Tak się pomaga! – odwiedziliśmy siedzibę WOŚP przed Finałem
Dla nas wrzucenie pieniążka do puszki wolontariusza Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to chwila. Dla Fundacji WOŚP pomaganie i organizacja Finału to codzienna praca. Czasem męcząca, czasem wymagająca poświęcenia, zawsze satysfakcjonująca.
Siedzibę WOŚP odwiedziliśmy w 2016 roku, przed 25. Finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Ja i fotograf przyjeżdżamy do siedziby Orkiestry na umówioną godzinę. Wokół spieszący się gdzieś ludzie. – Prace nad kolejnym Finałem tak naprawdę zaczynają się w dzień po ostatnim – twierdzi rzecznik prasowy WOŚP, Krzysztof Dobies. – Wtedy omawiamy na gorąco, co się udało, nad czym trzeba popracować. Prace trwają cały rok, ale miesiąc przed Finałem zaczyna się prawdziwe szaleństwo. Pomoc sztabom, przygotowanie identyfikatorów, organizacja studia telewizyjnego – to wymaga czasu!
Ale ,,wośpowcy" znajdują ten czas także dla nas, bo oni po prostu tacy są: otwarci, przychylni i pomocni. Lukrowana laurka? A jednak...
kliknij baner i wygraj zdjęcie swojego dziecka na okładce „Mamo, To Ja”
Po pierwsze spokój
Po niewielkiej siedzibie oprowadza nas Bartosz Chodorowski z Biura Prasowego WOŚP. Najpierw zaglądamy do małego pokoju, w którym kilka osób zajmuje się czuwaniem nad aukcjami. Chcemy zrobić zdjęcia, jednak okazuje się, że nasz fotograf zapomniał karty do aparatu. Ludzka rzecz, ale musi wrócić po nią do domu, co zajmie mu kilkanaście minut. A my mamy tak mało czasu!
Martwię się, że nie zdążymy zobaczyć wszystkiego. Ja się denerwuję, a ,,wośpowi" ludzie uspokajają, że na pewno damy radę, że nie ma się co tak przejmować. Uff, no dobrze, to w takim razie, zanim fotograf dojedzie z kartą, ja popytam trochę o aukcje.
Pracowicie, ale z sercem
Co roku wolontariusze Orkiestry organizują samodzielnie około tysiąca aukcji (w zeszłym roku było ich prawie 1400). Katalogują zgłoszone przedmioty, fotografują je, opisują, wprowadzają do bazy danych i wystawiają na aukcję. W pracach uczestniczy na początku trzech wolontariuszy, ale im bliżej Finału, tym więcej potrzeba rąk do pracy. – Wtedy do pomocy zgłaszają się wolontariusze Pokojowego Patrolu, którzy pomagają przy organizacji także w weekendy – mówi Marlena Kuczko, od 15 lat wolontariuszka Pokojowego Patrolu, od trzech lat zaangażowana w przygotowywanie aukcji. – Każdy z nas ma swoje mocne strony, więc tak potrafimy ułożyć prace, by maksymalnie wykorzystać swoje zdolności. Dlatego zwykle do przeprowadzenia wszystkich aukcji wystarczy nam około siedmiu osób – dodaje.
W najgorętszym okresie jednak praca w Fundacji nie kończy się o godzinie 16 czy 17. Wolontariusze zostają przy biurkach znacznie dłużej, ale nie narzekają na to. – Pewnie, czasem jest się kompletnie wykończonym, – przyznaje Marlena – ale fakt, że pomagamy, dodaje skrzydeł. Bo zdarzają się takie momenty, że do siedziby przychodzi rodzic, by podziękować za sprzęt w szpitalu, który uratował życie jego dziecka. Człowiek unosi się wtedy nad ziemią...
Fabryka identyfikatorów
Teraz Bartosz zaprasza nas do... piwnicy. Tak, tak, siedziba WOŚP jest niewielka, a pracy dużo, wykorzystuje się więc każdy metr kwadratowy. Wchodzimy do niewielkiego pomieszczenia, w którym trwa produkcja identyfikatorów, bo przecież wszyscy wolontariusze muszą posiadać dokumenty uwiarygodniające ich pracę podczas Finału. – Taki identyfikator albo wyrabiamy my po przesłaniu przez sztab odpowiednich dokumentów, – wyjaśnia wolontariuszka WOŚP Monika Domańska, która pracuje przy organizacji Finałów już cztery lata – albo wolontariusze danego sztabu stawiają się osobiście i sami wyrabiają swoje identyfikatory. A praca przy ich produkcji jest mrówcza. Trzeba zweryfikować przesłane przez sztaby dokumenty, zatwierdzić je i fizycznie stworzyć każdy identyfikator. W ruch idą gilotynki do przycinania papieru, laminatory, pieczątki... Prace trwają często do późnych godzin wieczornych, pomagają w nich wolontariusze Pokojowego Patrolu i wszyscy, którzy zgłoszą swoją chęć do pomocy (wśród nich są często mamy z maluchami i starsze dzieci).
Zobacz film, jak w 2015 roku wyrabialiśmy identyfikatory dla naszego sztabu:
Co roku przyjeżdża do siedziby około 200 sztabów – z całej Polski, a nawet z innych krajów! Nie zawsze umawiają się na wizytę, czasem pojawiają się zupełnie niezapowiedzianie i wtedy jest naprawdę tłoczno, głośno i wesoło. Powód takiej frekwencji? – Wolontariusze angażują się bardzo mocno w swoje działania, a poza tym chcą się z nami spotkać, pogadać, przekonać się, jak pracujemy, no i zobaczyć się z Jurkiem Owsiakiem – tłumaczy Monika.
Niezapomniane wizyty
W pustym do tej pory pomieszczeniu pojawiają się dzieci ze sztabu nr 3699. Przyjechały busikiem aż z Opalenicy (to ok. 350 km od Warszawy, a więc pewnie musiały wyjechać mniej więcej o 7 rano – szybko liczę). Wśród nich jest drobniutka Michalina. Ma dopiero osiem lat, jest najmłodszą wolontariuszką sztabu. Kiedy pytam ją, dlaczego bierze udział w Finale, odpowiada krótko: ,,Bo lubię pomagać". Inne dzieci jej przytakują.
Spotkanie z Jurkiem Owsiakiem to dla wolontariuszy ogromne przeżycie, ale nie zawsze jest możliwe. – Przed Finałem jest tak dużo obowiązków, różnych wyjazdów, rozmów, a Jurek tylko jeden – śmieje się Monika. My jednak mamy szczęście. W pomieszczeniu pojawia się Jurek Owsiak. Organizatorzy sztabu wręczają mu oryginalny prezent: replikę pierwszego polskiego motocykla Lech, który został wyprodukowany właśnie w Opalenicy. Chwalą się, ile pieniędzy udało im się zebrać dwa lata temu i rok temu, przedstawiają swoich najmłodszych wolontariuszy. Jurek cieszy się, ogląda prezent, dopytuje o szczegóły, rozmawia z dziećmi i robi sobie z nimi zdjęcia. Mówi szybko, jak to on, ale nie pospiesza nikogo, nie naciska, że musi już lecieć, a kiedy zostaje poproszony o nagranie krótkiego filmiku, który ma zachęcić mieszkańców Opalenicy do wzięcia udziału w 25. Finale, robi to bez mrugnięcia okiem, dorzucając jeszcze garść szczegółów dotyczących opalenickich finałowych atrakcji, które poznał zaledwie kilka minut temu. Oto czym jest uważne słuchanie!
Święto pomagania i radości
Po nagraniu Jurek żegna się z dziećmi i szybko biegnie po schodach na drugie piętro. Jest już troszkę spóźniony – czekają na niego telewizyjni dziennikarze – ale daje się namówić jeszcze na chwilę rozmowy specjalnie dla czytelników ,,Mamo, To Ja". Podczas niej zastanawiam się głośno, czy ten Finał ma szansę być taki sam jak poprzednie, czy nasza nowa rzeczywistość go jednak nie zmieni. Ale Jurek nie ma takich wątpliwości: ,,Co prawda mam już inne czerwone spodnie i inną żółtą koszulę, ale nadal są to czerwone spodnie i żółta koszula. Finał będzie zawsze Finałem. To święto pomagania, radości i bycia razem. Nic tego nie powstrzyma".
Na zakończenie naszej rozmowy zachęca wszystkich czytelników ,,Mamo, To Ja" do zamknięcia na chwilę oczu i zastanowienia się, kim byli ćwierć wieku temu, a w którym miejscu życia są teraz. – A potem jeszcze spróbujcie sobie przypomnieć, co przez te 25 lat przetrwało w takim duchu jak Orkiestra – prosi. Cóż, moim zdaniem – niewiele...
Tymczasem dzieci, które 25 lat temu brały udział w Finale*, same teraz mają dzieci, które za chwilę będą pomagać, a nawet może już pomagają. – Prawdziwa metafizyka – podsumowuje Jurek Owsiak, a mnie przechodzi dreszcz, bo wiem, że ma rację.
* Siedzibę WOŚP odwiedziliśmy w 2016 roku, przed 25 Finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.