Prasowanie wywiera niekorzystny wpływ na środowisko, prowadząc m.in. do ocieplenia klimatu, a efekty prasowania rzadko są trwałe – przekonuje w swojej akcji #niewyprasowani Światowy Fundusz na rzecz Przyrody WWF. 5 czerwca będziemy obchodzić Światowy Dzień Środowiska. To dobra okazja, aby porozmawiać o ekologii, ale i też o tym, co nas, mamy, "dobija". Dla mnie prasowanie jest właśnie czymś takim.

Reklama

52 godziny wyjęte z życia

To niby nie aż tak koszmarnie dużo, gdyż wychodzi na to, że w ciągu roku poświęcamy prasowaniu ubrań 2 doby i 4 godziny. Ale jak wylicza WWF Polska, oznacza to, że każde gospodarstwo domowe (a są jeszcze przecież hotele, restauracje, szpitale, sklepy odzieżowe itd.), na samym prasowaniu, rocznie zużywa energię o wartości 130 kWh.

– Większość z nas prasuje z przyzwyczajenia, ale najwyższa pora ograniczyć czas spędzany przed deską – do niezbędnego minimum. Dlaczego? Prasowanie wywiera bowiem niekorzystny wpływ na środowisko, prowadzi m.in. do ocieplenia klimatu. Efekty prasowania rzadko kiedy są trwałe naprawdę, przed powieszeniem wypranego ubrania na suszarce wystarczy je mocno strzepać – przekonuje Fundusz.

"Szkoda życia na takie pierdoły"

Stąd zainicjowana przez Stowarzyszenie "EkoLubelszczyzna" akcja #niewyprasowani, aby ograniczyć prasowanie i w dniu Światowego Dnia Środowiska chodzić w niewyprasowanych ubraniach. A może w ogóle z niego zrezygnować? Tylko czy jesteśmy na to gotowe?

Patrząc na komentarze pod postem WWF Polska na Facebooku, może być z tym bardzo różnie. Okazuje się, że jest silna frakcja zarówno popierająca pomysł zaprzestania prasowania, jak i obóz gorących jego zwolenników.

Zobacz także

"Wiedziałam, że moja nienawiść do prasowania musi mieć głębsze podłoże niż zwykłe lenistwo" – zażartowała jedna z internautek. "Nie rozumiem, po co marnować życie na stanie przy żelazku. Niektórzy nawet gacie prasują" – dodała inna. "Szkoda życia na takie pierdoły" – wtórowała jeszcze inna kobieta.

"Proponuję następną akcję. Przychodzimy do pracy nieumyci"

Dla zwolenników prasowanych ubrań zrezygnowanie z tego to właściwie to samo, co zaprzestanie higieny osobistej. "Proponuję następną akcję. Przychodzimy do pracy nieumyci. Ile zaoszczędzi się wody i energii do jej ogrzewania. Środowisko zyska. Jeszcze jakieś pomysły?" – skomentowała jedna kobieta. Albo jeszcze dosadniej: "Następna akcja to będzie – przyszliśmy do pracy bez podcierania się w łazience! Wiecie, że podcieranie się zabiera rocznie około 30 godzin, a w czasie rozwolnienia nawet do 50 godzin rocznie???" – ironizował jeden z internautów.

Pojawiły się też bardziej wyważone komentarze, że inicjatywa jest warta poparcia, ale z pewnymi wyjątkami. "No i spoko – jak się chodzi w koszulkach i dżinsach. Jak ktoś musi być w pracy w garniturze/ koszuli/ eleganckiej bluzce, to raczej w tej sposób nie da rady" – napisała jedna z kobiet. "Grunt to dobra pralka, nie wirować na maxa i dobierać program do ubrań, choć według mnie koszule mimo wszystko trzeba uprasować" – dodała inna internautka.

Popieram tę akcję, a nawet przyłączyłam się do niej na długo przed tym, jak powstała. Nie prasuję ubrań od wielu, wielu już lat. Nie prasuję, bo nie lubię, dla mnie to strata czasu – urobisz się, a efekt i tak zaraz "pogniecie się", robota idzie na marne. Świetnie, że na dodatek jestem "eko". Chociaż przyznaję się, że są wyjątki. Święta, śluby i tym podobne. Jakoś czuję wtedy presję otoczenia, a wy?

Reklama

Źródło: Facebook

Reklama
Reklama
Reklama