Marta Stojanowa wygrała nasz coroczny plebiscyt na Supermamę! Niezmiernie cieszy nas ten wynik i liczba głosów, jaką oddaliście na tę niezwykłą kobietę. Marta Stojanowa to bowiem nie tylko mama i żona, ale i dobra osoba, która poświęca mnóstwo energii, niosąc pomoc innym. Nam zdradziła, co trzeba zrobić, by być „supermamą”, i czy także jej zdarzają się... rodzicielskie porażki.

Reklama

Internauci uznali Panią za Supermamę. Jakie ma Pani supermoce?

Po pierwsze, bardzo mi miło, że internauci uznali, że zasługuję na taki tytuł! Każda z nas jest supermamą, bo wszystkie robimy... co w naszej mocy. Wydaje mi się, że ja na co dzień nie robię zupełnie nic nadzwyczajnego. Pracuję, gotuję, piorę, sprzątam, odbieram ze szkoły i cierpliwie słucham, że skarpetki mają drapiącą koronkę.

A tak poważnie, to staram się przekazywać Zosi cenne wartości, staram się jej słuchać, poświęcać jej czas. Czasem wychodzi mi to lepiej, czasem w ogóle nie wychodzi i wtedy jak pewnie każdej mamie – trochę mi wstyd. Myślę jednak, że jedną z moich mocniejszych stron jest empatia. Uczucia i emocje Zośki zawsze są moim priorytetem i tym samym uczę ją, by również nie była obojętna na to, co czują inni. Staram się być wyrozumiała, tolerancyjna, patrzeć trochę dalej niż na czubek własnego nosa. Może to swego rodzaju supermoc?

Kiedy ogląda się Pani relacje i czyta posty w sieci, widzi się ciepłą, otwartą i wyrozumiałą mamę. Czy też się Pani tak postrzega? Co oznacza dla Pani „bycie fajną mamą”?

A z tym to akurat bywa bardzo różnie. Zawsze gdy myślę o „fajnych mamach”, przed oczami stają mi kobiety, które potrafią cierpliwie, przez 3 godziny dziennie układać z dzieckiem puzzle na dywanie, potem robić wyklejanki i na koniec jeszcze wspólnie budować karmnik dla ptaków. Potem patrzę na siebie, wiecznie zagonioną i roztargnioną mamę, która nie zawsze ma czas i cierpliwość do wspólnych zabaw. No i pojawiają się wyrzuty sumienia. Na szczęście jednak zawsze po chwili przypominam sobie o całej reszcie zalet, które posiadam. I powtarzam sobie, że nie każda mama musi znajdować radość w tych samych czynnościach. Jedni są lepsi w układanie puzzli, inni w piknikowanie w parku! Może i nie lubię budować karmników, ale za to uwielbiam zabierać Zosię na przejażdżki pociągiem, pokazywać jej nowe miejsca, opowiadać jej o innych kulturach, tradycjach. Bajki też piszę głównie z myślą o niej!

Bycie fajną mamą to bycie taką mamą, jaką samemu chciałoby się mieć. I ja właśnie taką mamą staram się być. Otwartą, wyrozumiałą, godną zaufania. Nie narzucam Zosi, kim ma być, daję jej dużo wolności, chcę, by widziała we mnie przyjaciółkę i mam nadzieję, że ona w przyszłości doceni to bardziej, niżeli te godziny wspólnych wyklejanek.

Zobacz także

Czyli Supermama też popełnia błędy, miewa chwile zwątpienia i poczucie winy...

Oczywiście, że tak! Macierzyństwa uczę się „na bieżąco”. Jak wiadomo, każde dziecko jest inne i niestety w dniu porodu nikt z nas nie otrzymuje niezawodnej instrukcji obsługi. Wszystkiego zatem trzeba się nauczyć, najczęściej właśnie na błędach!

Zaliczyłyśmy wpadkę ze zbyt wieloma godzinami przed telewizorem, było poczucie winy podczas pierwszego upadku z kanapy, jak i całkiem niedawno – w trakcie przeprowadzki z Cambridge do Londynu, gdy musieliśmy zmienić Zosi szkołę i tym samym rozdzielić ją z przyjaciółmi, których uwielbiała. Poczucie winy w takich momentach jest nieuniknione.

Chwil zwątpienia również było wiele, tym bardziej na początku naszej wspólnej przygody. Zosia od urodzenia była dość wymagającym dzieckiem, w dodatku dwujęzycznym, z zaburzeniami IS. Nie ukrywam, że bywało naprawdę ciężko. Zośkowe ataki histerii, prowadzenie biznesu i ta samotność, która, choćby nie wiem co, zawsze towarzyszy osobom mieszkającym za granicą, sprawiały, że dość często zamykałam się w łazience i po prostu zalewałam się łzami. Na szczęście z czasem wszystko się unormowało i od roku zjeżdżamy już z tak zwanej górki. Chwil zwątpienia jest już znacznie mniej, a nawet jeśli takowe się zdarzają, to Zosia szybko wynagradza wszystko swoim szerokim uśmiechem albo laurką z krzywym różowym sercem i napisem „I love you Marta”.

Co najczęściej mówi Pani swojej córce? Macie czas tylko dla siebie?

„Zosia, posprzątaj w swoim pokoju!” – to zdanie chyba najczęściej pada z moich ust. A tak poważnie – nie będę ukrywać, że mam tyle spraw na głowie, że często czuję, że czasu tylko dla siebie mamy zdecydowanie za mało. Staram się jednak każdego dnia po szkole zjeść z Zosią wspólny posiłek, pójść na jakiś spacer, pograć w grę czy chociażby poleżeć razem na kanapie, przez godzinkę czy dwie. Żeby czuła, że jestem tylko dla niej, właśnie tu i teraz. I że możemy porozmawiać o wszystkim.

Najłatwiej jednak jest podczas wakacji. Wtedy zwykle wylatujemy do Polski, ja robię sobie dłuższy urlop w pracy i wtedy spędzamy razem 24 godziny na dobę, przez minimum miesiąc. Uwielbiam ten czas. Zosia również wydaje się wtedy radośniejsza i mam wrażenie, że właśnie podczas wspólnych wypraw najbardziej się do siebie zbliżamy. Prowadzimy też wtedy znacznie więcej rozmów, choć z tym akurat u nas nigdy nie ma problemu.

Obie jesteśmy gadułami i codziennie wieczorem obowiązkowo opowiadamy sobie o naszym dniu. Zosia przypomina sobie wtedy różne sytuacje ze szkoły, rozmawiamy o zachowaniach innych dzieci i o tym, co poprawne, a co nie. Najczęściej mówię Zosi, że może być, kim zechce! I że nigdy nie musi słuchać niczyjej opinii, chyba że to ktoś mądrzejszy od niej. Mówię jej, by była dobrym człowiekiem, by szanowała innych. Mówię jej, że jestem z niej dumna i wymieniam wtedy po kolei wszystkie super rzeczy, które danego dnia zrobiła. Mówię jej też, że od nadmiaru czekolady psują się zęby.

Łatwiej wychowuje się dziecko za granicą?

To zależy. Na pewno trudniej jest z powodu braku rodziny, pomocnej dłoni, braku obecności babci i jej ciepłej zupy jarzynowej. Łatwiej jednak jest ze względów kulturowych. Tym bardziej w Wielkiej Brytanii. Jest tu tak duża mieszanka ludzi, że naprawdę nie trzeba się wysilać, by zaznajomić dziecko z różnymi rasami, religiami i zwyczajami, a co za tym idzie – wyzbyć się stereotypów, zaszczepić w nim tolerancję i poczucie, że jest obywatelem świata. Takim samym, jak każdy inny człowiek.

Przy Pani audiobajkach dzieci rewelacyjnie zasypiają, sprawdziłam. Ma Pani kolejne tak dobre pomysły w zanadrzu?

Bardzo mi miło! Pierwotnym zamysłem audiobajek Hello Zoś było właśnie to, by pomóc dzieciom w zasypianiu. Cieszę się zatem, że bajki działają. Kolejnym pomysłem jest zdecydowanie więcej audiobajek! I koniecznie wydanie książek w wersji papierowej. Chciałybyśmy do końca roku wprowadzić do sprzedaży 3 pierwsze egzemplarze zimowych historii oraz pakiet kolorowanek. Przed nami zatem dużo pracy! Przydadzą się kciuki!

Co chciałaby Pani powiedzieć naszym czytelniczkom, innym mamom, które wciąż szukają swojej macierzyńskiej drogi?

Chciałabym powiedzieć każdej mamie: JESTEŚ SUPER! Jesteś dla swojego dziecka autorytetem, najpiękniejszą i najważniejszą osobą na świecie. Jesteś potrzebna i kochana bezwarunkowo. Pamiętaj o tym, zwłaszcza gdy Ci ciężko. Kochaj i oddychaj głęboko. Dla tego małego człowieka jesteś całym światem! Zawsze i na zawsze.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama