Rodzice oddając dziecko do państwowego przedszkola wierzą, że maluchy trafiają w dobre, profesjonalne ręce. Dopłacając do zajęć dodatkowych czy posiłków, chcą dla swoich dzieci jak najlepiej. Jednak okazuje się, że nie w każdej placówce żywność, która jest przeznaczona dla przedszkolaków trafia w całości na ich talerz....

Reklama

Często całodzienne wyżywienie dziecka w przedszkolu, to główne posiłki, które zjada maluch. A przecież odżywianie dziecka na tym etapie jest bardzo ważne dla prawidłowego rozwoju całego organizmu i może zaważyć na zdrowiu w przyszłości! Ważne jest co, w jakiej ilości, ale także jakiej jakości podajemy naszym dzieciom. Mamy prawo żądać tego w państwowych placówkach! Niestety nie wszyscy pracownicy o tym wiedzą i to respektują. Albo wiedzą i mają to, za przeproszeniem, gdzieś.

Nie chciały pokazać co jest w wypchanych torbach i zaczęły uciekać...

Dziennikarze programu „Uwaga!TVN” przez kilka dni obserwowali kucharki pracujące w przedszkolu nr 286 na warszawskim Ursynowie. Rano kobiety pracujące w kuchni przychodziły z pustymi torbami, a po pracy wychodziły z wypchanymi, ciężkimi torbami. Wychodzące panie dziennikarze zapytali wprost o to, co niosą w tych torbach i czy mogą pokazać zawartość. Kobiety odmówiły, a na wieść, że w takim razie wezwana zostanie policja, rozpierzchły się i zaczęły uciekać... Policja pojawiła się na miejscu, wylegitymowała pracownice przedszkolnej kuchni i zaczęła wyjaśniać całe zajście w obecności dyrektorki placówki.

Co się okazało? W torbach znajdowało się jedzenie z przedszkolnej kuchni o wartości 160 zł. Bardzo zbieżne z produktami, które powinny być użyte do przygotowywania posiłków dzieci znajdujących się w ogólno dostępnym jadłospisie na ten dzień. Policja wyjaśnia sprawę i przesłuchuje pracownice, które mają prawo do składania wyjaśnień.

Zobacz też: Złe traktowanie dzieci w przedszkolu to norma? Szokujący list nauczycielki przedszkolnej...

Zobacz także

Odkładanie jedzenia na bok to normalna codzienna praktyka?!

W materiale „Uwaga!TVN” wypowiadała się była pracownica przedszkolnej kuchni, która potwierdziła, że produkty są sukcesywnie odkładane podczas każdego posiłku i że jest to normalna, codzienna czynność wszystkich kucharek w tej placówce.

- Można odłożyć na przykład 10 piersi z kurczaka, to je odkładamy. Mleko, masło, sałata, ogórki, pomidory, owoce: jabłka, gruszki, banany, ser biały, serek puszysty, wędlina, chleb… - wyliczała. Wszystko tak "na oko", tyle ile się uda odłożyć, tyle trafia później do prywatnych toreb i jest wynoszone.

Ile płacą rodzice w tej placówce za wyżywienie swoich dzieci? Około 200 złotych miesięcznie. Do tego przedszkola na Ursynowie chodzi ponad 500 dzieci.

Wyniesienie żywności o wartości niższej niż 500 zł to jedynie wykroczenie

Jak czytamy na stronie tvn24.pl najprawdopodobniej sprawa do prokuratury jednak nie trafi. Wartość znalezionych produktów nie przekroczyła 500 zł, zatem ich wyniesienie nie byłoby przestępstwem, a jedynie wykroczeniem.

- Z mojej informacji wynika, że były to odpady pokonsumpcyjne, które należało zutylizować w świetle polskiego prawa - tłumaczy Barbara Mąkosa-Stępkowska, rzeczniczka dzielnicy Ursynów.

- Źle się stało, ale nie należy strzelać z armat do mrówki. Te panie poczuły się bardzo upokorzone całą tą sytuacją. Z ich zapewnień wynika, że nigdy więcej to się nie zdarzy – dodała w rozmowie z reporterem.

Straty roczne rzędu ponad 30 tysięcy złotych to nic?!

Byłe pracownice potwierdziły anonimowo reporterom programu, że nikt nie pilnuje ilości i jakości posiłków. Reporterzy „Uwaga! TVN” wyliczyli również, że skoro jednego dnia wynoszono produkty o wartości 160 zł, w tygodniu to już jest 800 zł, a miesięcznie to już ponad 3000 zł! W skali roku jest to już ponad 30 tysięcy złotych!

Szokująca zmiana w przedszkolu po interwencji dziennikarzy

Jak zmieniła się sytuacja po interwencji dziennikarzy? Zostało podpisane rozporządzenie, że nie można wynosić jedzenia, nie można nic jeść, a torby, torebki są kontrolowane przy wejściu. To, co najbardziej mnie szokuje w całej tej sytuacji to fakt, że nagle zmieniła się także jakość jedzenia podawanego dzieciom, jak wynika z relacji informatorów programu „Uwaga! TVN”. Porcje zrobiły się większe, posiłki różnorodne, jest więcej warzyw, jedzenie jest smaczniejsze. Wcześniej było raptem po pół pomidora na śniadanie!

Czy to jest normalna praktyka pracownic kuchni w polskich przedszkolach i szkołach? Czy nasze dzieci są rzeczywiście okradane z jedzenia? Czy nikt tego nie kontroluje, czy jest na takie zachowanie przyzwolenie? Czy kucharki przedszkolne zarabiają tak mało, że jest dla was zrozumiałe, że muszą wynosić dla siebie jedzenie, odbierając je dzieciom?

Komentarze Internautów w tej sprawie

Oto kilka komentarzy Internautów w tej sprawie (pisownia oryginalna):

  • Jeżeli te kucharki zarabiają najniższą krajową a produktami tymi żywią swoje dzieci i siebie to je rozumiem. Oczywiście jeśli "wyniesiona" porcja to tyle co na obiad dla jej rodziny. Nie miał bym nic przeciwko. Wszyscy dobrze wiemy, że za najniższą krajową żyć się nie da. Jednak jeżeli sprzedają to na lewo i prawo po znajomych i sobie dorabiają to niestety tu na tolerancję nie zasługują.
  • Generalnie jest tak, że każdego dnia część dzieci nie jest przyprowadzana do przedszkola bez informowania. Planowane na dzień jest np. 120 porcji, a przyprowadzane jest 105 dzieci. Zostaje produktów na 15 porcji. Rozwiązania w tej sytuacji są dwa, albo wywalamy nadmiar na śmietnik, albo pracownicy przedszkola biorą do domu. Przekazać innej placówce najczęściej się nie da. Często są to produkty łatwo psujące się, a ponadto prawo nie pozwala. Chyba, że kucharki rzeczywiście podbierały z porcji, które szły do dzieci, wtedy jest to godne potępienia.
  • Normalne szanowna Pani to to nie jest. wstyd za takich ludzi, którzy zachowują się jak zwierzęta i nie widzą w tym nic złego. jeśli zostały produkty niezjedzone, nie mam nic przeciwko. Jednak jak widać, te produkty były celowo odkładane. Oznacza to, że np zamiast banana na jedno dziecko, przypadał jeden banan na dwoje dzieci. i tak ze wszystkim, wiec dzieci, byc moze notorycznie nie dojadaly wartosciowych produktów, a zapychane byly na obiad ziemniakami i chlebem. bo miesko i owoce brala sobie Pani kucharka. ŻENADA
  • Wniosek jest taki, że kraść można a jak się wyda to należy zapewnić, że taka sytuacja się nie powtórzy i wszystko jest ok.
  • No, ale to żadna nowość, tak jest w większości placówek żywienia zbiorowego. Mój kolega jest kucharzem, trochę opowiadał o temacie. Te kucharki zostały złapane, bo akurat paskudnie okradały dzieci i jakaś mama przyuważyła. Ale teraz to wychodzi na to, że w porównaniu z innymi placówkami, to one się będą czuć "pokrzywdzone", bo "wszyscy tak robią". Widział ktoś kiedyś głodnego kucharza, albo kelnera ?
  • Proponuję wprowadzić obowiązek kontroli toreb kucharek we wszystkich placówkach gminnych/samorządowych bo taka sytuacja że wychodzą z siatkami jest widoczna również z mojego okna wychodzącego na przedszkole. Panie przychodzą bez toreb a wychodzą z wypchaną siatką. Jak ja pracowałem w sklepie spożywczym zawsze przy wychodzeniu mnie sprawdzali - i jakoś się nie oburzałem tym faktem.


Źródło: tvnwarszawa.tvn24.pl, Uwaga!TVN/Joanna Pęcherska, Mariusz Zieliński

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama