Trwa wojna o jedzenie w sklepikach
Rewolucja w sklepikach i na szkolnych stołówkach podzieliła rodziców, w wielu szkołach uczniowie protestują przeciw temu, że w sklepiku nie mogą kupić białej bułki i drożdżówki, a na stołówkę przynoszą sól. Minister Beata Małecka-Libera nie zamierza jednak łagodzić przepisów.
W ramach walki z otyłością u dzieci i młodzieży od 1 września ze sklepików szkolnych zniknęły chipsy, cola, słodkie napoje, białe bułki i drożdżówki. Tylko raz w tygodniu na obiad można zjeść coś smażonego. Podobne przepisy weszły do przedszkoli.
Część szkół poradziła sobie z nowymi przepisami, ale w wielu szkołach efektem było zamknięcie sklepików lub pojawiła się groźba, że wkrótce znikną, bo chętnych do kupowania grahamek, jabłek i sałatek nie ma wielu. W ramach protestów młodzież nosi do szkoły sól i cukier, którymi doprawia szkolne obiady. W niektórych szkołach niezdrowa żywność zniknęła ze sklepików, za to pozostała w szkolnych automatach. Co na to wiceminister zdrowia Beata Małecka-Libera?
Czy nie są za ostre nowe zasady, przeciw którym protestują uczniowie i część rodziców?
To rozporządzenie było przygotowane w uzgodnieniu z ekspertami, bazowaliśmy na ich wiedzy. Mam wrażenie, że ono nie jest za ostre, może same zapisy były zbyt suche i trudne do zrozumienia, napisane prawniczym językiem. Dlatego teraz chcemy wytłumaczyć, na czym naprawdę nam zależało i jeszcze raz mocno podkreślić, że my nie chcieliśmy wyeliminować soli czy cukru, natomiast chcieliśmy zwrócić uwagę na problem nadmiaru soli i ją ograniczyć. Podobnie jest z cukrem.
Rozporządzenie na pewno pozostanie, my się z niego nie wycofamy, bo uważamy, że edukacja zdrowotna jest bardzo ważna, jednak może pewne rzeczy trzeba objaśnić. Będziemy wydawać specjalne poradniki żywieniowe, gdzie będzie opisane, jak ma wyglądać obiad, jakich składników można używać.
Czytaj też: Skąd się bierze otyłość u dzieci
To znaczy, że np. kompot z owoców będzie można trochę osłodzić?
Ja uważam, że akurat kompotu nie powinno się słodzić, bo ilość cukru zawarta w owocach jest wystarczająca. Przyzwyczailiśmy dzieci do nadmierne słodkich napojów i to jest właśnie zły nawyk. To tylko kwestia odpowiedniej ilości owoców, która spowoduje, że smak kompotu bez cukru będzie dobry.
Czytaj też: Cukier i sól w diecie dziecka
W przedszkolu i szkole można tylko raz w tygodniu smażyć. Jeśli dziecko dostanie naleśniki, to już nie dostanie placka. Czy to nie przesada?
Nam głównie chodziło o smażenie mięsa, bo uważamy, że mięso można grillować, gotować. Będziemy o tym rozmawiać, pytać, jak kucharki poradziły sobie z tym problemem.
Może przedszkolom i szkołom lepiej było pozostawić więcej swobody w tworzeniu jadłospisów?
Tu rzeczywiście jest taki prawniczy język, którego ja też nie lubię. Będziemy natomiast wydawać poradniki, żeby zobaczyć, gdzie jest ten rzeczywisty problem.
To zrozumiałe, że w sklepikach nie ma coli czy chipsów. Ale drożdżówki też nadal nie będą mogły się znaleźć w sklepiku?
Nie, drożdżówki nie mogą być sprzedawane w sklepikach i nie będą mogły, bo drożdżówka nie jest produktem, który powinien być sprzedawany dziecku w szkole. Jeśli mama chce kupić drożdżówkę czy pączka dziecku, ma taką możliwość: zrobi to popołudniu.
Najbardziej przeciw zmianom protestują uczniowie gimnazjów i liceów? Może lepiej było ograniczyć te zmiany do szkół podstawowych?
Był podnoszony argument, że jest to ograniczanie wolności. Ale ja akurat z tym się nie zgadzam. To są młodzi ludzie, którzy wchodzą w życie, będą mieli w przyszłości swoje potomstwo. Myślę, że każdy element edukacji jest dla nich ważny.
Czytaj też: Zdrowsze menu w polskich szkołach