowadzać innych w błąd – w końcu jest lekarką w trakcie specjalizacji, nie ginekolożką.

„Nie widzę takiej potrzeby. Nazwa na Instagramie nie jest wiążąca” – ucięła krótko, po czym dodała: „Na Instagramie możecie się nazywać prezydentem Polski – może taki nick jest wolny”.

Dalej wyjaśniła, że takie komentarze często wynikają z niewiedzy, jak wygląda system kształcenia lekarzy w Polsce – każdy lekarz po ukończeniu studiów i zdaniu egzaminu lekarskiego zdobywa prawo do pracy w swoim zawodzie, np. ortopedy czy właśnie ginekologa, nie każdy jednak jest w nim „specjalistą”. Aby zostać specjalistą, należy odbyć kilkuletni staż i zdać odpowiedni egzamin.

Zobacz także

„Pracuję jako ginekolog. Nie jestem specjalistą ginekologii i położnictwa, ale jestem ginekologiem. Jestem też mamą, więc jestem mamą ginekolog” – tłumaczyła, broniąc swojej nazwy na Instagramie.

Ginekolożka zauważyła również, że wielu lekarzy, do których chodzimy na co dzień, nie jest „specjalistami” w swoich dziedzinach – nie oznacza to jednak, że są niekompetentni. Tak samo ona – choć nie jest specjalistką ginekologii i położnictwa, bo nie zdała egzaminu specjalizacyjnego – jest dobrą lekarką, a krytykować jej umiejętności i wiedzę mogą tylko pacjentki, z którymi miała kontakt.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama