„Nikt nie chce się zgodzić, żeby zostać chrzestnym mojego dziecka. Są po prostu skąpi i tyle!” [LIST DO REDAKCJI]
Prezenty na urodziny i od czasu do czasu jakiś drobny upominek albo koperta dla chrześniaka to chyba nie są duże wymagania wobec chrzestnego?
Czy bycie rodzicem chrzestnym polega głównie na dawaniu prezentów chrześniakowi? Naszą czytelniczkę spotkała niemiła sytuacja – wszyscy najbliżsi odmówili zaangażowania w uroczystość, bo obawiają się... wydatków. A może rodzice dziecka zbyt wiele wymagają? Podzielcie się swoją opinią – piszcie do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl.
Moja rodzina to skąpcy
„To przykre, kiedy okazuje się, że najbliższa rodzina myśli tylko o pieniądzach. Urodziłam Alusię pół roku temu i do tej pory odwiedzili nas tylko rodzice i brat z bratową. Ani ciotki, ani kuzynostwo się nie pofatygowało, ale kiedy robiliśmy imprezy z pełnym wyżywieniem i lejącym się alkoholem, to wszyscy byli pierwsi, żeby do nas zajrzeć.
Teraz poprosiłam kuzynkę na chrzestną Alusi – odmówiła. Zapytałam drugą – też się wykręciła, że niby ma już dwóch chrześniaków i nie ogarnie więcej. Nawet bratową pytałam, to powiedziała, że oni teraz kompletują wyprawkę dla dzidziusia i mają dużo wydatków...
Naprawdę nie rozumiem. Przecież ja nikogo nie prosiłam o pieniądze, tylko o potrzymanie Alusi do chrztu. W przyszłości jakiś upominek urodzinowy czy koperta przy innej okazji od chrzestnego to wszystko, czego oczekuję. To chyba nie tak dużo? A jak kogoś akurat nie stać, to też zrozumiem i się nie obrażę. Chciałabym tylko, że moja córeczka miała bliską osobę, która będzie o niej pamiętać i odwiedzać, pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Dlaczego wszyscy są tacy skąpi i myślą, że jak proszę na chrzciny, to tak naprawdę tylko wyciągam łapska po kasę?”.
Lilianna
Zobacz też: