Marissa Heckel to młoda mama z Columbus Grove w stanie Ohio w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy poród był dla niej ciężkim doświadczeniem. Drugi – chociaż trwał aż 36 godzin! - okazał się tym, czego właśnie chciała.

Reklama

Kazali przeć na siłę

Kiedy trzy lata temu Marissa rodziła córeczkę chciała w pełni doświadczyć wszystkich etapów porodu. Dlatego świadomie odmówiła znieczulenia zewnątrzoponowego, co miało spotkać się z nieprzychylną reakcją personelu szpitala. „Dręczono mnie za to, że nie chciałam znieczulenia i przez cały poród namawiano mnie do tego” – powiedziała Marissa. Ale to nie koniec. Kobieta musiała w pewnym momencie położyć się na plecach i została zmuszona do parcia, chociaż Marissa czuła, że jej ciało stawia opór i nie jest to dla niego dobra pozycja.

Zapłaciła za to rozdarciem krocza. „Skończyłam z rozdarciem 2 stopnia i paroma szwami” – relacjonowała.

To bolesne doświadczene spowodowało, że kobieta postanowiła nie rodzić więcej w szpitalu. Oboje z mężem uznali, że zacisze domowe będzie najlepszym miejsce na powitanie ich synka. I tak też się stało. Dokładnie w Wigilię Marissa urodziła zdrowego chłopczyka. „Przez cały ten proces nie bałam się ani razu” – powiedziała.

"Ryczałam z bólu"

Jak kobieta pierwotna poddała się swojemu instynktowi matki. I mimo, że urodziła dwa tygodnie po terminie, ani przez chwilę nie odczuwała strachu. „Moje ciało sprawiło, że byłam tak pozytywna. Nawet jeśli byłam dwa tygodnie po terminie, wiedziałam, że moje ciało zdecyduje, kiedy jest właściwy czas i zrobi to za mnie” – opisuje.

Zobacz także

I kiedy nastąpił ten czas Marissa dzielnie rodziła synka. Długie, długie godziny, dzień, noc i znowu dzień – 36 godzin! Zmieniała pozycje, brała kąpiele w wannie i pod prysznicem. Nie mogła znaleźć ulgi. „Nauczyłam się dużo o swoim ciele i ile bólu potrafi znieść .(…)Ryczałam z bólu” – powiedziała. Mąż dzielnie jej asystował, trzymał za rękę.

Tym razem Marissa sama zdecydowała, gdzie urodzi synka i kiedy nadeszły bóle parte, czuła, że łóżko nie jest dobrym miejscem. Poszła do łazienki i usiadła na toalecie. Ta pozycja była dla niej najlepsza! Kiedy wyszła główka synka, Marissa postanowiła dalej rodzić na stojąco. Trzymała się za łazienkowe wieszaki i parła. „W końcu nasz syn się urodził, a mój mąż stał w szoku i robił zdjęcia” – relacjonowała.

Silna jak nigdy wcześniej

„Przez całe życie nie czułam się tak silna, jak wtedy” - powiedziała. Dla Marissy było to doświadczenie przekraczające dotychczasowe. I pokazujące, że my kobiety jesteśmy stworzone do naturalnego porodu i jak pierwotne matki, idąc za głosem instynktu, wsłuchując się w swoje ciało, wydajemy na świat dziecko. „Zaufałam swojemu ciału, które zrobiło coś, o czym wiele osób zapomina, że potrafi zrobić” – podkreśliła.

Marissa to na pewno silna i dzielna kobieta. Jestem dla niej pełna podziwu za odwagę i wiarę w siłę swojej organizmu. Ale jednak mam pewne „ ale”. Tak zwyczajnie po ludzku zastanawiam się, czy było to w pełni odpowiedzialne zachowanie. Poród w domu? Okej, ale z pomocą położnej czy duli byłby dla mnie bezpieczniejszym rozwiązaniem.

Nigdy do końca nie wiadomo, jak przebiegnie akcja porodowa, czy dziecku nie zacznie nagle spadać tętno, czy nie będzie owinięte pępowiną, a matka na przykład nie straci za dużo krwi. Obecność w domu położnej dawałaby mi poczucie bezpieczeństwa.

A wy jak sądzicie? Czy uważacie, że Marissa zrobiła słusznie, czy jednak ryzykowała? Podzielcie się swoim zdaniem w komentarzach.

Źródło: Popsugar

UWAGA: jeśli nie widzisz naszej galerii zakupowej, dodaj Babyonline.pl do białej listy w Adblock.

Zobacz też:

Reklama





Reklama
Reklama
Reklama