To była trzecia ciąża pani Marty, w dwóch poprzednich doszło do poronienia. Tym razem miało być inaczej – przez 3 miesiące szczęśliwa para planowała przyszłość z dzieckiem. Problemy zaczęły się w 20. tygodniu ciąży. Pani Marta trafiła do szpitala i już go nie opuściła.

Reklama

Tragedia w szpitalu: zmarła matka i dziecko

Pani Marta zaczęła czuć napięcie i ból brzucha, założono jej szew na szyjce macicy. To jednak nie pomogło i kobieta trafiła w końcu na oddział.

„Żonę podłączono pod KTG, do monitorowania skurczy. Zdecydowano, że zostanie przewieziona z oddziału patologii ciąży na porodówkę. To był 20. tydzień ciąży. Około godziny 21 zadzwoniła do mnie z porodówki. Mówiła, że za chwilę ma przyjść do niej neonatolog” – opowiada mąż pani Marty w programie „Uwaga! TVN”.

Mężczyzna udostępnił też nagrania z rozmów telefonicznych z żoną. Na jednym z nich ciężarna mówiła, że dzieje się z nią coś złego i że bardzo boi się sepsy. Wspominała też o zagrożeniu życia dziecka.

„Jestem na bloku i w zależności od tego, czy będą skurcze, będę rodzić. (…) Mam kroplówki z magnezem i antybiotykiem, bo CRP już rośnie. Wczoraj miałam CRP 1.2, dziś już mam 18. Jak się urodzi, to nie przeżyje po prostu”.

Zobacz także

Kobiecie podano antybiotyk i leki przeciwgorączkowe, zdecydowano też o włączeniu hydroksyzyny, czyli leku uspakajającego, chociaż pani Marta zgłaszała nasilenie niepokojących objawów oraz wystąpienie dreszczy.

„Takie objawy mogą mieć bardzo różną etiologię. Po stwierdzeniu jednorazowej temperatury zostały włączone leki przeciwgorączkowe, pacjentka cały czas była też na antybiotyku o szerokim spektrum działania, monitorowaliśmy ją. Objawy, o których mowa, zostały uznane za drżenie mięśniowe, a nie dreszcze” – tłumaczy dr hab. n. med. prof. Krzysztof Nowosielski ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

Stan pani Marty nie poprawiał się jednak. Wieczorem 17 kwietnia zgłosiła personelowi, że gorzej się czuje i jest jej gorąco. Zrobiono badania – okazało się, że dziecko kobiety zmarło, musiała je urodzić.

Mężowi pani Marty pozwolono wejść na salę porodową i towarzyszyć żonie. Jak wspomina – kobieta urodziła resztką sił, mdlejąc. Mimo skrajnie złych wyników badań nie zdecydowano o farmakologicznym przyspieszeniu poronienia martwego płodu.

Potem wszystko działo się już szybko – pan Krzysztof usłyszał, że u żony jest podejrzenie sepsy, zabrano ją na OIOM. Tam też przywieziono jej zmarłego synka, zdążyła się jeszcze pożegnać.

Pani Marta zmarła w nocy z 17 na 18 kwietnia w trzeciej dobie pobytu w szpitalu.

Pan Krzysztof nie może pogodzić się ze śmiercią żony i synka. Nie rozumie, dlaczego żonę przyjęto do szpitala w dobrym stanie, z niskim CRP, a w ciągu następnych dni rozwinęła się sepsa. „Co robiono przez cały ten czas?” – pyta bezradnie.

„Jak ta lekarka powiedziała po porodzie, że u żony jest podejrzenie sepsy, to się załamałem. Łapałem się ściany, nie wierzyłem, co słyszę. Z czego sepsa? Przy przyjęciu CRP w normie, po 20 godzinach sepsa. To co się stało?”.

Pan Krzysztof zawiadomił o sprawie prokuraturę oraz Rzecznika Praw Pacjenta.

Źródło: Uwaga! TVN

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama